Pusha T "My Name is My Name" - recenzja nr 2

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-10-27 16:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 2)

Przyznam się na samym początku: do tej płyty podchodziłem bez większych oczekiwań. Jakoś nigdy nie zdołałem zainteresować się twórczością braci z Virginii na tyle, by z wypiekami na twarzy śledzić każdy przeciek, każdą plotkę i informację dotyczącą ich nadchodzących materiałów i featuringów… Ale, ostatnimi miesiącami w co drugim newsie widząc info o ½ Clipse i oficjalnym debiucie w G.O.O.D. Music i nie mogąc odpędzić się już od myślą nie zmąconej twarzy Puszatego okolonej dziwacznymi warkoczykami – pomyślałem: czemu nie, sprawdzę. Poprzednie materiały brata No Malice’a szczególnie mnie jakoś nie powaliły, poziom kawałków wahał się od kiepskich (do dziś nie mogę zdzierżyć „Millions” z Tha Bawse) do całkiem niezłych („Raid” z Półdolarem i niedawno „zaobrączkowanym” Pharrellem – gratulacje, Skateboard P!). Teraz czas na kolejną próbę. Czy Pusha T, głosząc za Marlo z „The Wire”, iż jego imię to jego imię – dał radę, czy ten cały hype był mocno przesadzony? 

„My Name is My Name” mnie zaskoczyło. Po pierwsze, długością. Zaledwie 12 kawałków, dających razem zaledwie 46 minut ataku na zmysły słuchowe. Po drugie – produkcja.  Wita nas kolekcja kawałków fascynująco minimalistycznych, mrocznych, ziejących chłodem oszczędnej elektroniki. „ King Push”. „Numbers on the Board”. „Sweet Serenade” (o dziwo, ze słuchalnym Brązowym Krzysiem) z przejmującymi chórkami w tle. Absolutnie znakomity „40 Acres” ze zniewalającym wstępem The-Dreama, delikatnym pianinem i gitarką. To wszystko dziełka wciągające i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, zasługujące na najwyższe noty. Mamy też zwroty w bardziej skoczne rejony – atakujące kanonadą kicków i snare’ów i świetną elektroniką „No Regrets”, oraz w bardziej klasycznie brzmiące – „Let Me Love You”, osławiona „Nosetalgia” z rewelacyjnym Kendrickiem na feacie, oraz wieńczące album ‘S.N.I.T.C.H.” z bardzo dobrym refrenem Pharrella.

Ale nie zawsze jest tak różowo w sferze produkcyjnej. Kłopoty zaczynają się w „Hold On”. Dobry beat, oparty na uderzeniach pianina, powoli a świetnie zyskujący na intensywności, mający też w sobie nieco posmak klasycznych produkcji  - rujnowany jest kompletnie przez Kanyego, który postanowił „wzbogacić” beat żenującym, autotune’owym wyciem. Następny w kolejce "Suicide” – o ja nie mogę, co za nudny beat. Jakieś tam elektroniczne, irytujące pyknięcia i szmery, nic więcej – i zgodnie z tytułem kawałka, po minucie moje zainteresowanie z nudów popełnia „straight up sewaside” (#DasEFX). Nie mniej nudne od "Suicide" jest "Who I Am". 

Ogółem jednak – damn, produkcja na tym albumie jest zarąbista. Czasem czułem się, jakbym słuchał nowego albumu Massive Attack. Znać, że nad całością pieczę sprawował Kanye, który najwidoczniej na dobre rozsmakował się w najróżniejszych zabawach elektroniką. Można mu zarzucić wiele, ale jedno jest pewnie – Yeezus Kardashian wie, co to znaczy „dopracowany muzycznie album”, i chwała mu za to.

Wspominałem już we wstępie, że Pusha jako raper nie za bardzo mnie do tej pory interesował. Gdybyście mnie spytali czemu, odpowiedziałbym, że raz - jego głos i flow nie wyróżniają się niczym specjalnym, ot, taki „standardowy” wokal wśród amerykańskich MC, słabo zapadający w pamięć, nie mogący się równać np. z potężnym, chropawym wokalem Kool G Rapa czy intensywnym, zimnym, przeszywającym głosem Raekwona. Taka moja opinia, fakt jednak pozostaje faktem, że Pusha radzi sobie z tym co ma bardzo dobrze. Tchnie tą pewnością siebie, bezczelnością i bezproblemowo kontroluje podane mu bity.

Pozostaje jednak sprawa druga – nigdy nie uważałem też persony Puszatego jako dealera za szczególnie interesującą. Ok, więc zbijasz miliony, otaczasz się szybkimi kobietami i pięknymi samochodami (a może to było odwrotnie?), handlując śnieżnobiałym proszkiem uzyskanym z ekstraktu z liści Erythroxyron coca? Good (G.O.O.D.?) for You, krzyż na drogę, jakoś mnie to nie urzeka. Jak lirycznie prezentuje się Pusha tutaj? Tematyka niestety standardowa – kropka w kropkę to, co napisałem powyżej, no może z dodatkiem „moja ekipa jest najlepsza, świętujemy” (vide „Sweet Serenade”). I’m still a snow mover, blow harder than tuba – „Suicide” ; I sold more dope than I sold records – “Hold On”. Inne, ale też ograne themes to “życie dealera łatwe nie jest” (Money universal, that’s the only language/The dream ain’t die, only some real niggas), “jestem zimnym skurwielem, który ma kobiety w garści” (“Let Me Love You”), “dealerska przeszłość” (“Nosetalgia”)…  Trochę kpię, ale przyznaję, że niektóre kawałki są niezwykle interesujące, mimo ogranych tematów – choćby wspomniana „Nosetalgia”, w której Push i Kendrick wspominają swe początki w ogarniętych narkotykową epidemią latach 80. , czy poruszający „Pain” (którego „skuteczność’ obniża Future na refrenie). Choć chwalenie się bogactwem oraz wszechobecny namedropping najdroższych marek męczą i denerwują, to prezentacja „mroczniejszych” stron życia dealera przez Pushę autentycznie mnie zaciekawiła. To mocny i szczery tekstowo album, nawet jeśli pisany z ogranej już perspektywy. Puszaty to sprawny tekściarz, potrafiący co rusz zakamuflować sprytne double entendres (mały przykład: I got money with the best of ‘em/Go blow for blow with any Mexican) i obrazowo opisać „drogę dealera”. Ogółem - duży plus za teksty.

Podsumowując – ‘My Name is My name” to po prostu dobry album. Zaskakująco stonowany, nie "bombastyczny", a wręcz przeciwnie – chłodny, spokojny i przemyślany.  Warto posłuchać, a ja w końcu mogę powiedzieć, że z niekłamanym zainteresowaniem będę oczekiwać nadchodzącego „King Push’’. A imię jego to Pusha T, a ocena dla jego albumu ode mnie to solidne 4. 

Pusha T - Nosetalgia (Feat. Kendrick Lamar) (Official Video)

Pusha T - Numbers On The Boards (Explicit)

   

kjkjkj
Pusha dobrzer leci, ale Kendrick tym featem zjadł mu całą płyte.
askmf
zajebiste obie recki

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>