Klasyk Na Weekend

Klasyk Na Weekend

recenzja
dodano: 2011-01-28 16:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 8)
Legendarny Bobbito przyznał w "Ego Trip", że zanim Beatnutsi wypuścili swoje debiutanckie "Intoxicated Demons" to wydawało mu się, że Juju i Les są raczej nieśmiali. Okazało się jednak, że pozory mylą i mieli wystarczające jaja, by solidnie namieszać na nowojorskiej scenie i odcisnąć swoim szalonym stylem piętno na rapgrze.

O pełnym znaczeniu duetu pisał już jednak Daniel w obszernym profilu. Ja skupię się bardziej na elemencie, w którym nie mogę się z nim zgodzić. Mianowicie na płycie, która otworzyła drugą dekadę działalności pod szyldem Beatnuts. Płycie, która wprawdzie nie kosi aż tak jak "Stone Crazy", ale i tak dała nam jeden z lepszych singli dekady. Od tego nie uciekniesz, albo weźmiesz albo zgnieciesz i wyrzucisz.


recenzja
dodano: 2011-01-14 15:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 5)
Znajdujemy się obecnie w samym środku tornada zwanego "podsumowania roku i dekady". Nie znaczy to jednak, że w naszym Klasyku nie możemy cofnąć się głębiej. Głębiej i czasowo i jeśli chodzi o rozpoznawalność.

Czas na materiał, którego autorzy są znani i cenieni przez wielu, ale ich wspólne dzieło z roku 1996 wciąż pokryte jest kurzem. Mówią wam coś ksywki Scarface, Devin The Dude, DMG czy Mike Dean?


recenzja
dodano: 2010-12-24 13:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 9)
Dziś Tech N9ne i Strange Music to marki poważane w całych Stanach i powoli zdobywające uznanie w Europie. Marki gwarantujące szaloną jazdę po bandzie, niezależność, własne brzmienie przebijające się do mas mimo braku obecności w mediach.

Wprawdzie wcześniej było "The Anthem" Swaya i King Techa czy "The Calm Before The Storm", ale tak naprawdę wszystko rozpoczęło się na dobre właśnie od "Absolute Power"...

recenzja
dodano: 2010-11-19 19:00 przez: Wojciech Graczyk (komentarze: 12)
Jest rok 1996. Triumfy na listach sprzedaży święci Tupac ze swoim "All eyez on me". Solowe debiuty wydali Jay-Z i Ghostface Killah. Dla tego pierwszego to był początek wielkiej kariery i grubego portfela, które w niedługim czasie miały nastąpić. Ofensywa rapowa idzie również ze strony, bardzo niedocenionej wtedy, południowej części USA. Mowa tu o drugim albumie Outkast i płyty, która w opinii wielu jest najlepszym albumem południa czyli "Ridin' dirty" duetu UGK. Gdzieś głęboko w podziemiu, pojawia się młody, głodny sukcesu biały chłopak z Detroit, który za parę lat ma zatrząść sceną i na zawsze ją zmienić...
Tagi:
recenzja
dodano: 2010-11-12 16:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 9)
Wydany w 1993 roku album wdrapał się na 1 miejsce Billboardu i pokrył złotem. Uznawany jest za jeden z najbardziej wpływowych krążków w historii gangsta-rapu i jeden z ważniejszych dla całego zachodniego wybrzeża.

2Pac nazwał go "najmocniejszym i najostrzejszym albumem jaki kiedykolwiek nagrano". Dlaczego więc dla przeciętnego polskiego słuchacza Spice pozostaje anonimowy a Kalifornia częściej kojarzy mu się z Dilated Peoples?

recenzja
dodano: 2010-11-05 16:00 przez: Wojciech Graczyk (komentarze: 7)
Przy okazji pisania recenzji najnowszej płyty duetu z Memphis, którą umięsciłem tydzień temu, postanowiłem że warto byłoby wspomnieć coś o jakimś wcześniejszym albumie duetu. Na początku myślałem o "Comin' out hard", później o "On top of the world", ale potem przypomniałem sobie o rankingu Mateusza dotyczącym najgorszych okładek w rapowych wydawnictwach.

Wysokie miejsce w zestawieniu miał MJG z albumem "No more glory". I jak to w przypadku większości z tej listy, nie warto oceniać zawartości po coverze.
recenzja
dodano: 2010-10-29 12:00 przez: Dawid Bartkowski (komentarze: 19)
Marzenia wielu osób o ujrzeniu na żywo, na koncercie w Polsce, Public Enemy spełnią się już dzisiaj. Nie będę ukrywał - jest, a w zasadzie było to jedno z moich największych "pragnień" koncertowych w ogóle.

No ale skoro z przyczyn niezależnych ode mnie, nie mogę znaleźć się na tej imprezie, pozostaje mi sobie coś odświeżyć z dyskografii tego genialnego nowojorskiego składu.

recenzja
dodano: 2010-10-22 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 18)
Różnorodność muzyki, którą prezentujemy wam na łamach Popkillera czasem dziwi mnie samego. Hip-hop to gatunek, którego granice są tak szerokie, że nie sposób wygłaszać o nim generalne teorie mając pewność, że nie znajdzie się jego gałąź, która tym twierdzeniom zaprzeczy. W dzisiejszym Klasyku Na Weekend coś czego raczej nie pokochają Ci, którzy po nocach uczą się tekstów Commona na pamięć, na ścianie wieszają plakaty z Talibem Kweli, a poza Nowym Jorkiem znają tylko współczesne dokonania Bostonu i "Chronic 2001" i dwa numery Outkastu. "It's a SCC thang!".

"Russel Simmons pozwolił nam wejść do studia i zrobić dokładnie to co chcieliśmy zrobić" powiedział Havoc przy okazji premiery albumu. Nie mylcie go z członkiem Mobb Deep. Kiedy Havoc i Prodeje z tą liczna grupą jeździli po ulicach Sout Central LA i grali tam, gdzie tylko dano im taką możliwość, Havoc i Prodigy z Mobb Deep pewnie prosili jeszcze swoich ziomów, żeby przynajmniej dosłuchali ich taśmy do końca. O ile takie w ogóle już istniały. "'N Gatz We Truss" to drugi wydany oficjalnie album SCC, ale pierwszy, który wyszedł już pod pieczą "wielkiego brata" - Russela Simmonsa i jego Def Jamu. Gangsta rap chyba nigdy wcześniej i nigdy później nie był aż tak niepoprawny politycznie.

recenzja
dodano: 2010-10-15 15:00 przez: Dawid Bartkowski (komentarze: 15)
Bardzo duża część polskich "świadomych" ekip, jako swoją inspirację często wybiera A Tribe Called Quest. Najczęściej wspominają o "Midnight Marauders" - płycie, dzięki której osobiście zapominam, że w 1993 roku ukazało się także "Enter the Wu-Tang (36 Chambers)" (nie umniejszając oczywiście bossostwa tego materiału) bądź "Enta da Stage".

Trochę mniej osób mówi o "Beats, Rhymes and Life", a już nieco krzywdzącym jest spychanie trochę na margines "The Low End Theory" - drugiej płyty Q-Tipa, Phife'a i Aliego.
recenzja
dodano: 2010-09-10 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 7)
Masta Ace to człowiek, który po genialnych "Disposable Arts" i "A Long Hot Summer" stał się pupilkiem wszystkich fanów brzmienia "złotej ery" przeniesionego w XXI w. na co sobie zresztą zasłużył jak nikt. Dzieciaki wciąż sięgają po te albumy i jestem pewien, że na złe im to nie wyjdzie. Jednocześnie śmiać mi się chce jak ci wszyscy "psychofani", "fanatycy" i "wyznawcy" reagują na pytania o debiut rapera, który ujrzał światło dzienne w 1990 roku nakładem Cold Chillin - wytwórni, która na przełomie dekad miała taką skuteczność w wydawaniu klasyków, że żadna inna w historii nie mogła nawet zbliżyć się do tego pułapu. Label stanowiący zaplecze legendarnego JUICE Crew, do którego należał młodziutki Masta, pozwolił chłopakowi zadebiutować, a ten wykorzystał okazję, tak jak powinien.

Po udziale (obok takich postaci jak Big Daddy Kane czy Kool G Rap) w jednym z najsłynniejszych singli w historii hip-hopu - "The Symphony" - Ace wypuścił dwunastkę "Together/Letter To The Better", która przyjęła się dobrze. Zaraz potem zaczął pracę na albumem, który nazwał "Take A Look Around". Jeśli go nie słyszeliście... rozejrzyjcie się dookoła i szybko sobie go skołujcie.

recenzja
dodano: 2010-08-27 19:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 3)
Hip-hop bywa grą z cholernie niesprawiedliwymi zasadami. Zdarza się tak, że sprzedajesz epkę z bagażnika samochodu, ludzie poznają się na tobie, propsują, szlifujesz styl stając się jednym z najlepszych, nagrywasz wybitne albumy, pracujesz z najlepszymi w branży... I po 15 latach zamiast siedzieć na dolcach i odcinać kupony, widzisz, że Twój najlepszy (?) album jest białym krukiem, na którym zarabiają eBayowi manipulanci, a nie ty.

Dwaj reprezentanci Bronxu, którzy debiutowali na "Funky Technician" Lorda Finesse, w pierwszej połowie lat 90. wydali dwie płyty, które są klasykami, nawet w obiektywnym ujęciu. Nie wiem czy znajdzie się osoba, która takiemu stwierdzeniu zaprzeczy, a jeśli tak, to nie pałam do niej sympatią. "Runaway Slave" i "Goodfellas" to albumy bez których rap na pewno nie byłby dziś taki sam. Fani D.I.T.C. do dziś spierają się, która z nich jest lepsza. W dzisiejszym Klasyku Na Weekend zajmiemy się drugą, pochodzącą z 1995 roku, mroczniejszą i cięższą produkcją.

recenzja
dodano: 2010-08-13 16:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 5)
Na tegorocznym Hip Hop Kempie będziemy mieli przyjemność zobaczyć na żywo legendę - Boot Camp Click w pełnym składzie. Dzisiejszy Klasyk Na Weekend ma na celu odświeżenie w waszej pamięci, albo zapoznanie was (?!) z jednym z największych, a zdaniem wielu największym klasykiem w dorobku "kliki". "Nocturnal" to temat na dłuższą formę literacką niż recenzja, ale spróbujmy zamknąć to wszystko w "klasykowej" pigułce.

Album w zdecydowanej większości wyprodukowany przez producenckie monstra z Da Beatminerz (swoje produkcje dorzucili Buckshot, Shawn J. Period, Supreme, sam Sean Price wtedy znany jako Ruck oraz E-Swift), do dziś brzmi jak definicja nowojorskiego stylu. Reprezentanci Brooklynu sprzedali zaledwie 250 tysięcy albumów. Zaledwie? Tak. Ten album zasługuję na uwagę znacznie większej rzeszy odbiorców.

recenzja
dodano: 2010-07-30 19:00 przez: Dawid Bartkowski (komentarze: 7)
Rok 2009 w rapie był przez jednych ganiony (m.in. przeze mnie), inni go chwalili, jednak kiedy spojrzymy z perspektywy czasu, można go uznać za dość przyzwoity. Oczywiście nie tak mocny jak 2008 czy obecny, który to już do tej chwili dostarczył kilka kapitalnych albumów, ale dla wielu maniaków złotej ery, zapisał się w pamięci z jednego, prostego powodu. Światło dzienne ujrzało w końcu "The LP".

Bardzo częstym pomijanym rodzynkiem w różnorakich podsumowaniach roku, jest właśnie ten album Large Professora. Jak to można odbierać? Pierwotnie album miał się ukazać w 1996 roku, ale pojawiły się jakieś komplikacje. Wydawca Geffen wypuścił na rynek nawet single "The Mad Scientist" oraz "IJUSTWANNACHILL", ale wydanie fizyczne pełnego LP nie doszło do skutku. 6 lat później pojawiła się "niepełna" wersja, bardzo często materiał był też bootlegowany, aż w końcu nadszedł 2009 rok.
recenzja
dodano: 2010-06-18 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 9)
Może jestem trochę monotematyczny z tym Preemo w Klasykach Na Weekend, ale połowę winy możecie złożyć na Andrzeja Całę i Świętego Mikołaja, którzy zachwalali mi ten materiał i ostatecznie zafascynowali mnie nim na długie miesiące. Tym razem jednak nie zajmiemy się muzyką tworzoną przez samego Premiera, ale jego klasycznym mixtapem z 1997 roku.

Wraz z Hazem, znanym nowojorskim grafficiarzem, Chris Martin stworzył osiemnastokawałkowe dzieło, które do dziś brzmi jak wzór muzyki z tamtych lat. Prawdziwy, uliczny hip-hop, zebrany u źródła i zamknięty na jednym wosku/CD. Niewątpliwy klasyk.

recenzja
dodano: 2010-06-04 16:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 10)
Jeśli ktoś spytałby mnie o dwie płyty z obecnej dekady, które udowadniają, że da się połączyć klasyczne podejście i klasyczny styl ze świeższym, ale wciąż miejskim brzmieniem i przywrócić zajawkę nawet tym, którzy twierdzą, że hip-hop jest w kryzysie... Gdyby ktoś spytał mnie o to, które dwie legendy wciąż trzymając mistrzowską formę zrobiły materiał, który można katować całe lato i się nie znudzić to nie miałbym wątpliwości co wskazać.

Jedną pozycją byłoby niepodważalne i nieśmiertelne "A Long Hot Summer" Masta Ace'a (już dziś koncert we Wrocławiu). Drugim byłoby wydane równe 5 lat temu bez żadnej promocji dzieło zatytułowane "Starchild".

Strony