Robert Glasper - relacja z wrocławskiego koncertu
O wczorajszym koncercie Roberta Glaspera we wrocławskim Starym Klasztorze w ramach Ethno Jazz Festival dowiedziałem się zaledwie w sobotę i wcześniej kompletnie nie planowałem poniedziałkowego tripu na południe. Jako jednak, że nagrodzone Grammy za najlepszy album r&b w 2013 r. „Black Radio” to jedna z moich ulubionych płyt ostatnich lat a pochodzący z Teksasu Glasper to jedna z najjaśniej świecących gwiazd we współczesnym jazzie, to decyzja była oczywista. Czy mogło nas tam zabraknąć?
Stary Klasztor okazał się bardzo klimatyczną i dobrze nagłośnioną miejscówką jak na taki koncert, a naszej Popkillerowej delegacji bez trudu udało się przebić pod sam głośnik, skąd mogliśmy podziwiać wyczyny całego bandu Robert Glasper Experiment. Przez dużą część występu na czoło wysuwał się grający na saksofonie i vocoderze oraz wnoszący kapitalną energię i powiew świeżości wokalista Casey Benjamin. Czasem wręcz zdawało się, że doświadczamy czegoś na kształt Casey Benjamin Experiment, ale wtedy w następnym utworze band robił miejsce dla gwiazdy wieczoru i Glasper dłuższymi fragmentami improwizacji na Rhodesach przypominał, dlaczego ma taki status i dlaczego cieszy się w branży tak wielkim szacunkiem. Popis dał też będący w składzie RG Experiment od czasu „Black Radio 2” perkusista Mark Colenburg, który przy wejściu na najwyższe obroty rzucał grom werbli i imponował sprawnością i zaskakującymi zmianami rytmu. Jeśli chcecie usłyszeć próbkę jego możliwości to odpalcie sobie chociażby wspaniałe „Let It Ride” z Norah Jones z „Black Radio 2”. Niestety z niewiadomych przyczyn nie dotarł wczoraj mający na koncie tegoroczny solowy debiut w Blue Note albumem „Live Today” basista Derrick Hodge. [Zastępował go godnie inny utalentowany jegomość, którego nazwiska niestety nie pamiętam - jeśli ktoś wie to piszcie.]
Jeśli chodzi o repertuar, to usłyszeliśmy oczywiście singlowe „I Stand Alone” w wersji znacząco różniącej się od płytowej – zamiast zwrotek nieobecnego Commona dostaliśmy bowiem wokal Casey’a i partie instrumentalne – również jednak brzmiało to świetnie. Do najjaśniejszych momentów dwugodzinnego show należały też m.in. cover Daft Punkowego hitu „Get Lucky”, znane nam dobrze z „Black Radio” „Smells Like Teen Spirit” Nirvany w wykonaniu Casey Benjamina na vocoderze, czy ultraklasyczne, nieśmiertelne „Lovely Day” Billa Withersa. Całościowo ten Experiment wypadł więc bardzo pozytywnie a ekipa Glaspera pokazała się z jak najlepszej strony – nie tylko na scenie, ale i poza nią.
Po koncercie wszyscy czterej sympatyczni panowie kręcili się bowiem wśród fanów, podpisywali płyty, robili zdjęcia i ucinali rozmaite pogawędki. Do najciekawszych należała opowieść, którą podzielił się z grupką osób Casey Benjamin. Wspominał bowiem, jak grali w Nowym Jorku koncert 10 września 2001 roku, tuż przed tragicznymi wydarzeniami 11-go, i zgromadzona licznie w klubie publika tak dobrze się bawiła, że zamiast planowanych 2 godzin grali od 1 w nocy do 5 nad ranem. Później dzięki licznym wiadomościom muzyk dowiedział się, że przez tę zbawienną obsuwę, a raczej dzięki niej niektórzy fani zaspali i nie zdążyli następnego dnia do pracy do WTC… Przypadek? Przeznaczenie? Moc muzyki? Cokolwiek to było, z pewnością skłania do myślenia. Ja cieszę się, że udało nam się dotrzeć na wczorajsze show, a jeśli akurat przegapiliście ten występ i kiedykolwiek będziecie mieli okazję zobaczyć Glaspera w opcji live - nie wahajcie się.
Pod spodem dwa filmiki z koncertu - wspominane w relacji "Get Lucky" i "Lovely Day".