Crustified Dibbs a.k.a. R.A. The Rugged Man "Nights of the Bloody Apes" (Przegapifszy #56)

Dzisiejszy „Klasyk” jest dość nietypowy i nie tylko dlatego że zamieszczony jako Przegapifszy. Dlaczego? Bo będę w nim mówił o płycie, która nie miała swojej oficjalnej premiery. Jest to jednak na tyle dobre wydawnictwo, że warto o nim napisać.

Pozycja ta to nieoficjalny debiut R.A. The Rugged Mana. Płyta miała pojawić się w między 1992, a 1994 rokiem. Niestety z powodu charakteru rapera, a także liryk które zawarł na krążku, nie została wydana. Dopiero w 2010 na datpiff.com ktoś wrzucił ją do pobrania za darmo. Do tej pory zastanawiam się jak to się stało, że nikt jej wtedy nie wydał. Ale od początku…R.A. był wtedy postacią wyjątkową. Mało było na scenie białych raperów. W sumie poza Beastie Boys, nie było nikogo wartego uwagi (chyba że wliczymy w to B-Reala z Cypress Hill). Ten status mógł złamać nasz dzisiejszy bohater, ale niestety przez jego obcesowość w tekstach, jakoś nie kwapiono się by wydać jego debiut. Swoim stylem rapowania przypominał on Ol’ Dirty Bastarda. Szczególnie z powodu jego wstawek w postaci przeciągania "bleee" itp. dźwięków.

Nieznana jest cała lista producentów. Niestety. Na sto procent udział w muzycznej części płyty mieli Marc "Nigga" Nilez i Buckwild. Ten pierwszy odpowiedzialny jest za jeden z najbardziej obrzydliwych kawałków w historii rapu, czyli „Cunt Renaissance”. Historia jaka związana jest z tym numerem również ciekawa. Notorious po wysłuchaniu zwrotki gospodarza miał powiedzieć słynne „I thought, I was the illest”. Obydwaj panowie prześcigali się w obrazoburczym traktowaniu kobiet, kojarzącym się obecnie z twórczością Necro. Co ciekawe podobno utwór miał posiadać jeszcze jedną zwrotkę. Osobą, która miała ja nawinąć jest zapomniany już Akinyele, twórca stworzonego w konwencji dirty rap, albumu „Vagina Dinner”.

Buckwild za to stworzył piękny bit oparty o „Dream od You” Oscara Petersona, a R.A. dorzucił swoja odę nienawiści do przemysłu muzycznego. Trzecią osobą, która miałaby maczać swoje producenckie palce w „Nocy Krwawych Małp” jest Erick Sermon. Podpowiada to sam Rugged Man wykrzykując jego imię w „You Aint’t Never Been Down”, które pasuje nawet stylowo do tego co tworzył Sermon. Mówię tu o brzmieniu stopy i werbla. Radzę sobie dla porównania posłuchać „Whut Thee Album” Redmana, a wyjaśni się Wam o czym mówię.

Akurat pod względem muzycznym, nie ma się tu do czego przyczepić. Płyta jest w dużej mierze hołdem do oldschoolowego, rozkrzyczanego i skocznego rapu. Takiego jaki możemy zobaczyć w jedynym klipie promującym, czyli „Bloodshed Hua Hoo”. Co ciekawe mamy tu bit, który brzmi jakby był żywcem wyjęty ze studia duetu Trackmasters. „R.A. Be Down” to coś co śmiało mogłoby się pojawić na „Mr. Smith” LL Cool J’a. Cała płyta patrząc tylko na rodzaj bitów, użytych sampli, sposobu ich poskładania i połączenia z sekcją rytmiczną, przypomina mi właśnie debiut Redmana.

R.A. za młodu to zupełnie inny raper niż teraz. Obecnie jest on szalonym, ale świadomym świata człowiekiem. Na „Nights of the Bloody Apes” brzmiał tak jakby był człowiekiem bez hamulców. Przekraczał bariery dobrego smaku dużo wcześniej niż jakikolwiek inny raper. Zresztą czasem mówi się o tym, że Eminem jest złodziejem stylu Rugged Mana. Tworzy wizerunek nieprzystosowanego społecznie „white trash”, obraża uczucia ludzi i w konsekwencji jest opieprzany za to przez Steve'a Bermana (Marshall Mathers LP). Swoje teksty pisze w bardzo kąśliwym i prześmiewczym tonie. Jest to bardzo podobne do historii R.A., jednak z tą różnicą, że Eminem wstrzelił się z tym w odpowiedni moment. Miał też protekcję Dr. Dre. Może to prawda, że „white boy needs black boy to win”. Do wizerunku spłukanego mieszkańca przyczepy bardziej pasuje jednak Thorburn ze swoim charakterystycznym głosem, niż ulubieniec nastolatek Marshall (którego również bardzo szanuję jako rapera). Ale to tylko takie drobne przemyślenia.

Nazwa płyty odnosi się do meksykańskiego horroru o tym samym tytule. Jest to film z 1969 i do tego film klasy C, albo jeszcze niżej. Opowiada on historię umierającego chłopaka, któremu przeszczepiono serce goryla. W konsekwencji staje on się małpoludem. Całego filmu nie oglądałem, wystarczył mi opis i zwiastun na youtube - nie gustuję w takiej kinematografii. R.A. zresztą nawiazuję trochę do tego gatunku filmowego na swojej płycie. Zwłaszcza w intrze do „Toolbox Murderer”, czy w „Bloody Axe”, które nawiasem mówiąc miało być drugim singlem z tej płyty.

Szkoda, że ta płyta nie trafiła w swoim czasie oficjalnie na sklepowe półki. To prawdziwa perełka i muzycznie jedna z ciekawszych pozycji tamtego okresu. Jedyną wadą tego wydawnictwa, a raczej tego co możemy ściągnąć z internetu, jest brak masteringu. Z drugiej jednak strony ma to jednak trochę swój urok. Potęguje on klimat brudu, na którym został oparta cała atmosfera płyty. Należy też pamiętać przy słuchaniu tego albumu, że nie należy go brać na poważnie. R.A. Bawi się tu konwencją. To taki trochę muzyczny grindhouse. Celowe okazywanie obrzydliwości w sposób, który nie będzie każdemu pasował.

Anonim
Było do przewidzenia, że pod tym postem ujrzę 0 komentarzy (słownie: zero !!!!) bo lepiej kłócić się o to, czy nowy singiel Słonia i Żyrafy jest dobry, zły lub może trochę "fajny", a może całkowicie ch***wy !! Już nie mówię o braku znajomości tego "albumu", tylko zwyczajnej ciekawości bo trudno pisać komentarz nie znając albumu (i to jest zrozumiałe), ale można z czystej zajawki tą kulturą sięgnąć po "Nights of the Bloody Apes", a następnie dojść do wniosków, że to co robi teraz przykładowo w/w Słoń (rodzaj pewnej schizofrenii i szaleństwa w tekstach, zachowaniu) nie wziął się z dupy. Dziękuję.
kurtis
Dokładnie, wszystko w temacie. A RA w tym czasie miał ładne jazdy "Przekraczał bariery dobrego smaku" hehe

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>