J. Stalin. Dla jednych po prostu muzyczna ciekawostka i posiadacz jednej z najdziwniejszych i najbardziej kontrowersyjnych ksywek w rapie. Dla mnie oprócz tego jedna z ciekawszych postaci na scenie kalifornijskiego gangsta-rapu i człowiek, który z masy przeciętniaków na kozackich bitach wyróżnia się do tego własnym, świeżym stylem, dzięki któremu liczby jego słuchaczy i lista uznanych współpracowników wciąż rosną - tym razem znajdziemy tu m.in. Too $horta, E-40, Ya Boya i Big K.R.I.T.'a.
Ostatni pełnoprawny krążek (bo masy street-albumów wydawanych jak na kalifornijczyka przystało w ilości kilku rocznie nie liczę), "Prenuptial Agreement" z roku 2010 zaciekawiał singlami ("Everyday My Birthday"!), ale przynudzał jako całość przez zbytnią monotematyczność i jednostajność. Jak jest tym razem?
Ostatni pełnoprawny krążek (bo masy street-albumów wydawanych jak na kalifornijczyka przystało w ilości kilku rocznie nie liczę), "Prenuptial Agreement" z roku 2010 zaciekawiał singlami ("Everyday My Birthday"!), ale przynudzał jako całość przez zbytnią monotematyczność i jednostajność. Jak jest tym razem?