Ciężko w to uwierzyć, ale dwa lata bez Nate Dogga naprawdę zleciały jak jeden dzień... Czekając na nowy album króla G-Funku, prezentujemy wam dzisiaj - w drugą rocznicę śmierci, dwa z jego mniej znanych numerów.
Nate Dogg
Nate Dogg
Mało jest duetów pokroju Tha Dogg Pound, które pomimo 20 lat działalności na karku, nadal potrafią dostarczać rokrocznie kawał dobrego materiału do sprawdzenia. W oczekiwaniu na tonę nowych projektów z obozu DPG - wliczając w to mixtape Kurupta, następne solo Daza, trzecią część "Dillinger & Young Gotti", projekt "N'Matez" oraz zapowiadane od dwóch lat "Alumni", często powracam do klasycznych nagrań chłopaków z lat 90-tych.
"Nate Dogg: It's a Wonderful Life"- oto tytuł pośmiertnego albumu Nate Dogga, którego to premiera została wczoraj ogłoszona na pierwszą połowę przyszłego roku. Ujawnione zostały także osoby, których to głosy, oprócz gospodarza, usłyszymy na powyższym wydawnictwie.
Jak dla mnie to pełnoprawny westcoastowy klasyk i płyta, do której często i z wielką przyjemnością wracam. Czasem złożone z gwiazd ekipy nie mają na siebie pomysłu i w efekcie zawodzą (patrz: The Firm, czy też Miami Heat w zeszłym sezonie...), jednak w przypadku 213 reguła ta nie miała zastosowania.
Niestety, Nate D-O-Double G wpisuje się w ten scenariusz idealnie.
Odmienił oblicze rapu, fakt, ale wyjąwszy go z hiphopowego kontekstu mamy do czynienia z artystą kompletnym. Z wokalem, który nie miał sobie podobnych. Precyzyjnie cięte słowa, niemal żadnych westchnień czy okrzyków w tle, pełna dyscyplina przed mikrofonem - Hale operował głosem w sposób, spod którego prześwitywała trzyletnia służba w US Marines.