Felietony

Felietony

dodano: 2014-01-12 21:47 przez: Mateusz Natali (komentarze: 18)

To już czwarta odsłona mojego felietonowego cyklu, więc stwierdziłem, że w końcu wypadałoby pochylić się nad wątkiem, który z oczywistych względów jest bliski mojemu sercu, czyli nad kondycją polskiego freestyle'u. Pochylam się zatem i garść refleksji dołączam, zapewne nie pokrzepiających, ale też nie wpisujących się w dominujące stanowisko, które w skrócie wyraża sentymentalne stwierdzenie: "kiedyś to umieli fristajlować, a teraz to same leszcze na bitwach".

kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap
dodano: 2014-01-12 17:26 przez: Mateusz Natali (komentarze: 13)

Wśród licznych podsumowań roku 2013 mamy dla Was tekst nietypowy... bowiem sprzed 10 lat. Marcin Flint postanowił wówczas na łamach magazynu "Ślizg" pokusić się o prognozę jak polski rap wyglądać będzie za 10 lat, oczywiście z przymrużeniem oka i w lekko krzywym zwierciadle. Warto sprawdzić i porównać, tak jak porównuje się futurystyczne science fiction z rzeczywistością, gdy przedstawiony w nich rok nadejdzie. Chcielibyście przeczytać podobną prognozę Flinta na rok 2023? Poniżej skan ze "Ślizgu" oraz przepisany przez autora felieton, by wygodniej się go czytało.

Tagi:
dodano: 2013-12-29 21:21 przez: Mateusz Natali (komentarze: 28)

Rok 2013 prawie za nami, więc cały świat, w tym także ten hip-hopowy, bawi się w podsumowania. Wy pewnie też buszujecie po linkach z top ileś tam na rapowych forach, czy stronach filmowych i porównujecie je ze swoimi typami. Nie będę was więc wybijał z rytmu i również poddam się pokusie klasyfikacji. Że idę na łatwiznę? Być może, ale w przyszłym roku będę miał jakieś 26 okazji, żeby na nią nie iść, także dajcie człowiekowi skorzystać z takiego samograja jak "podsumowanie roku".

O najlepszych płytach, wydarzeniach i odkryciach mijającego roku będziemy dziś mówić szerzej z Ematei'em w Rap Sesji. Tutaj natomiast przedstawię wam mój subiektywny ranking najlepszych polskich numerów rapowych ostatnich dwunastu miesięcy. A żeby nie było zbyt nudno, to opisom numerów będą towarzyszyć ogólne refleksje dotyczące polskiej sceny, co by felietonowy charakter całkiem się nie zatarł.

dodano: 2013-12-15 20:00 przez: Kuba Rużyłło (komentarze: 21)

W ostatnich tygodniach internetową debatę dotyczącą kultury zdominował wątek Warsaw Shore, czyli ekipy powołanej w celu sformułowania małomiasteczkowej antytezy dla Mensy. Nie chcę się tu zagłębiać w szczegółowy opis samego programu, ani w przekrój reakcji jakie wzbudza. Natomiast chciałem przyznać się, że jak wielu z was, jestem wiernym widzem tego programu. Do tej pory w dziedzinie uczestnictwa w życiu kulturalnym, trzymałem się szlachetnej i stojącej w zgodzie z egzystencjalnym podejściem do życia zasady, że tych spośród jego przedmiotów, które uważam za szkodliwe, podłe czy zwyczajnie głupie – nie tykam. Często słyszałem od znajomych, że "no tak, ja czytam pudelka, ale to dla beki", albo "no, oglądam Pamiętniki z wakacji, ale to tak nie na poważnie". Stawałem wówczas na rażącym swoją powagą stanowisku, że powód jest tu nieważny; tak czy siak, czytasz/oglądasz, więc wspierasz badziew, ergo przyczyniasz się do upadku kultury.

Podobne przesłanie, w którymś z wywiadów zawarł kiedyś Mes, więc kiedy któregoś razu podczas wspólnej pociągowej podróży na jakąś imprezę zobaczyłem, że wraz z chłopakami z Alkopoligamii przeglądają jakieś Bravo, czy coś w tym stylu (chłopaki mieli zwyczaj, nie wiem czy wciąż praktykowany, że na dłuższe podróże zaopatrywali się w tego typu prasę, aby móc zabić czas w podróży śmiejąc się z jej zawartości), spytałem go jak to się ma do jego deklaracji o niewspieraniu tego typu dóbr kulturowych. Mes odpowiedział mi wówczas, że każdy ma prawo do odrobiny hipokryzji, co – piszę to bez ironii - wydało mi się sensownym wytłumaczeniem. Sam też znalazłem wentyl dla mojej, do tej pory brutalnie głodzonej - przynajmniej na tym polu - hipokryzji i teraz za jej cierpliwość spotyka ją zasłużona nagroda w postaci możliwości wyjścia na powierzchnie przy okazji pojawienia się takiego dzieła jakim jest Ekipa z Warszawy. Moja hipokryzja może poczuć się teraz jak panisko, zasłużyła na taką ucztę.

dodano: 2013-12-01 20:00 przez: Kuba Rużyłło (komentarze: 18)

Kiedy Ematei składał mi propozycję pisania cyklicznych felietonów dla Popkillera, jednym z argumentów, którym się wsparł był ten mówiący, że często patrzę na rap z bardziej sceptycznej i uszczypliwej perspektywy niż on. To mocno eufemistyczny opis tego rozróżnienia. Moim zdaniem można śmiało powiedzieć, że w podejściu do polskiego rapu ja i Ematei to dwie skrajności. Kiedy myślę o sielankowej relacji Mateusza i hip-hopu jawi mi się ona jako odcinek pilotażowy "Domku na prerii". Wydaje mi się, że kiedy Ematei idzie spać, śni mu się "Full Clip". Jeśli w którejś z alternatywnych rzeczywistości Krzyś z uroczych bajek Milnego wyrósł na KRS-One'a, to nie mam wątpliwości, że jego Kubusiem Puchatkiem musiał być Ematei. A gdyby Wiz Khalifa wpadł na pomysł produkowania swojej podobizny w postaci pluszowych zabawek... Starczy. Myślę, że rozumiecie o co mi chodzi.

Jeżeli zatem relację Mateusza i rapu można porównać do niekończącego się miesiąca miodowego, to ja i polski rap tworzymy toksyczny konkubinat. Konkubent to słowo naznaczone patologią. Wydaje mi się, że funkcjonuje w języku głównie po to, by nadawać odpowiednio ponury nastrój tabloidowym notkom o przemocy w rodzinie. „Dramat w warszawskich blokach. Pijany Hip-hop (40 l.) bił do nieprzytomności swojego konkubenta Jakuba R. (26 l.) kablem od prodiża”.
Polski hip-hop coraz częściej mnie nuży, coraz rzadziej zaskakuje. Wydaje mi się, że źle mu robi okres prosperity: to, że dla wszystkich starcza, wszyscy są nasyceni. A przecież, jak mówi klasyk, diamenty powstają pod ciśnieniem.

Tagi:
kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap
dodano: 2013-11-16 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 8)

Moda jest największym wrogiem hip hopu, przynajmniej w opinii większości tych, których misją życiową stała się obrona jego czystości. Zgadzacie się? Bo ja nie. Moim zdaniem to czy jest wrogiem czy przyjacielem zależy od tego jaka to moda. Dlatego właśnie nie uważam, że aktualna tendencja w mainstreamowym rapie za Oceanem psuje cokolwiek. Oprócz tego, że przyniosła opcję "dumb it down", wniosła też olbrzymie pole dla kreatywności, poszukiwań nowych sposobów rapowania i realizowania nagrań, a także większe możliwości do zamykania tekstów w nowej rytmice. Dzisiaj jednak nie o tym. Będzie o modzie, na przykładzie której mogę wam pokazać, że czasem nie ma w niej absolutnie nic złego.

Zarówno w Polsce jak i w USA popularyzuje się realizowanie cypherów. Jeden mikrofon, kilku MC's, przeważnie jeden bit. Wchodzisz, nawijasz tak, żeby przekonać odbiorcę, że warto poświęcić ci uwagę i poszukać studyjnych nagrań, odchodzisz i na twoje miejsce wchodzi w następny. Przyjazna konkurencja. Podnoszenie poziomu sobie i innym, poszukiwanie sposobu, żeby przekonać, że to właśnie ten MC jest wart uwagi. Jest w tym cokolwiek złego z punktu widzenia kultury hip hop?

Tagi:
kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap
dodano: 2013-11-04 19:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 27)

Zawsze wydawało mi się, że jestem całkiem normalnym gościem. W trakcie i po pierwszym odsłuchu "Marshall Mathers LP 2" zacząłem jednak analizować swój tok myślenia i wychodzi na to, że nie do końca. Gdyby każdy słuchacz rapu zadawał sobie takie pytanie - czy przypadkiem nie krzywdzę swojego ulubionego artysty ściągając jego album? I to przed premierą! Co z tego, że wiem, że płyta stanie u mnie na półce w przeciągu kilkunastu dni, fakt jest faktem. Co mam poradzić? Pojawił się "Berzerk", leciał pół dnia w kółko, pojawiło się "Rap God", porwało kilka godzin z rzędu rozkminiania tego "level: insane", kiedy pojawił się numer z Kendrickiem wewnętrzna walka była skazana na porażkę. Minęło kilka godzin i słuchałem "MMLP2". Oczywiście z poczuciem winy, ale zarazem bez żalu. Tłumacząc samemu sobie, że skoro w żenującym soundsystemie mojego nie mniej żenującego samochodu oryginalne kasety "MMLP" i "SSLP" przeleciały tysiąc razy, to jestem chociaż trochę usprawiedliwiony. Ale mimo wszystko było mi głupio jak usłyszałem TO. Czy to normalne?

To nie chęć oszustwa i kradzieży, to niemożliwy do pohamowania głód rapu, który towarzyszy ci każdego dnia. Znacie to? Czym innym jest byciem fanem rapu, czym innym bycie freakiem. Poczucie winy, kiedy myślisz o muzycznych regionach, które masz obowiązek (tak, obowiązek!) sprawdzić, ale nie ma kiedy. Nieustanne wrażenie, że muzyki jest tak dużo, a czasu tak mało. Dobieranie albumu w tło dla golenia albo zmywania przez więcej czasu niż trwa sama czynność. Witam was w moim świecie. Nie jest zdrowy, wychowałem się na Eminemie, więc nie może być, prawda?

kategorie: Felietony
dodano: 2013-10-06 18:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 23)

Każdy z nas ma w sobie hipstera. Mniejszego lub większego, ale zawsze. To taki pokraczny "zwykły w nas" jak u Mesa, tylko przejawia się pod postacią ciarek na plecach, wskutek odkrycia na własną rękę rewelacyjnego albumu. Jego obecność wywołuje w nas dumę, w momencie gdy jesteśmy jedną z niewielu osób mogących się poszczycić fizyczną wersją krążka wydanego w limitowanej edycji dla najbardziej zagorzałych fanów. Zjawisko to wzbudza wiele negatywnych emocji, które - przyznam szczerze - nie zawsze rozumiem.

Niedawne zniechęcenie fanów do Macklemore'a ukazało apogeum awersji do show-businessu i rotacji radiowych. Niektórzy nie ukrywają, że od kiedy współautor "The Heist" zaczął rapować w futrze na hulajnodze (wiem, to zdanie brzmi jak losowy wers Rocha Pawlaka), a bounce'ujące babcie w warzywniakach jęły rozpływać się z rozkoszy, słysząc wibrujący głos jego czarnego kompana, wielu z nich nie czerpie już z tych utworów takiej radości co przedtem. Rzecz jasna, jest to zachowanie dziecinne i trudno je obronić. Niemniej podejmę się tego zadania.

Tagi:
dodano: 2013-09-14 16:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 17)

Dzisiejsza scena coraz rzadziej zaskakuje słuchacza. Trudno kogokolwiek za to winić, w końcu ile razy można wymyślać koło od nowa? Blisko był Kendrick Lamar, który swoją gościnną zwrotką na "Control" Big Seana wywołał prawdziwą burzę. Chociaż zdecydowanie jestem jego fanem i cieszy mnie zamieszanie, za które jest odpowiedzialny, to bawi mnie, że aż tylu ludzi dostrzega sens w nieustannej dyskusji na jego temat (szkoda, że jeszcze Obama nie wydał stosownego oświadczenia w tej sprawie). To dobry, ważny utwór, ale jednocześnie oczywisty - nie ma potrzeby by nad nim się rozwodzić. Jednocześnie nie mogę się nadziwić tym, którzy nie rozumieją jego założenia. Wszystko jest podane na tacy, a wszelkie odpowiedzi innych raperów mają - moim zdaniem - aspekt czysto rywalizacyjny bądź marketingowy. Albo po prostu, jakby to powiedział Bolec w tej sytuacji: "chłopakom brakuje luzu". Jak się okazało niedługo później - król jest jeden. Eminem I Wielki powrócił z singlem, którym udowodnił, że to właśnie na niego powinny być skierowane spojrzenia krytyków, słuchaczy oraz amerykańskich odpowiedniczek naszych Grażyn z warzywniaka.

kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap
dodano: 2013-08-19 19:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 17)

"What is competition? I'm tryna raise the bar high/ Who tryna jump and get it? You better off tryna skydive" - właśnie te wersy stanowią klucz i esencję dyskutowanej szeroko zwrotki Kendricka Lamara w "Control" Big Seana. Te wersy, a nie lista raperów zakończona lirycznymi groźbami czy ogłaszanie się Królem Obydwu Wybrzeży. W tym tygodniu - zdecydowanie nie bez powodu - R.A. The Rugged Man napisał na swoim FB "Kane wanted to be better than Rakim, G-rap wanted to be better than Kane, KRS wanted to be better than Melle Mel. That competitive spirit is what made them become so great. This New School mentality of 'I just Vibe-Out and make music' is why there is so many wack MC's today". A Nas - mogący przecież jako jeden z "NY Kings" poczuwać się do ataku - skomentował tę zwrotkę krótko: "Wow. My reaction is wow. I love hip-hop right now." Wygląda na to, że terapia wstrząsowa spotkała się z odpowiednim odzewem...

dodano: 2013-07-14 16:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 38)

W ostatnich latach mieliśmy sporo reaktywacji, jak i powrotów, jedne bardziej, drugie mniej udane, jednak poziom ocenił już rynek i zainteresowanie danymi albumami. Ale nie ich ilość zadziwia mnie tu i załamuje, ale reakcja części słuchaczy. Gdyby Zeus widział jak jego - udane swoją drogą - wersy o dinozaurach dopasowywane są do każdego rapera, który nie wydał płyty przez 3-4 lata pewnie schowałby twarz w dłoniach. Czy chodzi o nowy album kogoś, kto przez cały czas działał solowo, czy kogoś kto od zawsze wydawał płyty co 4-5 lat, czy kogoś kto rzeczywiście powraca po dłuższej przerwie, związanej często z życiowym zamieszaniem - głos jest jeden i zgodny: "na pohybel dinozaurom, hańba, hajs się skończył, nikogo to nie obchodzi, tylko nowe, świeże, postępowe!"

Info o reaktywacji Kalibra 44 wywołało u nas w redakcji głośne "wow". Zarówno ja jak i Daniel po dziś dzień znamy również ostatnie nagrane już bez Magika 3:44 i takie "Konfrontacje" moglibyśmy nawijać z pamięci wybudzeni w środku nocy. Fakt więc, że działający regularnie solowo i na stale wysokim poziomie Abradab ponownie łączy siły ze swoim bratem Joką, który w ostatnich latach gdzie by się nie pojawił zamiatał stylówką prawie wszystko, co w danym roku wyszło (featuringi na Czarnym Złocie i Miuoshu) jest informacją jednoznacznie kozacką, bo pytania o nowe nagrania Joki zadawaliśmy sobie regularnie a nie od dziś wiadomo, że obaj bracia studyjnie mają taką chemię jak mało kto. Tymczasem czytam komentarze i co widzę? "Dinozaury, nic nie nagrali przez dekadę, teraz hajs się skończył". "Jak to Kaliber bez Magika?". "Beka, nie chcemy takich powrotów". "Słucham rapu już 5 lat, nigdy tych dinozaurów nie słuchałem i tego też nie sprawdzę". "Odeszli, to kto im teraz pozwala wracać". Czytam i zastanawiam się tylko - WHAT THE FUCK? O co w tym wszystkim chodzi?

Tagi:
kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap, News
dodano: 2013-07-02 17:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 12)

Brooklyn to nie tylko miejsce, gdzie wiedzą jak strzelać do siebie nawzajem i palić blanty-giganty, ale też miejsce, gdzie raperzy sprawnie opanowali umiejętność robienia biznesu. Do napisania tego materiału zainspirowały mnie dwa newsy dotyczące dwóch postaci z dwóch kompletnie różnych pokoleń i części BK. Jeden pochodzi z Marcy Houses, ma ponad cztery dychy i tyle pieniędzy, że cała redakcja Popkillera po sprzedaży obydwu nerek nie byłaby w stanie zapłacić jego podatków. Drugi to newcomer, który jeszcze nie może legalnie kupić browarka, ale już przypisano mu rolę reanimatora tradycji swojej dzielnicy. W przeciwieństwie do obowiązujących w Polsce dwóch przykazań Włodka "po pierwsze nie dla sławy, po drugie nie dla pieniędzy", obydwaj są żywo zainteresowani jednym i drugim. Chodzi mi oczywiście o Jaya-Z, który lada chwila dostarczy właścicielom Samsung Galaxy swój materiał na długo przed premierą i Joeya Bada$$a, który właśnie rzucił mixtape "Summer Knights", który miał być ostatnim sprawdzianem przed oficjalnym mainstreamowym debiutem.

dodano: 2013-05-04 20:00 przez: Paweł Miedzielec (komentarze: 31)

Rok 2012 minął nam nie tylko pod znakiem Euro, olimpiady w Londynie czy kolejnej niespełnionej przepowiedni o końcu świata. Na rynku fonograficznym obfitował on również w wiele ciekawych wydarzeń muzycznych - dla mnie jednak kojarzył się głównie z dwudziestą rocznicą powołania do życia legendarnego labelu Death Row Records, który na zawsze odmienił oblicze Hip-Hopu i zapisał się w historii rap gry złotymi zgłoskami, nawet pomimo wszystkich kontrowersji oraz całej złej sławy, jaką wytwórnia cieszyła się w swoich najlepszych dniach...

kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap
dodano: 2013-04-28 19:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 19)

Normalnie aż strach się odezwać, oceniać, czy też zwyczajnie wyrazić swoją opinię. Szufladki to wbrew pozorom nie tylko domena słuchaczy oraz dziennikarzy muzycznych. Raperzy lubią je tak samo jak inni. Skłamałbym mówiąc, że tego nie rozumiem; umiejętnie korzystanie ze skrótów myślowych ułatwia wyklarowanie pewnych myśli. Problem zaczyna się wtedy, gdy te skróty prowadzą do ślepej uliczki.

Od ładnych kilku lat panuje dziwna tendencja do nazywania hejterem każdego, kto ośmieli się nieprzychylnie ustosunkować do danej płyty.

kategorie: Felietony, Hip-Hop/Rap
dodano: 2013-03-09 20:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 15)

Kiedy polski Spinner jeszcze nawet nie był w planach, a Ślizg leżał w co drugim kiosku, rap nie był naszą pracą (nadal nią do końca nie jest), a mimo to ślęczeliśmy godzinami czytając piąty raz ten sam artykuł albo polowaliśmy na albumy, które śniły nam się po nocach. Nie wynikało to z faktu, że musieliśmy być na bieżąco, żeby utrzymać merytoryczny poziom Popkillera na dobrym poziomie, ani o to, że ta wiedza nam się "opłacała". Do dziś wydaje mi się, że nie ma możliwości robić tego, jeśli nie jest to twoją naturalną pasją. Kiedy po rozmowie kwalifikacyjnej dostałem pracę na pl.spinner.com, a potem zainteresowałem projektem Mateusza, zaczęło nam zależeć, żeby nasza robota zaczęła trafiać do jak największej ilości pasjonatów takich jak my, a tych zaczęło przybywać. Boom na rap był wcześniej, ale jego efekty nie przestały działać po tym jak klipy zniknęły z telewizji muzycznych - do dziś słuchaczy rapu przybywa w naszym kraju błyskawicznie, a ich ilość sprawia, że hip-hop stał się najsilniejszą gałęzią polskiego przemysłu muzycznego.

W tej branży wszystko przekłada się na odsłony i wejścia, które pozwalają rozwijać skrzydła, kłamałbym gdybym powiedział, że to nas nie obchodzi - przeciwnie. Nadal chcemy zwiększać zasięg. Pamiętam jednak jak się czułem w momencie, kiedy przestawał istnieć Ślizg, a potem MHH i bardzo cieszę się, że internet daje hip-hopowym głowom w Polsce możliwość dotarcia do różnorodnych informacji z taką łatwością.

Strony