[Przyp. MN - Końcówka roku to dobry okres na podsumowania i przypomnienia. Dlatego też wczoraj i dziś mamy Was alternatywne recenzje dwóch albumów z polskiego podziemia, które już Wam opisywaliśmy, ale którym warto w ostatnich dniach 2014 roku poświęcić jeszcze trochę miejsca na popkillerowych łamach.]
Tytuł nowego materiału Kubana jest nieprzypadkowy. Po jego przesłuchaniu rzeczywiście chce się krzyknąć - co za mixtape!
Coraz pokaźniejsza liczba polskich raperów z wywieszonym jęzorem próbuje nadążyć za tym, co modne obecnie w Stanach Zjednoczonych, ale - umówmy się - tylko kilku z nich naprawdę wie, a przede wszystkim czuje, na czym to wszystko polega. Nie wystarczy bowiem trzasnąć szesnastu hashtagów w jednym wersie i rzucić pięcioma ad-libami pod trapowy bądź cloudrapowy bit, by stać się polskim Lil Waynem, Frenchem Montaną albo A$AP Rockym. Niektórym brakuje stylu, inni - mają tego stylu wręcz za dużo; niektórym brakuje luzu, inni - mają tego luzu wręcz za dużo; niektórym brakuje polotu, inni... wiecie o co chodzi. Ta pierwsza grupa brzmi mniej więcej tak, jak przypuszczalnie brzmiałby KRS-One przebrany w złote legginsy i nawijający pod bit od DJ Mustarda. Ta druga z kolei przypomina głupawą karykaturę, w dodatku zupełnie nieśmieszną. Na szczęście jest Kuban.






































