Rapowe podsumowanie półrocza - cz.1
Końca dobiegają wakacje a przed nami druga połowa "właściwego roku", dobrze więc zamknąć pewną klamrą ostatnie miesiące. 2018 rok przyniósł nam za granicą ogrom ciekawych albumów, ciężko je wszystkie wymienić (staramy się to robić w dziale Premiery Płyt, który polecamy śledzić) a co dopiero przesłuchać - wszystkie wykazy i podsumowania muszą być więc na swój sposób subiektywne. My mamy dla Was przelot przez pierwsze półrocze autorstwa Łukasza Rawskiego, który premierowych krążków przesłuchał całą masę i postanowił zebrać swoje wrażenia w obszernym tekście - sprawdźcie specjalne subiektywne podsumowanie, podzielone na 3 dwumiesięczne części! Druga z nich pojawi się w środę a trzecia w piątek, tak by odpowiednio zamknąć sierpień. Miłego czytania no i oczywiście słuchania! [Mateusz Natali]
Styczeń
Caskey "Speak of the devil"
Bodaj najsłynniejszy reprezentant Orlando, jednocześnie dla przeciętnego słuchacza nadal postać anonimowa. Wiele miało mu dać podpisanie kontraktu z Cash Money, muzyczne błogosławieństwo Birdmana na nic jednak się zdało. Od powiązań z labelem z Nowego Orleanu minęło trochę czasu, a Caskey nadal kroczy uliczną ścieżką, wydając mikstejpy. "Speak of the devil" to próba dostosowania się pod obecne trendy. Jest tu dużo adlibów, a sam gospodarz momentami brzmi jak uboższa wersja Travisa Scotta. Nic odkrywczego, ot - projekt jakich wielu obecnie. POSŁUCHAJ
Lil Skies "Life of a Dark Rose"
Atlantic podpisując tego nastolatka z Pensylwanii prawdopodobnie ubił złoty interes. "Life of a Dark Rose" to przykład debiutu niemal idealnego. Modelowa kariera zdaje się zmierzać w dobrą stroną. Po wydaniu dwóch street albumów, przyszedł na oficjalny debiut, już pod banderą właśnie jednego z największych majorsów w Stanach. Lekki w odbiorze, jednocześnie nie odrzucający, jak to dziś często bywa. Gospodarz może nie grzeszy moralizującymi historiami, mimo to wydaje się być ksywką, którą zdecydowanie warto śledzić. POSŁUCHAJ.
Juicy J "shutdafuckup"
Każdy, kto zna mnie chociaż trochę, wie jakim kultem darzę Three 6 Mafię. Podobnie ma się sprawa z tym, jakie podejście mam do obecnej formy Juicy J'a. Nadal uważam, że ostatnie słuchalne, co wydał to "Stay Trippy", nadal nie podaruje mu jego podejścia do spraw z Mafią związanych. Nie mogę jednak powiedzieć, że "shutdafuckup" to materiał miałki i bez polotu. To solidny mixtape, gdzie świetną robotę wykonali Suicideboys. Klimat Memphis czuć tu na kilometr, co potwierdza tylko, że na brudnych, bardziej undergroundowych podkładach, Juicy odnajduje się zdecydowanie najlepiej. POSŁUCHAJ.
Domo Genesis "Aren't U Glad You're U?"
Chyba najbardziej hołdujący Golden Erze raper z kolektywu Odd Future. Dał się poznać już jako ponadprzeciętny raper, kiedy kilka lat temu wydał bardzo przyjemny mixtape z Alchemistem. Tym ośmionumerowym projektem przypomniał się w mojej świadomości. Domo Genesis to naprawdę, raper z bardzo fajnym warsztatem. Czasami nawet sobie coś tam podśpiewa. Dużo w tym wszystkim żywych instrumentów i świetnych pętli. "My swag ugly like Lonzo Ball shoot" - Domo jest surowy w obserwacji świata, robi to jednak z dużym kunsztem. POSŁUCHAJ.
JPEGMAFIA "Veteran"
Niesamowicie zróżnicowany aranż tej płyty powoduje, że ciężko w tym roku znaleźć równie oryginalną płytę, która będzie szczyciła się tak dobrym replay valule. Dużo tu alternatywnego grania, chcąc nie chcąc, słyszę w tym lżejszą wersję Death Grips. Taką bardziej przystępną dla słuchacza, wiecie - bardziej mainstreamową. JPEGMAFIA to właśnie taka szalona mieszanka, spokoju z poplątaniem. I chyba w tym wszystkim jest złoty środek. Warto wracać. POSŁUCHAJ.
Maxo Kream "Punken"
Rap Maxo Kreama nie jest Houston, jaki znamy z przełomu wieków. Potomek Nigeryjczyka i Amerykanki, człowiek który posiada jedno z najdziwniejszych imion w świecie rapu. To trafny obserwator, liryka to zresztą najmocniejsza strona tej płyty. Sam łapię się na tym, że nie wspominam często o tym krążku, a to bardzo niewłaściwe. Na nowocześniejszych bitach dostajemy bowiem nieco ambitniejszy rap, co stawia "Punken" bardzo wysoko w moich typach na koniec roku. POSŁUCHAJ
Berner "The Big Pescado"
Dla mnie, czytaj człowieka, który dorastał w okresie prime time Scotta Storcha, każda jego próba powrotu do wielkiego świata to wielkie wydarzenie. Berner zaufał staremu wyjadaczowi i powierzył mu całą produkcję na swojej płycie. Nie wyszedł na tym źle, ba połączenie wyszło naprawdę ciekawe, a jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę to, że gościnnie znajdziemy tu same grube ryby - płyta wyszła przyzwoicie. Wielkim fanem Bernera nigdy nie byłem, uważam że jego nawijka momentami pozbawiona jest charyzmy. Nie zmienia to faktu, że to solidny nawijacz, a "The Big Pescado" to album, który warto sprawdzić, choćby dla bitów Scotta. POSŁUCHAJ.
Migos "Culture II"
Pierwsza część "Culture" była rzeczywiście jedną z ciekawszych premier ubiegłego roku, dlatego mimo wcześniejszych obiekcji, co do twórczości tego trio, nie powiem - nawet czekałem na kolejny ich album. W efekcie czego, po raz kolejny - rozczarowałem się. Wynudziłem się okropnie, dobrych higlightów na tej płycie jak na lekarstwo. Prze okrutnie długa, przez co nudzi już w połowie, bity jakieś takie nijakie. Gdyby album był krótszy o połowę, być może moglibyśmy inaczej rozprawiać na temat jego poziomu. Niestety, tak nie jest, przez co na pierwszy plan wyłania się zdecydowanie jego monotonność. POSŁUCHAJ.
Payroll Giovanni & Cardo "Big Bossin Vol. 2"
Szczerze zazdroszczę osobom, które sprawdzą ten album po raz pierwszy, w momencie kiedy za oknem iście kalifornijska pogoda. Mimo tego, że Payroll Giovanni to zawodnik z Detroit, we współpracy z Cardo stworzył świetny, chill outowy materiał, który aż prosi się by odpalić go, gdy przez szyby przebijają się promienie słońca. Jest lekko, przyjemnie i wydaje mi się, trzeba to znać. Próżno tu szukać przepychu, irytującej przewózki. Payroll to naturszczyk, wyluzowany w dodatku. Odpalajcie to! SŁUCHAJ.
Luty
Gunna "Drip Season 3"
To zdecydowanie przełomowy materiał dla Gunny. Producentem wykonawczym jest tutaj Metro Boomin, gościnnie między innymi Lil Uzi Vert, Young Thug, Lil Yachty. Całość utrzymana jest w typowym dla produkcji Metro stylu. Czy Gunna to kolejny mumble raper bez perspektyw? Cóż, momentami brzmi jak kalka Thuggera, jednak jest w nim coś takiego, co pozwala twierdzić, że nie przepadnie pośród wielu takich samych. "Drip Season 3" nie denerwuje, da się przetrwać do samego końca, z małymi skipami, bo przecież Hoodrich Pablo Juan jest najgorszy!. Mimo to, kolejna ciekawa premiera tego roku. POSŁUCHAJ.
Rich Brian "Amen"
RIch Chigga, czy raczej Rich Brian udowodnił, że nie trzeba bezpośrednio mieszkać i wychować się w Stanach by osiągnąć sukces. Sprzedał 20 tysięcy w pierwszym tygodniu, dograł mu się Offset z Migos - nie jest źle jak na gościa z drugiej półkuli. Nie zmienia to faktu, że "Amen" trochę mnie wynudziło, nic tu odkrywczego, ot - fajnie brzmiący album. Poprawny rap, kilka fajnych śpiewanych partii i lekko plastikowa produkcja. Do przesłuchania, ale nie należy to do moich ulubionych premier tego roku. POSŁUCHAJ.
Various Artists "Black Panther: The Album"
Czarnej Pantery do dziś nie zobaczyłem, za to soundtrack znam bardzo dobrze i muszę przyznać, że powierzenie go Kendrickowi było świetną decyzją. Jest mainstream ze sznytą, ambitna płyta, która powstała do ekranizacji komiksu - kto by się spodziewał?! Świetnie wyprodukowana, idealnie dobrani goście, a "King's Dead" to taki hit, że o ja cię. Zresztą, o tej płycie powiedziano już chyba wszystko. Czołówka. POSŁUCHAJ.
LARS (King Gordy & Bizarre) "Last American Rock Stars"
Oto wraca do żywych jeden z największych (dosłownie) horrorcore'owców! King Gordy to bestia mikrofonu, człowiek który ma niebanalny skill, z którego umie korzystać. Wydany nakładem Majik Ninja Ent. album ma jednak jedną wadę... jest nagrany z Bizarre. On nigdy nie nauczy się rapować, jest okropny. Gordy za to odnajduje się bardzo dobrze w nieco innym klimacie. Bo ta płyta, jak nazwa wskazuje, jest bardziej imprezowa. Nie ma tu mrożących krew w żyłach historii. I co, że Gordy znowu rozstawia po kątach, kiedy Bizarre... Oh God... POSŁUCHAJ.
Nipsey Hussle "Victory Lap"
Po latach oczekiwań, Nipsey puszcza w końcu pełnoprawny debiut. I udowadnia swoją wartość, i to jeszcze jak. Po tylu latach nadal jest głodny sławy, zresztą zasługuje na nią jak mało kto. Od samego początku album płynie, w dodatku z niesamowitą energią. Gospodarz ze swoim charakterystycznym głosem jest formie, chyba najlepszej w swojej karierze. Ten album zdecydowanie bardziej zainteresuje starszych, niż to, co wydaje się być towarem eksportowym na amerykańskiej scenie. Zwycięskie okrążenie pokonane, Nipsey wydał czołowy album tego roku. POSŁUCHAJ.
Tyga "Kyoto"
Tygę skreśliłem już jakiś czas temu, nigdy tak naprawdę jego rap do mnie nie trafiał, a "Kyoto" tylko potwierdziło, dlaczego tak było. Wszystko tutaj wieje kiczem. Zacznijmy od okładki, która jest fatalna. Brzmienie płyty jest płytkie, miałkie i bezpłciowe. Jeśli miałbym wybierać najgorsze albumy tego roku, z pewnością w czołówce znalazłoby się to "dzieło". Nie przemawia do mnie. POSŁUCHAJ.
6ix9ne "Day69"
Największy troll obecnej sceny, niemożliwym jest, żeby wszystko, co robi nie było robione pod publikę. Jeśli jest inaczej, cóż - mamy do czynienia z jednym z największych imbecyli jacy chodzili po Ziemi. Anyway, "Day69" to takie moje gulity pleasure. Dlaczego? Jestem świadomy tego, że to jest OKROPNE, mimo to wielokrotnie zdarza mi się sięgnąć po ten album. Jedyne, czego odmówić nie można Tekashiemu to charyzmy, ma jej na pęczki. Cała reszta to jednak okrutne szambo. POSŁUCHAJ.
Towkio "WWW."
Miałem prawo oczekiwać coś więcej od Towkio. To jeden z tych alternatywnych raperów, których szczerze uwielbiam i wiem dobrze, że stać go na znacznie więcej. Nie jest to może tak tragiczny krążek jak "Day69", jednak od ludzi tworzących nieco ambitniejszą muzykę, można oczekiwać więcej. No i "WWW." nie wgniotło mnie w podłogę. Przeleciało, bez zachwytu, szybko przebrnąłem dalej. A szkoda, bo wiem jaki potencjał tkwi w ziomku Chance'a. POSŁUCHAJ.