Brotha Lynch Hung "Mannibalector" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-02-16 18:00 przez: Wojciech Graczyk (komentarze: 10)

Pierwsza część historii o psychopacie została wydana 23 marca 2010. „Coathangastrangla”, czyli druga część ujrzała światło dzienne 5 kwietnia 2011. Finał "słuchowiska" miał pojawić się na półkach sklepowych w podobnym okresie, tylko w 2012. Niestety nastąpił dość mocny poślizg i album ukazał się dopiero teraz. Czy wyszło to na dobre? Czy „Mannibalector” jest godnym zwieńczeniem trylogii napisanej przez Brotha Lynch Hunga? Dowiecie się czytając recenzję.

Zanim jednak przejdę do opisywania przypomnę Wam poprzednie płyty. Trzeba w końcu utrzymać odpowiednią dramaturgię przed oceną zakończenia trylogii. Cała historia o Coathangastrangla, czyli psychopacie-kanibalu rozpoczęła się na płycie „Dinner and Movie”. Mimo, że nie byłem nigdy wielkim fanem jak i horrorcore’u, tak i Lyncha, to album przyciągnął mnie niesamowitym klimatem i wysokim poziomem tekstów. Opowieści był plastyczne, bogate w szczegóły i przerażające (chociażby „Nutt Bagg”). Było im bliżej do filmów Wesa Cravena (notabene twórcy klipów promujących dwa pierwsze dzieła) niż do Ringu. Album nie miałby tej filmowo-słuchowiskowej atmosfery gdyby nie liczne skity między poszczególnymi utworami. „Dinner and a Movie” skończyło się „kolejnym zabójstwem”, w którym pomagali mu Snoop Dogg, Daz i Kurupt, a następnie wypuszczeniem na wolność naszego bohatera.

„Coathangastrangla” było jeszcze potężniejszym uderzeniem. O ile na debiucie bity były mroczne, ale stricte rapowe, o tyle w drugiej części brzmiały bardziej jak muzyka filmowa. Styl rapowania był jeszcze bardziej emocjonalny, przez co miałem wrażenie jakby im dalej w las tym Lynch staje się większym świrem (podobno wrażenie miałem oglądając Ledgera w "Mrocznym Rycerzu"). Stawiam tę część nieznacznie wyżej niż "Dinner and Movie".

Przejdźmy do meritum, czyli do „Mannibalector”. Płytę zapowiadały dwa bonusowe utwory, które podniosły apetyt. I jak ostatecznie wyszło? Kozacko pod każdym względem! W historię wprowadzają nas wycinki informacyjne z różnych telewizji, w którym dziennikarze opowiadają o zamordowanych kobietach. Motyw morderstw na płci przeciwnej jest tematem przewodnim całego „Mannibala”. Po tym krótkim wstępie dostajemy chyba jedno z najlepszych wejść na płytę w historii rapu. „Krocadil” to nie wejście z buta, to nawet więcej niż wejście razem z futryną. W kawałku dostaje się, ogólnikowo, raperom w za ciasnych spodniach i śpiewakom r’n’b, przełożone na język pscyhopaty.

Cała płyta to 14 kawałków i 6 przerywników. Jak w przypadku poprzednich części i tu skity napędzają fabułę. Niektóre jak w przypadku dialogu po „Dead Bitch”, stanowią część utworu i nie są wyróżnione w trackliście. Wszystkie utwory na płycie stoją na bardzo wysokim poziomie. Nawet pozornie odstające od reszty płyty „Something about Susan” jest ważną częścią układanki. Co do samej postaci głównego bohatera, to trzeba przyznać, że raper stworzył postać wielopłaszczyznową. Nie jest to tylko mordowanie ludzi i litry posoki wylewające się z głośników. Oczywiście dominującą częścią wydawnictwa jest brutalność i opisy tego co dzieje się z ofiarami tak jak np. w „Meat Cleaver”:

„I hit 'em, cook 'em in Crisco and I filleted 'em and ate 'em Filleted 'em and ate 'em, bakin' potatoes”,

jednak jest tu miejsce też na opis tego co dzieje się w głowie psychola. Punktem kulminacyjnym całej opowieści są dwa ostatnie kawałki, nawiasem mówiąc najlepsze na płycie. „Sweeny Todd”, czyli track w którym bohater porównuje się do brzytwiarza z popularnego musicalu (lub, dla kinomaniaków, filmu z Johnnym Deppem) pod tym samym tytułem. Nie będę Wam spoilerował końcówki, ale możecie być pewni że potrafi zaskoczyć i idealnie spaja wszystkie trzy płyty. Sam raper stwierdził w wywiadzie, że to zakończenie było, dla niego samego, formą terapii.

Jak przystało na Brotha Lynch Hunga, na "Mannibalector" znajduje się kilku zacnych gości. Dobrani są oni nie pod kątem popularności, ale czy pasują do klimatu płyty. Mamy więc Tech N9ne i Hopsina, którzy razem z gospodarzem sieją prawdziwe zniszczenie w "Stabbed". Mamy COSa i Irva da Phenomenona w utworze o Susan. No i Yelawolf w kawałku "Package", który daje nam opowiastkę w klimatach rodem z "Trunk Muzik". Podoba mi się również to co nawinał Trizz w "MDK". Ma wielki talent do opowiadania mrocznych historii. Będzie trzeba mieć go na oku.

Płyta nie byłaby tak wielka gdyby nie muzyka. Lwią część roboty w tej dziedzinie zrobił nadworny producent zawodników ze Strange Music, czyli Seven (sam do labelu nie należy). Chylę czoła przed nim, ponieważ ten człowiek cały czas się rozwija. Porzucił sztywne rapowe podziały rytmiczne, idąc w kierunku oddania odpowiedniej, filmowej, mrocznej atmosfery. Aby spotęgować uczucie niepokoju i strachu dodał jęki, krzyki i mocne pianina. Seven pokazał, że jest obecnie najlepszym z niedocenionych producentów w rapgrze. Jego kompozycje nie są monotonne, ani robione na jedną modłę. Mamy tu „MDK”, które w dużej mierze oparte o jednostajne pukanie, krzyk i wchodzące co jakiś czas pianino. Z drugiej strony jest tu „Eating You” składające się przede wszystkim z cichego pianina, by w 2:30 przejść w gitarową młóckę w najlepszym stylu. Do listy producentów trzeba dodać Non Stop odpowiedzialnego za g-funkowe „Something About Susan”, Apisa i Madesicc Music. Cała trójka również zasłużyła na pochwałę.

Używając terminologii bliskiej pierwszemu kanibalowi rapgry, Brotha Lynch Hung zjadł już Casey Veggiesa, Vado, Juelza Santanę. Nie miał z tym problemu, bo to były tylko przystawki. Z większych dań skonsumował też Rockie Fresha i Joe Buddena. Z głównym daniem tego roku, jakim był A$AP Rocky też sobie poradził bez problemu. Dzieło kończące trylogię zasłużyło na ocenę 6-. Minus tylko dlatego, ponieważ ta płyta nie jest dla każdego. I to jest jedyny problem. No i szkoda również, że plotka o występie Eminema nie przerodziła się w fakt.

 

mannibalector
świetna recka! Grrr!
coast2coast
BLH jak dla mnie to jeden z najlepszych Mc który wziął mic'a w rekę jest oryginalny, technicznie świetny z kozackim flow, a Mannibalector tylko to potwierdza.
gin&juice
To jest rap słuchać i sie uczyć
kliw
Ta płyta jak i inne jego to rozpierdol
maciej z południa
BRAWO
eS
brawo, dobrze że wrzuciliście tą recenzję, nie spodziewałem się tak wysokiej oceny, props
KERRNE
Teraz czekam na wysyp podobnych płyt od polskich raperów, bo wiadomo, że polaczki wszystko kopiują z USA
GLOBUSPC
Rap stoi na wysokim poziomie, muzyka na zajebistym, forma jest monumentalna, ale czy Wy nie czujecie, że to rozprzestrzenia złą energię??
Serwszynce
bez przesady, album dupy nie urywa, jest pare perelek ale w niektorych momentach slychac duze niedopracowania, flow nie jest jakies niesamowite, teksty stawiaja na zaszokowanie sluchacze. Ogolem dalbym 4- , w tym i poprzednim roku, pojawillo sie wiele o wiele lepszych plyt.
Testi
Samo jechanie po polaczkach jest zajebane ze stanowych polish jokes.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>