Wiley - "Take that" VS Lethal Bizzle - "Go Go Go"



Witamy na wieczornej gali muzycznych pojedynków! Dziś na arenie spotka się dwóch fighterów z Wysp Brytyjskich walczących w kategorii "Grime"! W lewym narożniku spokojny, pewny siebie i czerpiący z życiowego doświadczenia reprezentant Roll Deep Crew - Wiley! W prawym narożniku szaleje już arogancki i pełen energii Lethal Bizzle! Dziś zawodnicy w specjalnym występie pokażą jak radzą sobie w stylu Electro. Panie i Panowie! Ladies and Gentlemans! Zaczynamy!


Obaj panowie zaczynali od ulicznych hardkorów i ciężkich grime'owych bitów co nie znaczy, że jest to ich pierwsze spotkanie z muzyką taneczną. Wiley zasłynął mega hitem "Wearing my rolex", a ostatnia płyta Lethala (Go Hard) jest pełna klubowych rytmów ("So addictive", "Going Out Tonight"). Jeśli chodzi o dwa numery, które wzięliśmy na warsztat to jako pierwszy, cios zadał Wiley. "Go Go Go" ukazało się nieco później i od razu nasunęło skojarzenia z "Take that" - zarówno w kwestii muzycznej jak i realizacji klipu. Oba utwory są do tego stopnia podobne, że "Go Go Go" można by uznać za swego rodzaju odpowiedź - "To ja tu umiem robić bangery i ja jestem królem londyńskich parkietów" - zdaje się mówić Bizzle. W trzech rundach sprawdzimy, czy rzeczywiście tak jest.
Runda 1 - Muzyka


Znamy już różne kolaboracje angielskich raperów ze znanymi dance'owymi producentami (np. Dizzee Rascall i Tiesto). Nasi zawodnicy postawili na mniej fejmowe ksywki i tak też Lethal zaprosił do swojego kawałka londyńskiego DJ'a Nicka Bridgesa i niejaką Lucianę, a Wiley zgadał się z Chew Fu z Nowego Jorku. Jaki jest efekt i który z muzyków ma większą szansę zabłysnąć?

"Go Go Go" jest nutką zdecydowanie bardziej wyluzowaną. Nonszalancką i arogancką. Taki utwór mógł zrobić tylko koleś, dla którego imprezki i poklepywanie groupies po tyłkach to chleb powszedni. Składa się z perkusji, kozackiego basu o chwytliwej melodii, paru wstawek i charakterystycznych przejściówek z powtarzającym się motywem. Ot taki prosty podkład. Często najprostszy patent okazuje się tym najlepszym i tutaj ta zasada się sprawdza. Ten bas jest naprawdę super zrobiony. Szkoda tylko, że producent zapętlił się w tej prostocie przez co utwór staje się płaski, a na dłuższą metę nudny.

"Take that" nie nazywa się tak na darmo. Naprawdę wali w łeb jak dobra wóda. Ten numer porywa serce, ciało i sam zawiązuje Ci sznurówki żebyś czym prędzej biegł do klubu. Nadal lecimy na prostym patencie, ale tu zarówno pomysł jak i wykonanie są lepsze i dużo bardziej interesujące. Dźwięk, który służy za bas brzmi jak silnik Kubicy (bez kitu!), perkusja jest pełniejsza, słychać dopełniające wstawki syntezatorowe, a melodia nie ogranicza się do jednego taktu. Przejścia między zwrotkami nie są wciąż te same jak u Lethala, a zarapowane wersy są w odpowiedniej proporcji do muzyki. Choć nie ma tu śpiewanego refrenu i chwytliwej melodyjki to "Take that" na bank będzie Ci chodzić przez dobrych parę dni po głowie. Od razu widać kto miał dobry pomysł, a kto poleciał po bandzie i zrobił coś na "odwal się".

Runda 2 - Tekst

"I got a formula" nawija Wiley i rzeczywiście - ten gość ma patent na hit. Nie robi ich może zbyt wiele, ale jak już coś wypuści to jest to konkret. "Wszyscy, którzy myślicie, że nie potrafię już tego robić po prostu stańcie z boku i łapcie to!" Wiley to charakterny i konsekwentny koleżka, który nie rzuca słów na wiatr. Tekst nie jest może zbyt odkrywczy, a wersy powtarzają się po parę razy w kółko, ale dzięki temu muzyka nie jest przytłaczana nudnym gadaniem. Zwrotki są zarapowane z wielką energią. Słychać i czuć, że Wiley jest pewny siebie, wie co mówi i nie musi nic lirycznie udowadniać - wystarczy spojrzeć na listy przebojów. Eskimos z Londynu zamiast gadać co mógłby zrobić po prostu to robi. Nie ma sensu opierać się takiej sile przekazu - "take that"! Lethal w swoim kawałku wysyła długą listę życzeń do świętego Mikołaja. "Chcę mieć wszystko. Chcę być gwiazdą. Chcę mieć dwadzieścia dziewczyn, Beyonce, Aleshę Dixon" itp itd. Wydaje się jednak, że wierzy w to tylko on i ta panna z refrenu, która robi to tylko dlatego, że ktoś jej zapłacił i pozwolił wystąpić w teledysku.

Runda 3 - Klip

Jeśli mam być szczery to teledysku do "Go Go Go" lepiej w ogóle nie oglądać. To co tam się dzieje to istny cyrk i nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać, czy podłożyć pod ten obrazek jakąś sieczkę z techno najby. Dosłownie każda część ubrania rapera począwszy od okularów przeciwsłonecznych, przez bluzę na butach skończywszy świeci się jak lampka na choince i razi oczy soczystym pomarańczem i neonową zielenią. Gość wygląda jakby przezorna mam ubrała go tak żeby nie wpadł w nocy pod samochód. Wokalistka z refrenu jest obwieszona jakimiś kolorowymi i świecącym kablami od internetu, a jakby tego było mało wszyscy mają dobrze znane bywalcom wiejskich potańcówek białe rękawiczki. Gwiazda utworu posunęła się o krok dalej i klasyczne rękawiczki zastąpiła imitacją dłoni Myszki Miki - ot taka ekstrawagancja. Całość wygląda dość żałośnie, a nawet niesmacznie.

Wiley za to znając dobrze swoją pozycję w grze postanowił nie robić z siebie pajaca. Założył jeansy i kurteczkę najka plus modny obecnie zegareczek. Oczywiście jest trochę lansik, ale całość wygląda bardzo schludnie. Tak jak w przypadku "Go Go Go" klip był kręcony w studiu na czarnym tle. Tutaj postawiono jednak na minimalizm, a nie ferię barw, która ma przyciągnąć wzrok za wszelką cenę. Całość jest dopełniona małymi smaczkami jak momenty stylizowane na 3D, czy odpowiednie dawkowanie ultra fioletu. Raper zaprosił na plan paru znajomych z branży i dwie tancerki. Gwoździem programu jest zdecydowanie jedna z panien przewijających się na klipie - burza rudych loków na głowie i szaleństwo w oku. Strzela wykręcone miny, wykonuje gesty i ruchy, które fizycznie opisują to co dzieje się w muzyce. Wystarczy rzut oka na tą dziewczynę i od razu mamy pewność, że kiedy wchodzi na parkiet to przyciąga uwagę wszystkich zgromadzonych w klubie. Niejeden mógł by nauczyć się od niej co znaczy dobra zabawa. Bez tego rudego aktorskiego talentu klip by nie istniał. Ogląda się to z wielką przyjemnością i bananem na japie.

Final round
Jeśli udało Wam się zmęczyć artykuł do końca chyba sami wiecie kto jest zwycięzcą. "Go Go Go" wydaje się marnym robaczkiem, przy potężnym imprezowym słoniu jakim jest "Take that". Bizzle chciał pokazać kto jest lepszy w te klocki, a wyszła mu z tego zaledwie marna kopia Wiley'a. "Go Go Go" może i miałoby szansę zaistnieć (koniec końców nadaje się do potańczenia), ale tylko gdyby wyprzedziło z premierą singiel z Eski Beats. Słuchając płyty "Go Hard" reprezentanta Fire Camp jasne jest, że koleś potrafi zrobić dobry, klubowy shit dlatego najnowszy utwór może być jedynie obrazą dla jego fanów. Lethal zapomniał, że jeśli nie ma się nic konkretnego do powiedzenia to lepiej nie mówić nic.

Teledyski: Wiley - Take that


Lethal Bizzle - Go Go Go

 

Hawi
O nieee przez Lethala wróci moda na te zjebane białe rękawiczki:(
PiotrZarzycki
nie przepadam za kawałki typu electro ale czasami mozna sie tak w to wkrecic ze dajcie spokoj ;D a oba numery to prze prze banger-klub^^
mOog
bardzo podoba mi się i liczę na więcej tekstów o brytyjskiej muzyce
player
Take That Wiley'a miażdży, na impreze ciężko coś lepszego znaleźc, no chyba że Bonkers Dizzee'go:D Go Go Go spoko, ale z Take That bez porównania. Brytyjska scena roście w siłe
tomi
już słyszałem jak buraki się wożą z tą muzą, panowie to do was: BEZ TUBY NIE RADY!;]

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>