Alkohol, dragi, kobiety - tematy na tyle banalne, że muzyka "przeruchała" je już na wszystkie możliwe sposoby... Dosłownie wszystkie. Wydaje się, że nie ma szans na to by w tej kwestii coś jeszcze wymyślić. Nieszczęśliwa miłośc i odreagowywanie w narkotykach i alkoholu to przecież w świecie muzyki podstawa. Często artyści to ćpuny i alkoholicy, a spory odsetek nie ukrywa tego przed światem. Powiedzcie mi, jak można więc nazwać Ricky Hila - człowieka który swój debiut nazwał "SYLDD". Rozwinięcie skrótu to "Support Your Local Drug Dealer". Tatuś pewnie nie był zadowolony.
Ricky Hil to syn pana Tommy'ego Hilfigera - Jankesa, który dorobił się na projektowaniu ciuchów. Pierwsza myśl - masz plecy, łatwiej jest wbić się w rynek. Póki co w przypadku Ricky'ego to tak nie działa, co nie zmienia faktu, że na liczącym 11 utworów debiucie zebrał całkiem ciekawą ekipę gości. Począwszy od The Weeknda, przez Fat Trela a skończywszy na Leonie Lewis. Za darmo to oni raczej się nie dograli. Nie mam jednak zamiaru robić z niego męskiej Lany Del Rey, raczej chciałbym napisać kilka zdań na temat jednej z ciekawszych premier R&B roku 2013.