"Do The Right Thing", trzeci pełnometrażowy film w dorobku Spike’a Lee, to zarazem jeden z jego największych kasowych hitów (31 mln $ zysku) i bezapelacyjny klasyk, którego nie mogliśmy pominąć w naszym przeglądzie twórczości mistrza. Ten kontrowersyjny, wywołujący dyskusję na niechętnie poruszane tematy uprzedzeń rasowych dramat z wieloma elementami komediowymi świetnie oceniono już w momencie ukazania się latem 1989 r., a z biegiem czasu nie został zapomniany i wcale nie stracił na wartości.
Odpowiedzialny za scenariusz, reżyserię, produkcję i grający zarazem główną rolę Spike Lee zawarł w tym filmie esencję swojego stylu. "Do The Right Thing" umiejętnie bowiem łączy sceny komediowe z poważnym, ambitnym przesłaniem całości, napięcie budowane jest stopniowo i umiejętnie, a zaskakujące zakończenie daje nam wiele do myślenia… To także kolejny film, przedstawiający realia życia w Nowym Jorku z perspektywy zwykłych mieszkańców tamtejszych blokowisk.
Film
Film
Spike Lee to bez wątpienia jeden z tych reżyserów, którzy nie boją się podejmować problemów trudnych, kontrowersyjnych, mogących wywołać burzliwy dialog w społeczeństwie. Jeśli myślicie o ambitnym kinie afro amerykańskim, w głowie natychmiast powinno wam się zapalać światełko z jego nazwiskiem. Działający aktywnie w przemyśle filmowym od 1983 r. artysta pod koniec XX w. miał już na koncie kilkanaście świetnie przyjętych "jointów", a założona przez niego na początku kariery, prężnie rozwijająca się wytwórnia filmowa "40 Acres & A Mule Filmworks" stała się symbolem zaangażowanego kina afro amerykańskiego na najwyższym poziomie.
Na jesieni 2000 r. do kin w USA trafiła kolejna produkcja spod ręki mistrza – napisane i wyreżyserowane przez niego "Bamboozled". Film ten szybko okazał się komercyjną klapą, a mieszane recenzje i masa kontrowersji mu towarzyszących spowodowały, że po latach został niejako zapomniany i niezmiernie rzadko stawia się go w jednym rzędzie z pozostałymi klasykami Lee... Nie oznacza to jednak, że "Bamboozled" nie jest dziełem wartym uwagi – wręcz przeciwnie. Ta podejmująca problematykę rasową gorzka satyra na współczesny przemysł telewizyjny stanowi ważny element Spike’owej układanki, pozwalającej nam zrozumieć lepiej istotę tkwiących w społeczeństwie amerykańskim tarć i napięć.
Kariera Spike'a Lee jest naprawdę przebogata, a tydzień to zdecydowanie za mało, żeby zaznajomić was z jego twórczością. Tym bardziej, że Spike swoje zasługi notował nie tylko na polu reżyserii czy scenariusza, ale także produkcji. W filmie "New Jersey Drive" jest executive producerem, zresztą jego rękę w efekcie końcowym dostrzeże każdy kto zna charakterystyczne zagrywki z jego innych filmów. Jak widzicie jednak przede wszystkim skupimy się na przepotężnym soundtracku, zdecydowanie najlepszym jaki słyszałem w życiu, dwucześciowym wydawnictwie na którym pojawia się cała plejada gwiazd tworząc z dwóch krążków swoiste "the best of '95 hip-hop".
Kiedy ktoś kojarzy fakty, połączy czas powstania materiału z ksywkami zrozumie o co chodzi. Fanom rapu nie muszę tłumaczyć w jakiej formie w tamtym czasie byli Notorious B.I.G., Jeru The Damaja, Boot Camp Click, Redman, Naughty By Nature, Queen Latifah, Pharoahe Monch, O.C., Heavy D czy Lords Of The Underground. Wszyscy z wyżej wymienionych pojawiają się na soundtracku, a to może połowa tego co na nim znajdziecie.
"Clockers" trafiło na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych we wrześniu 1995 roku, stanowiąc uzupełnienie obrazu ukochanej dzielnicy Spike'a Lee, który widzieliśmy w "Crooklynie". Singlem promującym soundtrack jest sequel legendarnego "Crooklyn Dodgers" gdzie w miejsce Buckshota, Masta Ace'a i Special Eda pojawiają się Chubb Rock, O.C. i Jeru The Damaja. Zarówno kawałek jak i film z czasem zyskały status klasycznych, ale "Clockers" okazał się porażką amerykańskiego box-office'u. Nie jestem w stanie tego zrozumieć, ale 25 milionów zielonych zainwestowanych przez producentów (samego Spike'a, ale również... Martina Scorsese) nigdy się nie zwróciło.
Scenariusz wraz z bohaterem naszego tygodnia stworzył Richard Price, autor powieści "Clockers", na podstawie której stworzono fabułę filmu. Perspektywę patrzenia na Nowy Jork zmieniono z oczu dziecka w "Crooklynie" na oczy clockersów czyli narkotykowych dilerów z podwórek projektów NYC. To jeden z najbardziej brutalnych filmów Spike'a nie tylko ze względu na ilość krwi na ekranie, ale również w aspekcie moralnym. Mnóstwo tutaj scen, które zostają w pamięci jak drzazgi, ale jednocześnie wyjaśniają pewne mechanizmy, które dla białego Europejczyka niekoniecznie muszą być w pełni zrozumiałe.
W życiu urodzonego w 1957 r. na Południu Stanów Zjednoczonych Sheltona Jacksona Lee jazz obecny był praktycznie od kołyski. Bill Lee - ojciec chłopaka, ochrzczonego kilka lat później przydomkiem "Spike", utrzymywał rodzinę z gry na gitarze basowej w zespołach jazzowych, choć w swojej karierze współpracował też z takimi artystami jak Aretha Franklin, Cat Stevens, Bob Dylan czy Simon and Garfunkel. Na przełomie lat 50. i 60. familia przeprowadziła się z Atlanty na nowojorski Brooklyn, a za nimi podążyła kultywowana w domu Lee miłość do jazzu…
Trzydzieści trzy lata później, w sierpniu 1990 r. na ekrany amerykańskich kin trafił czwarty pełnometrażowy film autorstwa Spike'a Lee, przepełniony muzyką jazzową "Mo' Better Blues". Odpowiedzialny za scenariusz, reżyserię i produkcję, a także występujący tu jako aktor Spike stworzył niesamowicie klimatyczny i realistyczny obraz codziennego życia uzdolnionego trębacza z Nowego Jorku. Fakt obsadzenia w roli głównej świetnego, znanego już między innymi z "Freedom Cry" i "Glory", 35-letniego wówczas Denzela Washingtona bez wątpienia pomógł filmowi odnieść w USA sukces komercyjny. Zresztą jak najbardziej zasłużony.
Nasz nietypowy tydzień ze Spikiem Lee trzeba rozpocząć z impetem, a "Crooklyn" to dzieło bardzo dobre na początek drogi z wybitnym reżyserem i scenarzystą. I aktorem. W filmie z 1994 roku Spike gra rolę nałogowego wąchacza kleju, który okrada niewinne dzieci z pieniędzy, ale żeby było jasne - "Crooklyn" nie jest o patologicznej stronie Brooklynu. To obraz, który w uniwersalny sposób przemówi do pamięci dzieciństwa każdego widza, ale jednocześnie ukazuje specyfikę ukochanej dzielnicy reżysera.
Im bliżej jesteśmy końca, tym sytuacja robi się dużo bardziej poważna, ale pierwsza połowa filmu to też znakomita rozrywka. Druga część zadba o to, żebyście film zapamiętali na długo i wynieśli z jego oglądania pewne wartości. Duże słowo, ale w tym wypadku opisuje faktycznie dużą rzecz jaką jest rodzinna więź. Jako portal muzyczny nie odmówimy sobie również przyjrzenia się bardzo istotnej, jak to zwykle u Spike'a bywa ścieżce dźwiękowej i jej znaczeniu dla odbioru filmu.