Noon "Nadchodzą bardzo dobre czasy dla ludzi, którzy cenią moją muzykę" - wywiad

noon

Kiedy w pierwszej połowie poprzedniej dekady wśród raperów panowała fala na kopiowanie Pezeta, niemal wszyscy beatmakerzy chcieli być jak jego współpracownik, Noon. Producent jednak tak zaskakiwał przy każdym kolejnym projekcie, że pogoń za nim w pewnym momencie przestała mieć już sens. Ostatnią płytę jako Noon, „Pewne Sekwencje”, wypuścił w 2008. Wrócił dwa lata później zaskakującymi „Dziwnymi dźwiękami i niepojętymi czynami”, wydanymi już pod własnym imieniem i nazwiskiem. Przed wami wywiad z Mikołajem Bugajakiem – współautorem legendarnych „Świateł miasta”, „Muzyki klasycznej” i „Muzyki poważnej”, twórcą „Bleak Output” czy „Gier Studyjnych” oraz autorem ścieżki dźwiękowej do filmu „Karuzela”, którego premiera odbyła się 23 maja. 

Film, do którego najchętniej wracasz?  

“Miś”. 

A soundtracki filmowe? Może "Blade Runner" Vangelisa, "Babel" Gustavo Santaolalli, "Solaris" Cliffa Martineza?

Vangelis to za duża pompa. Jego muzyka w “Blade runner” to dla mnie zawsze zgrzyt. Zdecydowanie bardziej wolę dwa pozostałe tytuły. “Solaris” to mój soundtrack numer jeden. Spójny, elegancki i mistyczny z rewelacyjną orkiestracją. 

Można mówić o dwóch „szkołach” soundtracków: albo ścieżka dźwiękowa musi stanowić część filmu i nie może istnieć bez niego, albo też musi umieć funkcjonować również niezależnie od filmu. Jakie jest Twoje podejście?

Dla mnie muzyka filmowa to na pewno partner obrazu. Tej zawodowej muzyki filmowej zwyczajnie nie zapamiętuję. Muzykę Williamsa czy – na przykład – w dużej mierze Zimmera można by przełożyć z jednego filmu do drugiego i nikt by się nie zorientował. Natomiast, żeby było jasne, to według mnie bardzo ciężki kawałek chleba wymagający dużego wyczucia i doświadczenia. Do tej roli nie aspiruję. Mam na myśli profesjonalnego twórcę oprawy muzycznej do filmu, może tak będzie uczciwiej. Istnieje też np. nowa szkoła tworzenia oprawy muzycznej, która towarzyszy praktycznie całemu filmowi, tak, że się z nim zlewa. “Incepcja” jest tego przykładem. Tam muzyka funkcjonuje właściwie podprogowo. Mam w ogóle wrażenie, że tych szkół jest jednak więcej, bo przychodzi mi też do głowy muzyka Trzaski u Smarzowskiego – zgrzytająca i wybijająca z rytmu. Myślę, że ciekawym zadaniem byłoby podłożenie soundtracku Trzaski do Batmana albo ścieżki dźwiękowej z “Gladiatora” do “Domu Złego” (śmiech).  

"Karuzela" jest pod tym względem dość specyficzna. Reżyser, Robert Wichrowski, zaproponował, aby muzyka opierała się na Twoim albumie, wydanych w 2010 "Dziwnych dźwiękach i niepojętych czynach". Nie protestowałeś? Utwory nie były w końcu tworzone z myślą o filmie. 

Na pewno bym protestował gdyby Robert wstawił te utwory bez mojej zgody (śmiech). Natomiast – wedle jego słów – miał je w głowie, kiedy kręcił film. Pierwsze reakcje po premierze “DDINC” to właśnie opinie, że bardzo blisko tej muzyce do filmu. W końcu do tego doszło i zobaczymy, co będzie dalej.  

Ostatecznie do filmu - oprócz Twoich produkcji - trafiły także utwory innych artystów, związanych z Nowymi Nagraniami.  

Robert pokazał mi sceny, gdzie widział moje utwory, jednak były to bodajże trzy dłuższe sekwencje. Resztę miałem muzycznie opowiedzieć. Trudno wyobrazić sobie jeden z tych utworów jako tło rozmów dla barmanów w berlińskim klubie lub jako muzykę taneczną. Stąd też wycieczka po katalogu Nowych Nagrań. 

Nie miałeś żadnych problemów z pracą nad ścieżką dźwiękową do "Karuzeli"? W końcu zajmowałeś się wcześniej głównie udźwiękowieniem filmów dokumentalnych, a film fabularny ma jednak swoją specyfikę.  

Dokument jest mniej wymagający emocjonalnie – ma za zadanie przedstawić fakty, a sama muzyka ma tam przyspieszyć narrację. W filmie sceny mają różna gęstość emocjonalną. Muzyka może diametralnie zmienić odbiór postaci lub sytuacji. Generalnie bardzo lubię wyzwania, lubię robić rzeczy, których nie robiłem, więc jeśli natrafiałem czasem na jakiś opór materii, to właśnie to mnie motywowało. Gdyby jutro ktoś zadzwonił i spytał, czy nie chcę – bo ja wiem – wyreżyserować nowych Gwiezdnych Wojen, zgodziłbym się w sekundę (śmiech). 

Z kolei Robert Wichrowski wcześniej zajmował się głównie reżyserią seriali telewizyjnych. Nie miałeś obaw? Mes zgodził się nagrać utwór do filmu "Fenomen" pod warunkiem, że ten nie będzie komedią romantyczną. Obaj wiemy, jak było później.  

Robert nie czarował mnie, że jest offowym twórcą, zajmującym się awangardowym kinem. Opowiedział mi o tym, co robił. Przede wszystkim jednak powiedział, że chce zrobić coś innego. Coś uczciwego i – dla niego – ważnego artystycznie. Poza tym, na sto procent wiem, że dla niego “Dziwne dźwięki i niepojęte czyny” to były ważne i inspirujące kompozycje, więc OK. 

Otrzymywałeś wcześniej podobne propozycje? 

Nie, i trochę mnie to dziwi. Miałem bardzo konkretną ofertę stworzenia muzyki do teatru, która się finalnie rozmyła oraz sporo propozycji wykorzystania mojej muzyki w filmie, ale sugestie były takie, że to dla mnie super promocja, więc uznałem je za niepoważne. Z Robertem rozmowa i przebieg pracy cechowały się profesjonalizmem – to też dla mnie ważne.  

Interesujesz się również sferą wizualną. Kręcisz klipy, robisz dużo zdjęć, pracujesz nad grafiką do swoich płyt. Kiedy widziałeś kolejne fragmenty "Karuzeli", nie zdarzało się, że mówiłeś "Nieeee, to do zmiany, to powinno być inaczej, tutaj inny kadr" itd.? 

To ciekawe pytanie, bo pierwsze o czym pomyślałem to o płytach, które miksuje. W tym przypadku nigdy nie zastanawiałem się, czy mógłbym np. dany bit zrobić lepiej. Podobnie w zakresie filmu – to nie moje dzieło. Skupiłem się na najlepszym doborze muzyki, tak samo jak skupiam się na najlepszym brzmieniu muzyki, którą dostaję do miksu. Jestem tego typu osobą, że najlepiej, aby wszystko wyszło spod mojej ręki, bo tylko wtedy mogę spać spokojnie.   

Wiem, że interesowałeś się również grami komputerowymi. Załóżmy, że pewnego dnia dostajesz propozycję stworzenia muzyki do gry. Jak reagujesz?   

Od ponad 10 lat grywam sporadycznie tylko w jedną grę – NBA 2K – i tylko dla niej mam konsolę. Gry przestały mnie interesować dawno temu: stały się zbyt skomplikowane, starają się zastąpić rzeczywistość… A dla mnie to kiedyś była zwyczajnie rozrywka. Lubiłem grać w pierwsze FPS–y, a nowych nie jestem w stanie ogarnąć, bo jest osobny przycisk od schylania się, oglądania karabinu i drapania po jajach. Bez sensu. 

To od zainteresowania tymi starymi grami wyszła inspiracja do stworzenia "8 bitów EP"? 

Chodziło bezpośrednio o minimalizm i surowość ośmiobitowców – konkretnie Commodore 64, bo wiadomo, że Atari było kompletnie do dupy. Za czasów “Pewnych sekwencji” kupiłem z powrotem C64 i jakieś kartridże muzyczne. Wszystkie brzmienia elektroniczne, włącznie z perkusyjnymi, pochodzą z C64. W zakresie emocjonalnym to też pewien rodzaj pożegnania z dzieciństwem, czy też jego echem. To był 2005 rok – dla mnie na pewno koniec jakiegoś etapu. 

Nie żałujesz zniszczenia większości projektów z pracy nad tamtą płytą? "Nie należy się bać radykalnych rozwiązań" - mówiłeś wtedy. Wydaje mi się, że teraz jesteś wobec swojej muzyki zdecydowanie mniej krytyczny. Byłeś w stanie nawet odkopać warte pokazania utwory z mglistych czasów „Bleak Output”. 

“Bleak Output” to specyficzny przypadek, bo wersja „Max” to już chyba czwarte lub piąte wznowienie tej płyty, a minęło od jej premiery już prawie 15 lat. Trudno mi się nawet utożsamiać z tą muzyką. Jest ona już nawet bardziej słuchaczy niż moja. Stąd też utwory bonusowe. Oczywiście fajnie by było posłuchać reszty tych szkiców, ale gdybym je zachował, to nie wydałbym “Pewnych Sekwencji”. Wybór był prosty. 

Echa tego, co miało być "8 bitami EP", a stało się "Pewnymi sekwencjami" słychać było już na "Muzyce poważnej". 22 kwietnia świętowaliśmy dziesięciolecie tego albumu. Jak z perspektywy czasu go oceniasz? 

Nie mam pojęcia, bo zwyczajnie go nie słucham. Płyta cały czas znajduje odbiorców – to wiem na pewno. To był nieplanowany projekt, bo podjąłem się go w połowie pracy nad solową płytą Pezeta. Paweł miał już 4-5 nagranych tekstów, ale nie radził sobie z ogarnięciem całości przedsięwzięcia. „To samo” i „W branży” to jedne z moich najlepszych produkcji. Często wracam do klipu “W branży” i żałuję, że nie powstał klip do “To samo”. A były takie plany… 

Nie myślisz czasami o tym, by zadzwonić do Pezeta i nagrać coś wspólnie jak za dawnych lat?  

Przyznam się, że nie przyszło mi to do głowy. 

A nie masz za złe Pezetowi, że kontynuował serię „Muzyk” bez ciebie?  

Sprawa wyglądała tak, że Pezet mnie o to spytał. Zapytał, czy nie mam nic przeciwko, aby kontynuował te nazewnictwo. Odpowiedziałem, że uważam to za mało sensowne i kreatywne, ale żyjemy w wolnym kraju, więc decyzja jest jego.  

Pomysł na nazwy projektów z Pezetem był twój. Wydaje mi się, że mocno zwracasz uwagę nie tylko na stricte muzyczne, ale również graficzne czy nazewnicze aspekty płyty. 

Zdecydowanie tak – dla mnie koncept, okładka i płyta to jeden projekt. Wymyśliłem obie nazwy, okładki, sesje zdjęciowe, część klipów. Bardzo się odnajduję w tej roli. Produkcja muzyczna, odpowiedzialność za projekt to dla mnie duża motywacja. 

Cały czas zajmujesz się mixem i masteringiem rapowych albumów, więc kontakt ze sceną - chcąc, nie chcąc – masz regularny. Coś zainteresowało Cię ostatnio z polskich płyt hip-hopowych?  

Odczuwam brak wyrazistych młodych postaci, które chcą zjeść scenę i mają ku temu predyspozycje. Nie da się być nowym graczem, będąc zapatrzonym w Sokoła czy Eldo. W hip-hopie bardzo odpowiadał mi aspekt rywalizacji – głównie ze względu na sportową przeszłość. Nagrywając płytę z Pezetem chcieliśmy rozjebać scenę. To nie były jakieś tam kawałeczki kolekcjonowane na dysku: powstał projekt, od razu kontrakt, cele były jasne. I tu nie chodzi o jakiś ego trip. Chodzi o poziom ambicji oraz podnoszenie poprzeczki dla siebie i innych. Może aktualnie hip-hop stał się na tyle zarobkowy, że większość stara się po prostu jakoś zaistnieć i funkcjonować. Nie braliśmy tego pod uwagę – pieniądze były relatywnie śmieszne. 

Istnieje coś, co sprawiłoby, że nagle stwierdziłbyś "cholera, jednak jeszcze mam coś do powiedzenia w hip-hopie?" 

W hip-hopie nie, ale z raperami tak.  

To może projekt Noon/Noon? Twoja zwrotka na 2cztery7 wciąż ma wielu fanów.  

To nie jedyny mój występ – myślę, że “Beatmaker” to mój topowy występ. Dobrze wspominam też utwór “Po ślubie”. Istnieje również wokalny utwór Pezet/Noon, ale to jest sufit, możliwe, że nie do publikacji. Na EP byłby materiał. Mikrofonu na pewno jeszcze nie zawiesiłem (śmiech). 

Swego czasu zapowiadałeś nowy projekt… 

W intensywnej produkcji są teraz dwa projekty. Mogę powiedzieć, że nadchodzą bardzo dobre czasy dla ludzi, którzy cenią moją muzykę, a na pewno świetne dla mnie, bo skupiam się teraz wyłącznie na jej tworzeniu.  

W Nowych Nagraniach płytę wydał zespół Psychocukier. Ze swoimi "Diamentami" znacznie różnią się od tego, co wypuszczasz w swojej wytwórni.  

Psychocukier jest gościem w Nowych Nagraniach. To nie jest moja katalogowa płyta. Moja wytwórnia to nie jest stricte label. To bardziej miejsce, gdzie chcę pokazywać oraz wydawać muzykę, którą uważam za ciekawą i – przede wszystkim – wyjątkowo nagraną. Nie mam planów, marketingu. Jutro mogę wydać zespół folkowy, a za miesiąc epkę w klimatach minimal techno. Biznesowo to na pewno samobójstwo, ale każda płyta, którą wydałem była i jest dla mnie ważna, wartościowa. Czy to będzie minimalistyczna Algebra czy psycho rock’n’roll, to dla mnie jakieś przeżycie muzyczne i się nim dzielę w optymalnej jakościowo formie. To nie jest biznes, gdzie możesz kupić koszulkę, a co tydzień dostajesz newsletter. 

Oprócz bycia właścicielem Nowych Nagrań, jesteś również przewodniczącym jury podczas Beat Battle w Poznaniu. Zauważyć można wśród producentów hip-hopowych mocne ciągoty do elektroniki. Niektórzy nawet narzekali, że Beat Battle powinno zmienić nazwę na Nu-beat Battle.

W obecnych czasach bitem może być podkład techno, trapowy czy trip-hopowy. To dla mnie bez znaczenia. Nie ma się co obrażać, bo Beat Battle to w efekcie emocje, które są na miejscu, a możliwe, że nie da się ich złapać oglądając relację na youtubie. Polecam każdemu samodzielnie się przekonać. Najczęściej w jury jest ktoś spoza Polski, kto nie wie kto jest kim i co jest u nas modne. Opinie tych osób są spontaniczne i możecie mi wierzyć, że chodzi zwyczajnie o emocje jakie wywołuje muzyka, a nie o to czy ktoś super pociął sampel.  

To pytanie na koniec: czy muzyka się kiedyś skończy?  

Tylko jeśli skończy się człowiek, bo muzyki nie da się zrozumieć, a mam nadzieję, że zawsze będziemy próbować. To są dziwne dźwięki i niepojęte czyny.

fanfana
dzieki za wywiad
raper spod żabki
Pewne Sekwencje wyszły w 2008 ziomy
s
dzieki za wywiad. wiecej z producentami!
piachu
ma ktoś te kawałki o których wspomina noon? Beatmaker i Po ślubie?
Gracz
WYjdzie to pewnie jeszcze na official
Break
Jeśli Noon mówi, że mógłby coś z jakimś raperem zdziałać (co byłoby wydarzeniem, które rzuci cień nawet na BxLxE-Tehnikolor) to pewnie chodzi mu o ciekawe wyzwanie. Może niech dobierze równego sobie profesjonalistę (np.:Laikike1) i zrobi nieregularnie uderzające bity,a artysta arytmiczne teksty a całość niech będzie na pierwszy rzut oka normalnie zbudowana.Niech bity od bardzo klasycznych do np.:trapowych przechodzą wyjątkowo płynnie (Noon na pewno tak umie!)... Pomysłów są setki a do studia Noon'a zgłaszają się takie szarzyzny jak Bonson/Matek, lecz gdyby Noon się do kogokolwiek zgłosił ma 99.(9)% szans, że znalazł kompana.Skoro "siano z rymów to anty witalna rzecz" niech złapie kogoś kto o tym nie myśli a wręcz jest przeciwny-podziemie..? hej obojętne... Pozdro 666!

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>