A Tribe Called Quest "We Got It from Here... Thank You 4 Your Service" - recenzja

2016 rok obfitował w wiele świetnych muzycznych momentów, a niewątpliwie jednym z najważniejszych był powrót po 18 latach przerwy legendarnego zespołu A Tribe Called Quest z ich ostatnim albumem „We Got It from Here… Thank You 4 Your Service”. Wydarzeniem, które dodatkowo spotęgowało wyjątkową atmosferę, jaka wytworzyła się wokół tej płyty była niespodziewana śmierć jednego z członków grupy - Malika „Phife Dawga” Taylora, który odszedł z tego świata w marcu, czyli jeszcze przed zakończeniem prac nad ich najnowszym dziełem. Na całe szczęście tragedia ta nie powstrzymała kolegów Five Footera przed wydaniem „We Got It from Here…”, którego premiera przypadła na niezwykle burzliwy okres w amerykańskim życiu publicznym. Trzeba przyznać, że ATCQ nie mogli sobie wybrać lepszego momentu na wypuszczenie tak pełnej pozytywnej energii, a przy tym społecznie zaangażowanej płyty jak ta.

Już od wydanego w 1990 roku debiutu “People's Instinctive Travels and the Paths of Rhythm” Tribe’y konsekwentnie budowały swój wizerunek jako czołowych przedstawicieli inteligentnego, świadomego odłamu hip-hopu, a ich twórczość do tej pory ma ogromny wpływ na młodszych reprezentantów tego nurtu, takich jak Kendrick Lamar, J. Cole, Joey Bada$$ czy Chance The Rapper. „We Got It from Here… Thank You 4 Your Service” stanowi piękne zwieńczenie dyskografii ATCQ, a zarazem jest podróżą przez wszystko, co w ich muzyce najlepsze - możemy tu zatem usłyszeć mieszankę jazz-rapu, klasycznego brzmienia prosto z ulic Queens oraz bardziej melodyjnego hip-hopu i R&B końcówki lat dziewięćdziesiątych.

Już otwierające album „The Space Program” przenosi nas brzmieniowo w klimat znany chociażby z „Midnight Marauders”. Ciepły, jazzujący podkład tego utworu kontrastuje jednak ze społeczno-polityczną wymową tekstu, gdzie regularnie rzucane pod koniec hasło „let’s make somethin happen” stanowi swego rodzaju wezwanie do działania przeciwko opresji wobec afro-amerykańskiej społeczności. W tym samym tonie utrzymane jest drugie na trackliście „We The People…”, czyli oparty na brudnych bębnach i samplu z Black Sabbath (!) swoisty protest song w stylu Public Enemy. Jednakże sprowadzanie tematyki tego albumu jedynie do politycznych i socjologicznych przemyśleń nowojorskiej grupy byłoby sporym uproszczeniem, gdyż na najnowszym albumie ATCQ znaleźć można także bardziej uniwersalne treści. Dobrym na to przykładem są utwory „Dis Generation” oraz „Kids…”, które opowiadają o różnicach międzypokoleniowych widzianych z perspektywy dzisiejszych czterdziestolatków. Oczywiście nie mogło zabraknąć również utworów poświęconych zmarłemu Phife Dawgowi - o tym traktują m.in. „Lost Somebody” oraz kończące płytę „The Donald”.

Pomimo unoszącego się nad „We Got It from Here…” klimatu lat '90, nie można odmówić temu albumowi brzmieniowej różnorodności i to nie tylko za sprawą produkcji Q-Tipa, ale również szeregu gości, którzy wzięli udział w powstawaniu tej płyty. Wśród zaproszonych tu artystów znaleźli się raperzy starszego pokolenia (Busta Rhymes, Kanye West, Talib Kweli, Andre 3000), jak i przedstawiciele nowej fali (Kendrick Lamar, Anderson .Paak). Warto też wspomnieć o udziale Eltona Johna i Jack’a White’a, czyli postaci, których mało kto spodziewałby się na hip-hopowym projekcie. Pierwszy z nich ubarwił swoim wokalem doskonałe „Solid Wall of Sound”, podczas gdy członek The White Stripes odpowiada za partie gitar w „Ego” i „The Donald”.

Słuchając tego albumu aż ciężko uwierzyć, że minęło już 18 lat odkąd panowie z ATCQ ostatni raz pracowali ze sobą w studiu. Poziom chemii oraz radości ze wspólnego tworzenia muzyki, który pokazują w numerach pokroju „Solid Wall of Sound” czy „Dis Generation” przywołuje na myśl najlepsze pozycje z ich bogatego katalogu i sprawia, że mamy tu do czynienia z płytą, do której warto będzie wracać jeszcze przez długie lata. „We Got It from Here” to piękne pożegnanie legendarnej ekipy, która pewnie dla nie jednego słuchacza była wyznacznikiem tego, czym jest dobra, wartościowa muzyka. Piątka z plusem.

słuchacz
wlaśnie leci z oryginału, piękna płyta, zdecydowanie najlepsza rzecz w tym roku, w zalewie chłamu prawdziwa perła
xxxlll
Uwielbiam tą płytę, największe zaskoczenie. Odnajdują się zawsze chłopaki.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>