Od wydania wspólnego albumu Solara i Białasa minęło już kilka miesięcy.
Krążek "Z ostatniej ławki" od początku wyróżniał się nie tylko świetną
oprawą graficzną przygotowaną przez Alka Morawskiego znanego szerzej
jako Lis Kula, ale przede wszystkim charakterystycznością wymienionego w
pierwszym zdaniu duetu.
Po prawie pół roku przyszedł czas na
postawienie pytania: czy materiał przetrwał pierwszą próbę czasu? Moim
zdaniem odpowiedź brzmi: tak.
Duża w tym zasługa chemii, jaka wytworzyła się pomiędzy członkami duetu. Jak sami mówili, pracowali nad tym wydawnictwem trzy lata. W ciągu nich zdążyli nagrać kilkadziesiąt kawałków na ten materiał (część znalazła się na mixtape'ach, część nie ujrzała światła dziennego), ale także zrealizować kilka odrębnych projektów. Po takiej dawce obcowania ze sobą znają się już na wylot - i słychać to od samego początku. W "Intro" pozwalają sobie nawet na drobne koleżeńskie uszczypliwości, które pokazują słuchaczom, że nad "ZOŁ" pracowali doskonale rozumiejący się raperzy mający duży dystans do siebie. Kłamstwem byłoby jednakże stwierdzenie, że ich wspólna płyta nie posiada dość istotnych rys. Z jednej strony mamy mocną warstwę tekstową, stylowych gospodarzy i ciekawe featuringi, wśród których na czoło wybija się występ Bonsona w "Nienormalnie", uznany przez forum ślizg.eu za featuring roku (skądinąd moim zdaniem słusznie), z drugiej zaś denerwuje użycie bardzo ciekawej w gruncie rzeczy nowinki, jaką jest Auto-tune. Sam chciałbym za to usłyszeć nieco więcej Danny'ego, który szczególnie w refrenie ujawnia swój duży talent.
Warstwa muzyczna na papierze wygląda na zróżnicowaną pod względem producentów - ale to tylko pozory. Palmę pierwszeństwa w bitach przejął MMX i ze swoich wywiązał się nader dobrze. Zaserwował i trochę syntezatorów, i klasycznie bujających podkładów, przy czym wszystkie trzymają poziom. Na jego korzyść świadczy też to, że wspomniany wcześniej kawałek "Nienormalnie" jest nagrany na jego podkładzie. Pozostali beatmakerzy też spisali się na medal, ale po przesłuchaniu całości czuć pewien niedosyt z powodu tego, że chciałoby się usłyszeć nieco więcej od reszty, szczególnie Kazzama i Zbyla, który stworzył świetny, klimatyczny bit do utworu "Nieporozumienie".
Po takim upływie czasu słabe płyty odchodzą w niepamięć, dobre zaś zostają w odtwarzaczach słuchaczy. "Z ostatniej ławki" wpisuje się w tę drugą opcję, bo to po prostu dobry materiał zrobiony na dobrych bitach. Ode mnie dostaje czwórkę z minusem z uwagi na nieszczęśliwe używanie Auto-tune'a.