d'angelo and the vanguard

d'angelo and the vanguard

recenzja
kategorie: Funk, Jazz, R&B, Recenzje, Rock, Soul
dodano: 2015-02-05 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 1)

Nigdy nie byłem psychofanem D'Angelo, który tydzień bez "Voodoo" z wosku uznaje za stracony, a erekcję bez "Brown Sugar" za niemożliwą. To oczywiście kapitalne płyty, ale nigdy nie stały na ołtarzu, a liczenie dni, które minęły od premiery ostatniej nie było formą wieczornego "paciorka". Premiera "Black Messiah" bez szumnych zapowiedzi ucieszyła i zainteresowała - chociażby dlatego, że każdy kto słyszał go wcześniej mówił o nim tak jakby naprawdę spodziewano się nadejścia Mesjasza, a nie był to przecież Marek Sierocki tylko np. Questlove, który prawie ronił łzy mówiąc jak cudownym albumem będzie powrót D'Angelo czy Alan Leeds, który stawiał "Black Messiah" obok "Purple Rain" i "Payback". Jest to człowiek, który powstanie tych albumów oglądał z najbliższej perspektywy i wie o czym mówi. Musiałem upuścić trochę powietrza z rozdętego balonika atmosfery wokół tej płyty, ale prawda jest taka, że jeśli kazać fanom czekać 14 lat na swój materiał, to tylko jeżeli jest to taki materiał jak ten.

Czasem z głodu wybitnej muzyki nadużywamy przymiotników, które powinny być zarezerwowane na specjalne okazje. "Wizjonerski", "genialny", "ponadczasowy"... W tym wypadku każdy z nich możecie sobie zboldować, postawić po nim wykrzyknik i dodać po trzy serduszka. D'Angelo & Vanguard "Black Messiah" poza piątką najlepszych albumów bieżącej dekady bez podziału na kategorie i gatunki, świadczy o tym, że autor zestawienia nie ogarnia co się dzieje.

recenzja
kategorie: Funk, R&B, Recenzje, Rock, Soul
dodano: 2015-02-05 18:00 przez: Marcin Natali (komentarze: 0)

Czasem "zbawienie" przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, a pozornie nie powiązane ze sobą zdarzenia mogą znacząco przyspieszyć nadchodzące zmiany… Aż do grudnia 2014 r. chyba nikt nie spodziewał się, że swoisty soulowy "Detox", wypatrywany przez blisko 15 lat trzeci studyjny album wybitnego D'Angelo, spadnie jak grom z jasnego Nieba, bez żadnych wcześniejszych zapowiedzi ani przecieków. To zniebostąpienie Czarnego Mesjasza "rzutem na taśmę" roku 2014, rozsławione pocztą pantoflową zawdzięczamy w dużej mierze wydarzeniom ostatnich miesięcy w USA. Mowa zwłaszcza o zabójstwach Mike’a Browna i Erica Garnera, werdyktom sądowym uniewinniającym policjantów-sprawców, zamieszkach w Ferguson i ogólnemu klimatowi społecznej rewolucji wiszącej w powietrzu.

Tak w nasze ręce trafiła płyta, wykańczana i dopieszczana "na wariata" w wielu całonocnych sesjach studyjnych, która dla samego artysty stała się okazją do zabrania głosu w tych trudnych czasach, jego manifestem na miarę nieśmiertelnego "What’s Going On" Marvina Gaye'a. Czy jednak rzeczywiście tak jest?