Stalley w Warszawie na afterparty po Re:Wizjach Sztuki - relacja

kategorie: Hip-Hop/Rap, Relacje
dodano: 2011-12-04 21:00 przez: Dymitr Hryciuk (komentarze: 2)

fot. solovsky.com

Gdy zaprosisz rapową legendę to możesz być spokojny o powodzenie koncertu. Gdy jednak odważysz się zaprosić newcomera - może być różnie. Świeża krew jako headliner to zawsze ryzyko pustej sali, bo po prostu nikt o gwieździe wieczoru nie słyszał. Na szczęście między innymi pomoc byczych sponsorów pozwoliła zorganizować koncert Stalleya jako wydarzenie bezpłatne. Kawiarniana salka w Pałacu Kultury i Nauki zapełniła się więc setkami ludzi z bardzo różnych bajek, od uliczników, przez skejtów po hipsterów. Wszyscy czekali na 28-latka z Ohio.

Licznie zgromadzonej jak na taki mały lokal publiczności na początek zaserwował swoje ulubione kawałki nie kto inny, jak DJ Mentos. Świetny dobór klasycznego i nowego, dobrego rapu wprowadził wszystkich w klimat wieczoru. Ras i Wena wbili się na krótki show na scenę i fantastycznie, choć krótko, rozgrzali publiczność. Wspaniała interakcja tych dwóch raperów, znających się na wylot porwała nie tylko ich fanów, ale także tych, którzy znaleźli się tam przypadkowo. Zagrali subiektywny wybór najlepszych kawałków, a Ras nawinął fragment "Salutuj". Pełen humoru i dobrego rapu występ skończył się niestety dość szybko. Wszyscy czekali jednak na brodacza, którego pomagał wywołać konferansjer wieczoru, Ras.

Stalley nie kazał na siebie długo czekać. Oczom kilkuset osób ukazał się uśmiechnięty i trochę zaskoczony frekwencją reprezentant Maybach Music. Na początku opowiedział skąd jest, otwierając kawałkiem "330". Publiczność od razu podłapała i weszła w interakcje z artystą. Tego wieczoru poleciała też reszta kawałków z "Lincoln Way Nights" do których zostały nakręcone klipy i których podkłady elektryzowały publikę. Tych fantastycznych muzycznie i głębokich tekstowo utworów nie da się nie lubić. Ciężko jest znaleźć jakąkolwiek wadę jego ostatniej płyty, co zdarza się rzadko wśród nowych, wybijających się raperów. Można by Stalleya śmiało porównać do polskiego Medium - obydwaj przebijali się od zera, obydwaj ze świetnymi i przemyślanymi tekstami, obydwaj bardzo pozytywni na scenie i poza nią.

Dużego dorobku muzycznego ten uśmiechnięty brodacz nie ma, ale poza "Lincoln Way Nights" miał jeszcze co zagrać. Usłyszeliśmy jego zwrotkę z "Address" Curren$y'ego, kawałek na bicie Ski Beatz'a "S.T.A.L.L.E.Y." i parę "starych" kawałków z 2010 roku. Miał miejsce jeden z najdłuższych jakie widziałem, bo trwający cztery kawałki bis. Przegląd przez całą twórczość pięknie zamknięty został kawałkiem z nadchodzacego mixtejpu (Stalley chce wypuścić go jako prezent choinkowy). To nowe, niepublikowane nagranie potwierdziło tylko, że z jego muzyką będzie już tylko lepiej. Jeszcze lepszy bit, jeszcze ciekawszy tekst - po prostu kolejny poziom.

Otwartość, radość z tego co się robi, wdzięczność za nieoczekiwane wsparcie w odległej Polsce aż biły od tego przemiłego młodego rapera. Humor go nie opuszczał, gdy mówił, że zgromadziło się tu więcej ludzi niż mieszka w jego rodzinnym mieście, Massilion. Pouczył też każdego, że nie ma rzeczy niemożliwych, a on stojący tu przed nami jest najlepszym tego dowodem. Każdy kto miał szansę zamienić z nim parę słów wie, że organizatorzy odwalili kawał wspaniałej roboty sprowadzając go jeszcze nim stał się mega gwiazdą w USA, bo innej przyszłości sobie dla niego nie wyobrażam. Będzie co opowiadać wnukom.

Afterparty w tym ciekawym lokalu teatralnym trwało jeszcze kilka godzin przy dobrej muzyce serwowanej m.in. przez Maceo. Każdy chętny miał szansę nabyć coś od Stalleya (trzeba było się śpieszyć, towar rozchodził się jak świeże bułeczki), zbić z nim pionę i pogadać. Organizatorzy (Warsoul, ClubCollab, Ment XXL) ogarnęli wszystko wzorowo - gratulacje. Jeśli jednak moje słowa to za mało, poniżej świetna relacja video od Pawła Zanio.



mcj
czemu to piszecie?? żeby gula mi zrobić. Kurde, taki koncert mnie ominął i Stalley. Kuuu**wwaaaa !!!!
Anonim
Zajebisty koncert. Udało mi się go przeżyć pod samą sceną. Zaskoczony byłem jak wiele osób obok mnie znało kawałki Stalleya i w ogóle frekwencją. 700 osób?! Masakra. Stalley nie miał nawet takiej publiczności w Londynie i Paryżu, gdzie grał 2 dni wcześniej (chociaż tam trzeba było za wejście zapłacić odpowiednio 18 euro i 8 funtow). Przezajebisty okazał się również set Menta, chociaż z tego co widziałem to mało ludzi się przy nim bawiło. A szkoda, bo muzyka jaką prezentował była esencją tego co ostatnio się dzieje w rapie, a szczególnie spośród newcomerów. Czekam na więcej takich imprez, a to, że znowu będę musiał przyjechać z Lublina, wcale mi nie przeszkadza :)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>