RTN "2020" – recenzja

kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2021-10-31 16:00 przez: Paweł Miedzielec (komentarze: 0)

Przeciętnemu słuchaczowi hip-hopu w Polsce ksywka RTN zapewne zdążyła się już obić przynajmniej pobieżnie o uszy. Wypuszczone własnym sumptem "Funktion" zdobyło szacunek nie tylko wśród koneserów G-Funku nad Wisłą, ale również aplauz publiczności world wide, docierając do gustów słuchaczy z drugiego końca świata. Pochodzący z Lublina producent ewidentnie ma teraz swoje 5 minut także i na rodzimym rynku, debiutując przed szerszym gronem odbiorców na pokrytym złotem "Elwis Picasso" u Ero, czy też remiksując jeden z największych hitów SLU ("Ku*ewskie Życie"), na wydanej w ubiegłym roku reedycji kultowego wydawnictwa "Najlepszą Obroną Jest Atak".

Idąc za ciosem – poza większą ilością bitów, dostarczanych na wydawnictwa innych artystów, RTN przygotował też kolejny autorski projekt, którym jest wydane na początku tego roku EP "2020". Instrumentalny album w limitowanej edycji 200 fizycznych egzemplarzy pojawił się na rynku bez asysty głośnych nazwisk i jest można powiedzieć rozwinięciem koncepcji beat tape’u "Genesis", które wylądowało na kanale artysty 3 lata wcześniej. Poprzednik przypadł mi bardzo do gustu, więc jako fan produkcji Artura i osoba, która generalnie lubi i bardzo często słucha samych instrumentali – nie mogłem odmówić sobie przyjemności sprawdzenia następcy. Co znajdziemy na "2020"?

Pierwszą niespodzianką dla postronnego słuchacza będzie z pewnością wyjście poza korzenny, g-funkowy nurt, z którego RTN był dotychczas najbardziej znany (co pozwoliło mu dojść do obecnego poziomu). Artur postanowił wyskoczyć brzmieniowo z przypisanej mu szuflady i wykonać ze swoją muzyką śmiały krok naprzód. Na "2020" usłyszymy zatem również mieszankę innych gatunków, aniżeli klasyczny Gangsta Funk. Jest tu sporo soulu, przeplatanego z jazzem czy Lofi – a wszystko to ubrane w osiem oryginalnych i pozbawionych sampli autorskich kompozycji.

Trzeba przyznać, że RTN opuścił bezpieczny dla siebie muzyczny matecznik w sposób wyjątkowo udany. Z każdego zawartego na płycie utworu bije różnymi emocjami, a międzygatunkowy cross należy zaliczyć autorowi na pewno in plus. Produkcje Artura generalnie zawsze zbierają duże ukłony od słuchaczy i jestem pewien, że tak też będzie i tym razem. Takie projekty oddzielają bowiem w mojej opinii utalentowanych chłopaków, potrafiących klepać fajne bity w swoim stylu od prawdziwych producentów, umiejących odnaleźć się brzmieniowo w każdym gatunku.

"2020" jest wyjątkowo krótkie (za krótkie), ale stanowi konkretne preludium do mam nadzieję kolejnych ciekawych produkcji, które wzniosą się ponad g-funkowy horyzont. Otwierający cały materiał tytułowy numer, od razu przywodzi mi na myśl klimat kompozycji który mógłby wyjść z powodzeniem spod ręki samego Davida Blake’a – z "Morning" zaś bije takim laidbackiem, że budząc się przy jego dźwiękach w poniedziałkowy poranek, masz ochotę na dzień dobry położyć "użetkę", zaś refleksyjne "Thoughts" czy "Memories" to idealny podkład do tego, by posiedzieć jesiennym wieczorem pod kocem przy kubku herbaty, rozkminiając własne życie lub przynajmniej bieżące tematy, które aktualnie masz w bani.

Za to słysząc "Time", pierwsze skojarzenie jakie mam w głowie to "Smoke On" Snoopa i Dre – podobny motyw przewodni (chyba gra nawet w podobnym tempie, jeśli dobrze pamiętam) oraz mnóstwo pozytywnej energii, bijącej z głośnika. Słucham go regularnie podczas jazdy na rowerze i jest dla mnie bardziej zastrzykiem adrenaliny, aniżeli myślami o przeciekającym przez palce czasie. Chyba mój ulubiony kawałek z całego EP, pomijając oczywiście "Tomorrow", które jest klasycznym kalifornijskim sztosem, ale jeszcze lepiej siedziałoby na trackliście "Funktion" niż tutaj. Zresztą podobne skojarzenia mam odnośnie "Maintain", które zamyka moje Top 3 jeśli chodzi o numery na "2020".

Najmniej praży mnie za to "Midnight" i to chyba jedyna produkcja z płyty, którą często zdarza mi się skipować (chyba głównie przez perkusję nie potrafię się wstrzelić w ten bit, nie leży mi kompletnie). Reszta brzmieniowo trzyma poziom, do którego producent z Lublina zdążył przyzwyczaić już swoich słuchaczy i otwiera mu na przyszłość pole do popisu również na innych frontach niż korzenny G-Funk, z którego się wywodzi.

Półgodzinne "2020" to zatem bardzo udany aperitif, który ostrze nasze apetyty na kolejne nadchodzące projekty, na których będziemy mogli usłyszeć niejedną produkcję z charakterystycznym "aR-Ti-eN" na początku każdego z bitów. Tym bardziej, że jeszcze tej jesieni usłyszymy od Artura następny instrumentalny materiał, jakim będzie "Vibestrumentals" zapowiedziane właśnie na końcówkę listopada. Nie wiem jak Wy, ale ja po odsłuchaniu "2020" czekam z niecierpliwością i mam nadzieję na dalszą ekspansję ku innym nurtom – tym bardziej, że EP przecina brzmieniowo muzyczną pępowinę na poziomie szkolnej czwórki. Oby tak dalej RTN!

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>