Madvillain "Madvillainy" - podziemny pomnik MF DOOM'a

recenzja
dodano: 2021-11-01 20:00 przez: Bartosz Skolasiński (komentarze: 2)

2004 rok był dla amerykańskiego undergroundowego hip-hopu znaczący. Solówki wypuścili chociażby Gift Of Gab, Murs i Masta Ace. Jednak to płyta duetu MF DOOM/Madlib, nagrana jako Madvillain, stała się kultowym, jednym z najważniejszych podziemnych krążków hip-hopowych tamtego okresu. W niedzielę obchodziliśmy pierwszą rocznicę śmierci DOOM'a, dlatego też przypominamy właśnie legendarne "Madvillainy".

Dla kogoś wydającego album w Stones Throw Records 2004 to dziwny czas. Jeśli wytwórnia chciała zajmować się rapem, musiała czekać na wenę Madliba. Otis Jackson Jr. (prawdziwe imię i nazwisko producenta — przyp. red.) był ich głównym artystą. Zrobił z J Dillą "Champion Sound" rok wcześniej, ale skupiał się tak naprawdę na Yesterday's New Quintet, jazzowym projekcie fikcyjnych, stworzonych przez siebie muzyków jazzowych. Potrzeba było iskry, by znów zainteresował się hip-hopem. Wtedy pojawił się Daniel Dumile, aka MF DOOM, który akurat w 2003 roku wypuścił wydawnictwa pod pseudonimami King Geedorah i Viktor Vaughn. Otis chciał pracować z DOOM'em od dawna. Eothen "Egon" Alapatt, współtwórca labelu Madlib Invasion, wtedy główny menadżer Stones Throw, wysłał przyjacielowi jego bity, by ten przekazał je Dumile'owi i, jak to się mówi, reszta jest historią.

"Madvillainy" to album wyjątkowy. Słuchając go, zanurzamy się w zwariowany świat komiksowego superzłoczyńcy, niszczącego swoim flow i linijkami słabych raperów. MC tworzącego zawiłe rymotwórcze konstrukcje, pełne nawiązań do komiksów, starych produkcji telewizyjnych czy mody; spowitych unoszącą się mgłą z blantów palonych podczas sesji nagraniowych. Zapewne w ilości kosmicznej. Kiedy włącza się tę płytę, z głośników dochodzi momentalnie przykuwający uwagę, charakterystyczny, ale też, poprzez barwę, lekko złowieszczy głos złola zarządzającego hip-hopową galaktyką."So nasty that it's probably somewhat of a travesty/Having me, then he told the people 'You can call me Your Majesty' - nawija DOOM w "All Caps". Niech o jego wyjątkowości świadczą takie zawiłe wersy z "Raid" jak: "How DOOM hold heat and preach non-violence?/Shhh, he about to start the speech, c'mon, silence/On one starry night, I saw the light/Heard a voice that sound like Barry White, said "Sure you're right/Don't let me find out who tried to bite/They better off goin' to fly a kite in a firefight". Podane jest to trochę jakby od niechcenia, z niesamowitą łatwością, niewymuszonym flow, naprawdę robi wrażenie. Takich smaczków mamy tu bez liku. Nie ma co więcej cytować, warto się zagłębić, by samemu rozkminić i zadać w przestrzeń pytanie: "Jak ty to chłopie w ogóle zrobiłeś"? Mamy bragga, do tego hołd dla wszystkich jaraczy w "Americas Most Blunted", ale nie zabrakło też miejsca na ciekawe pomysły na kawałki. Na przykład w "Fancy Clown", gdzie niemalże schizofrenicznie brzmi koncept, w którym Viktor Vaughn nawija o dziewczynie zdradzającej go... z DOOM'em.

Madlib dostarczył tu jedne z najwspanialszych bitów w swojej karierze producenckiej. Funk miesza się z soulem, starym jazzem, wstawkami z zapomnianych programów telewizyjnych i filmów, ale nie tylko. "Accordion" jest np. oparte o sampel z "Experience", wydanego zaledwie dwa lata wcześniej utworu Daedelusa, kojarzonego ze sceną elektroniczną, co myślę, że mogło być lekkim kuksańcem zaserwowanym wszystkim hip-hopowym purystom, lubującym się tylko w samplowaniu rzeczy z lat 70. Na "Madvillainy" nie wszystko musiało być cudownie dopieszczone, aby robić wrażenie na słuchaczu. W części kawałków Loop Digga zrezygnował z dodawania bębnów, więc mamy do czynienia z surowymi pętlami. To słychać np. w "Bistro", "Operation Lifesaver aka Mint Test" czy "Rhinestone Cowboy". Oszczędność tego brzmienia od razu przywodzi na myśl to, co teraz z powodzeniem robią Roc Marciano, Griselda i cały ten sięgający podziemia movement, którego rozwój możemy z zaciekawieniem obserwować.

Kolejnym ważnym elementem jest struktura płyty i piosenek w ogóle. Duża część tracków trwa niecałe dwie minuty albo jeszcze mniej. Refreny? Zapomnijcie o nich. MF DOOM łamie przyjęte standardy i po prostu nawija na podkładzie, co sprawia, że jego kawałki są po prostu krótkimi popisami lirycznymi, a co za tym idzie, płynącymi po bicie strumieniami świadomości. Wydawałoby się, że wszystko to bez ładu i składu, a jednak trzyma się kupy. Skity stają się tu normalnymi numerami, a nie zbędnymi przerywnikami, które chce się skipować. "Sickfit" czy "Supervillain Theme" są niby krótkie, bo trwają zaledwie kilkadziesiąt sekund, a człowiek z przyjemnością do nich wraca raz po raz i aż szkoda, że nie trwają dłużej. Kolejna niecodzienna rzecz, to oddanie części utworów gościom. Swoje minuty na płycie ma Stacy Epps w psychodelicznie soulowym "Eye", Wildchild w "Hardcore Hustle" i sam Madlib, jako Quasimoto, w "Shadows Of Tomorrow". Czy to w jakiś sposób przeszkadza w odbiorze materiału? W żadnym wypadku. Zadajcie sobie jeszcze pytanie, kto z podobnych pomysłów korzysta na swoich płytach w dzisiejszych czasach? Wspomniani panowie z Griseldy, szczególnie Westside Gunn. Do inspiracji krążkiem przyznawali się inni MC's. Warto wspomnieć o Dannym Brownie, echa "Madvillainy" słychać w twórczości Flying Lotusa czy Odd Future. Earl Sweatshirt mówił o tym, że "Madvillainy" miało taki wpływ na jego pokolenie, jaki Wu-Tang miało na dzieciaki w latach 90. Mos Def powiedział kiedyś, że album miał na niego taki wpływ, jak "A Love Supreme" Johna Coltrane'a i "Bitches Brew" Milesa Davisa. Jeśli Madlib z DOOM'em nie nagraliby tej płyty, możliwe, że twórczość JPEGMAFII brzmiałaby inaczej.

Pomysłowość, technika i komiksowość postaci DOOM'a, świetne, pełne brudu, dymu, funku i jazzu bity Madliba, oraz niecodzienna kompozycja całego projektu — to wszystko składa się na wyjątkowość "Madvillainy", albumu mającego status kultowego, wpływającego po dziś dzień na kolejne pokolenia raperów. MF DOOM odszedł, ale jego muzyka ciągle żyje.

MF DOOM - Madvillain - Accordion

Madvillain - All Caps

Madvillain - Fancy Clown

papke
dobry tekst i swietne pióro
90'S
Dobry news o MF DOOM(RIP), na tle wszystkich niby raperów w dzisiejszym czasie MF DOOM(RIP) wypada dalej Zakurwiście on od czasów KMD brzmiał Zajebiście odszedł ale jego muzyka broni się i ciągle żyje na pewno brzmi lepiej niż to co wychodzi w dzisiejszych czasach oczywiście są też wyjątki i jest ich bardzo dużo ale trzeba przeszukać w tej całej papce muzycznej która się rozpanoszyła jak epidemia.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>