Eminem "Kamikaze" - recenzja

dodano: 2018-10-21 15:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 6)

"Boski wiatr", ostatni, wściekły lot na łeb, na szyję, mający spowodować jak największe szkody w szeregach przeciwnika. Znienacka wypuszczony, po brzegi wypełniony łatwopalnym prochem i zabójczym jadem dziesiąty album Marshalla Mathersa, który oddaje (?) tym razem ster w ręce nieobliczalnego Slim Shady'ego. Oto Eminem (który przy okazji parę dni temu obchodził swoje 46 urodziny!) mówiący "fuck it"  i wyposażony w swój najgrubszy arsenał rymów nacierający na cały świat, a już zwłaszcza na krytyków i mumble rap. 

So... Let's talk about it?

Jestem jednym z może dwunastu ludzi na planecie, który nie uważa "Revival" za kompletną porażkę. Owszem, to album, który zapada się pod własnym ciężarem, materiał, który z powodzeniem możnaby okroić (wyrzucić choćby tragiczne "Offended"), nieudana próba stworzenia najbardziej kompleksowego i "definitywnego" albumu Eminema - ale skłamałbym, gdybym powiedział/napisał, że nie słuchało się go miejscami przyjemnie. Jednak słuchacze i dziennikarze zgodnie uznali "Revival" za najgorszą pozycje w katalogu Eminema, uwypuklającą jego staroświeckość, przebrzmiały styl i "popowość". Album, który w założeniu miał być magnum opus Ema - uznany został za blamaż... A to Marshallowi się nie spodobało.

Dostaje się na "Kamikaze" każdemu, kto choćby krzywo spojrzał na Marshalla - już w pierwszych linijkach "The Greatest" obrywają Vince Staples i 21 Savage...  A to dopiero początek. Żadnego brania jeńców, dla Eminema nie ma świętości. Lil Yachty? Lil Xan? Iggy Azalea? Lord Jamar, za komentarz, który wygłosił w 2013 roku? A jakże, i w ich stronę lecą pociski. Obrażanie kolegów i koleżanek po fachu, jak i celebrytów wszelkiej maści Em uczynił sztuką. Zabawa flow, gęstość rymów, błyskotliwość - skillsowo i lirycznie Eminem wyprzedza nowe pokolenie graczy o kilka długości. To, co prezentuje czasem w kwestii techniki, przechodzi ludzkie pojęcie. Przykłady? Choćby singlowe "Lucky You", a już szczególnie ostatnie minuty "Not Alike", przy których zbieram szczękę z podłogi nawet po kilku odsłuchach (I'm a fuckin' invincible, indefensible, despicable, difficult prick/A little bit unpredicatble, I spit the formidable... - czy istnieje lepszy opis Slim Shady'ego?).

Przyznać jednak trzeba, że niektóre z jego zarzutów brzmią rzeczywiście jak zrzędzenie starszego pokolenia i czepialstwo na siłę - szczególnie te niesławne wersy o Tylerze i Earlu. W skitach "Paul" i "Em Calls Paul" (jako fan cieszę się, że powróciły) fakt, że Em mści się na krytykach "Revival", przedstawiono humorystycznie, ale jednocześnie dają one do myślenia - Em, po co przejmować się krytykami? Karmienie ich, jak i trolli mija się z celem, dissowanie dziennikarzy nic nie da (wiem, bo sam jestem dziennikarzem).  

"Kamikaze" to nie tylko czysty jad. Znalazła się też porcja tej unikatowej, Eminemowej bolesnej szczerości w postaci "Stepping Stone", listu do jego towarzyszy ze święcącej niegdyś tryumfy ekipy D12. Padają tu znamienne słowa, potwierdzające przypuszczenia chyba wszystkich słuchaczy - "D12 is over"... Track mocny, słuchając go, autentycznie miałem wrażenie, że słucham zaginionych taśm z "The Eminem Show".  

I wszystko byłoby w porządku, gdyby Em nie wrzucił na "Kamikaze" jeszcze swoich zwyczajowych przemysleń o związkach.... O ile "Normal" jeszcze mogę zdzierżyć za groteskowy czarny humor (Who the fuck's Milo?)to już kończące przelot duo "Nice Guy" i "Good Guy" graniczy dla mnie z asłuchalnością. Refren Jessie Reyez w "Nice Guy" to najgorszy punkt albumu, bezapelacyjnie.  

Album wieńczy "Venom" track nagrany do filmu o tym samym tytule. Kiedy pierwszy raz usłyszałem ten kawałek, myślałem, że to jakiś żart. To przede wszystkim jeden z najdziwniejszych refrenów w karierze Marshalla (acz trzeba przyznać, że pomysłowy)... Muszę przyznać jednak, że kawałek mi się wkręcił, a i pasuje do samego filmu - który tak samo paraduje na granicy mroku i kiczu. Doceniam szczególnie wplecenie w tekst wątków o samym symbiocie - porównanie jego i muzyki Eminema jest genialne. 

Ogółem jednak powtarza się problem, który prześladuje Ema od "MMLP2" - produkcja, która jakby schodzi na dalszy plan, staje się jedynie bezbarwnym tłem dla wściekłych linijek Marshalla. Coś definitywnie stało się z jego uchem do beatów - praktycznie żaden (z wyjątkiem może tego do tytułowego kawałka) nie zapada w pamięć. "Kamikaze" pokazuje wyraźnie, że talent kompozytorski Eminema nieco stępiał. "Fall" to przykład tracku, gdzie beat i "setup" - subtelny, klimatyczny podkład z eterycznymi wokalami Justina Vernona z Bon Iver - kompletnie nie pasuje pod Eminema. Szkoda, że Marshall nie sięgnął po jakąś receptę dobrego Doktora...

W oceanie trapu i niemożliwych do odróżnienia młodych MC, w erze Soundclouda, auto-tune'a Eminem jest kimś, kto zdecydowanie opowiada się przy korzeniach kultury (miłym akcentem są odwołania do klasyków - od okładki nawiązującej do "Licensed to Ill" po wzmiankę o "Duck Alert" Craiga G), nie przebierając w słowach mówiącym o tym, co mu się w nowej erze rapu nie podoba - osobiście bardzo za to Eminema doceniam. Ogółem "Kamikaze" to wyraźny krok naprzód od "Revival", najbardziej wściekły i mroczny album od czasów "Relapse". To fenomenalny popis bitewnych rymów, rzuconych jednak na podkłady, które pozostawiają sporo do życzenia. Mam nadzieję, że wypluwszy cały swój jad, Eminem popracuje nad tym, by na następnym albumie obydwa te aspekty były na najwyższym poziomie. Tego mu życzę - no i tego, by ograniczył numery w stylu "Nice Guy"/"Good Guy"... 4+ na 6. 

Eminem - Fall

Eminem - Venom

Tagi: 

jprdl
Ale zajebiście że Popkiller trzyma rękę na pulsie i publikuje recenzje od razu po premierze kiedy ludzie faktycznie są ciekawi czy Eminem znowu nagrał gówno czy nie
Kris1777
A gdzie tekst ? Gdzie recenzja tekstu muzycznego. Revival był genialnym albumem ale jak ktoś nie rozumie podwójnego czasami nawet potrojnego znaczenia słow użytych przez niego. Do Revival ludzie muszą dorosnąć po prostu.
dziennikarzyna
Ta, jesteś dziennikarzem z portalu o polskich łakach xD
sss
Lucky you ma jeszcze dobry beat
tubner
najgłupszą rzeczą jest chyba czytanie jakiś wypocin "dziennikarzy" na tematy albumów, zamiast po prostu samemu posłuchać albumu, ja tylko wbiłem tu żeby to napisać, nawet nie przeczytałem jednego zdania, pewnie jakieś pierdolenie głupot
Martyna
Jak pierwszy raz usłyszałam refren Venom to czułam dyskomfort. Z każdym kolejnym odsłuchem uważam co raz bardziej, że to kolejny przejaw wizjonerstwa Ema. Jako osoba wychowana na pierwszych albumach Eminema czuję się z tym Kamikaze cudownie. Przeżywam z nim druga młodość :D

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>