Kazzushi "Wstrentny Żul" (Przegapifszy #61)

recenzja
dodano: 2013-09-22 16:00 przez: Marcin Półtorak (komentarze: 3)

Dzisiejsza recenzja wyeksploatuje i tak już przecież średnio wyrafinowane słowo, jakim jest „zajebiste”. Sorry, ale żaden inny polski wyraz nie oddaje zawartości tej płyty lepiej niż właśnie „zajebiste”.

Przy czym ustalmy – mówiąc „zajebiste” myślę o tym gatunku zajebistości, który bezwzględnie domaga się rozesłania materiału po wszystkich znajomych. Albo w ogóle jeszcze inaczej – który domaga się szybkiego zrzucenia płytki na pendrive, wbiciu do ziomków, kupienia wódy i zarządzenia „a teraz słuchamy tego”. To ten gatunek zajebistości, że gdyby „Wstrentny Żul” był trochę szerzej znany i miał swoją notkę na Wikipedii, to po prawej stronie – tam są recenzje – zamiast ośmiu gwiazdek na dziesięć albo pięciu na sześć wszędzie widniałyby tylko napisy „zajebiste, zajebiste, zajebiste”, po kolei od Popkillera, HipHopDX i AllMusic. Po prostu nie da się inaczej.

Swoją drogą, dziwię się trochę tej niepopularności „Wstrentnego Żula”, która każe mi go wpychać aż do „Przegapifszy”. Może w tym wina samego Kazzushiego, który jakoś nigdy nie wydawał się specjalnie zainteresowany robieniem jak największego szumu wokół siebie? Zagadka nierozwiązana – pewne jest tylko, że hype na jego bity rozszalał się w moment, a potem, powoli lecz nieubłaganie, zaczął maleć. Szkoda, mnie na przykład ta płyta maksymalnie zrobiła pierwsze tygodnie 2009 (wyszła w Sylwestra '08). A teraz porównuję tamte dzieje z Kazzushim – właściwie to jego brakiem – A.D. 2013 i się nijak w sytuacji nie odnajduję.

Tym sposobem zaczynam się powoli utwierdzać w przekonaniu, że jestem jedną z nielicznych osób, dla których „Wstrentny Żul” jest tak ewidentnie zajebisty. No dobra, ale powiedzcie mi, czego tak naprawdę nie kumacie w tych rzeźniczych, nieziemsko charakterystycznych bitach, których do dziś, prawie cztery lata po premierze, NIE DA SIĘ pomylić z niczym innym? Dźwięki gnają do przodu i choć każdy z nich w pojedynkę chce zaskarbić sobie jak najwięcej uwagi, to jednak wszystkie razem złożone do kupy okazują się spójne i konieczne. Każdy bit jest pomysłowy i każdy wręcz ocieka brudnym, prychającym parą z nieszczelnych rur industrialem. Gdzie nie spojrzeć, wszędzie czeka zajebistość – znajdziemy jej tony już w open tracku, z miejsca atakującym kwiczącym bassem, gongami i tonami chamskiej, bezwstydnej elektroniki. Podobne klimaty proponuje „Bujaj się”, z tym że tutaj dochodzi jeszcze syntetyczna syrena w refrenie. Bezbłędnie został poprowadzony maszynowy, walcowaty rytm podpierany dynamicznym syntezatorem w „Jawnie”, bezbłędnie intrygująco wypadł minimalistyczny „I tak ich to wkurwia” i bezbłędnie naprzód zapierdala „To nie hymn”. Nawet dwa – zdawałoby się niepasujące – numery na samplach robią wrażenie swoją chwytliwością i dynamiką.

Chcecie więcej? To są jeszcze dwa instrumentalne skity – delikatna kołysanka „Zerodziewięć” i uroczo obleśny, plemienno-elektroniczny (!!) „Interlude”.

Warto zwrócić uwagę na oszczędne, lecz zawsze idealnie bujające perkusje oraz na tła. Ciężko uświadczyć pustki – jeśli backgroundu nie wypełnia jakiś pięćdziesiąty z kolei chory syntezator, to bankowo robi to szum wody na przykład. O ile dobrze kojarzę, Kazzushi się kiedyś chwalił na łamach nieistniejącego już Magazynu Hip Hop, że bardzo często korzysta z tego typu maksymalnie nietypowych odgłosów i że gdzieś wysamplował nawet śpiew wielorybów (nie pamiętam dokładnie). Świetna sprawa, w ogóle większość bitów tutaj to popis kreatywności. Ilu producentów stać na to, aby po brutalnym bangerze otwierającym album dać klaustrofobiczną, niepokojącą wstawkę instrumentalną? Oczywiście w obrębie jednego tracka.

Wypadałoby kończyć, ale jeszcze trzeba napomknąć o raperach, którzy przemknęli tak niezauważenie, że prawie o nich zapomniałem. Zestaw jest typowy dla Kazzushiego – trzy tracki z Bassgrou, dwa z VNM'em (including jeden z WdoWą) i po sztuce dla Łysonżiego oraz młodych wtedy-jeszcze-gnoi z północy w składzie Werbel, Pikers i Młodzian. Po wszystkich zwrotkach słychać upływ czasu ('08/'09, tak), ale da się ich słuchać bez skipowania. To znaczy: jak ktoś nie przepada za, powiedzmy, Łysonżim – cóż, po wysłuchaniu jego zwrotek bankowo się do niego nie przekona. Mnie nie przeszkadzają, chociaż to właśnie one dostały najpoważniejszy wpierdol od upływającego czasu. Nieważne, na całej płycie jest tyle beztroskich, bekowych quotablesów (nie-śmier-tel-ne „ja pierdole ty, Kazza bit” VNMa i rzucone chwilę później „kurwa, droga ta wódka”), że obecność wokali ogólnie można wybaczyć.

Wszystko razem składa się na – nie bójmy się tego słowa – zajebisty, kompletny album producencki z wyraźnym przeznaczeniem imprezowo-alkoholowym. Nie ma co się doszukiwać minusów: choć w świetle dokonań Kazzushiego z przełomu 2010/2011 („De Nekst Best”) niektóre zabiegi wypadają dość blado, to przecież seria „Przegapifszy” nie służy bynajmniej piętnowaniu takich pierdół. Nie wiem, czy gdzieś w Internecie jest jeszcze aktywny link ze „Wstrentnym Żulem”, ale jeśli jeszcze, drogi Czytelniku, tej płyty nie słyszałeś, to go zacznij szukać i ją polub. A jeśli słyszałeś, to sobie do niej wróć. Wierzę, że nie masz jej dość i tak samo jak ja najchętniej zamiast oceny liczbowej wystawiłbyś słowną: zajebiste.

Kazzushi - Czego oni chcą ode mnie (gość. VNM , WdoWa )

Kazzushi - Rozpierdol ft VNM ,Putin ,Tomb (gramofony Dj Ike)

lalalalalala
Z tego co pamiętam to kawałek "Rozpierdol" nie jest z "Wstrentnego żula" chociaż ta producencka płytka to mega rozpierdol.
los pollos hermanos
Link znajduje się na slizgowym dropboksie
nero

Zgadzam się z autorem recenzji, płyta była zajebista.
Dziś, dziesięć lat później, nawet internet o niej zapomniał.
Macie jakiś link?

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>