Po największym sukcesie w karierze i multiplatynowym "Tha Carter III" (spinnerowej płycie roku 2008) Lil Wayne zamiast wykorzystać koniunkturę i nagrać szybko podobny album postanowił zagrać totalnie antykomercyjnie i po swojemu. Efektem okropne "Rebirth", po którym dostaliśmy jeszcze luźniejsze, ale całkiem udane "I Am Not A Human Being".
Jednak od płyty nazwanej "Tha Carter IV" trzeba było oczekiwać więcej. Single nie kosiły tak jak te sprzed Trójki, hype na Weezka jakby trochę przygasł, ludzie z jego otoczenia twardo twierdzili jednak, że po odsiadce wróci silniejszy i że tekstowo będzie to jego najlepsza płyta. Teraz dostaliśmy całość - i jak jest?
Jednak od płyty nazwanej "Tha Carter IV" trzeba było oczekiwać więcej. Single nie kosiły tak jak te sprzed Trójki, hype na Weezka jakby trochę przygasł, ludzie z jego otoczenia twardo twierdzili jednak, że po odsiadce wróci silniejszy i że tekstowo będzie to jego najlepsza płyta. Teraz dostaliśmy całość - i jak jest?