O.S.T.R. & Hades "HAOS" - recenzja nr 2
Od samego początku, kiedy wyszły pierwsze przecieki i pogłoski o pracach Ostrego i Hadesa nad wspólnym projektem dookoła zawrzało. Atmosferę mocno podsycił ich pierwszy wspólny kawałek „600 dni” opatrzony bardzo brutalnym i kontrowersyjnym klipem. Kolejnym mocnym uderzeniem był limitowany singiel przy współpracy z Emade „My Albo Oni”. To on w głownej mierze sprawił, iż płyta pokryła się złotem, praktycznie przed premierą jakichkolwiek znajdujących się na niej kawałków. Czy warto było kupić ją ‘w ciemno’ tak jak zrobiło to ponad 15 tysięcy słuchaczy?
Jak najbardziej warto! Płyta którą dostaliśmy spełnia, a nawet przerasta oczekiwania. Na krążku nie ma słabego numeru. Wersy są spójne, przemyślane, chwytliwe sample świetnie wpadają w ucho, a skrecze są dopracowane w najmniejszym detalu.
Co sprawia, że to połączenie wyszło tak dobrze? Warto na początku przyjrzeć się, obu artystom. Ostry jest weteranem polskiej sceny. Przede wszystkim genialny producent i oryginalny nieprzeciętny raper. O ile jego produkcje stoją wciąż na wysokim poziomie (ostatnie Tabasko, czy „Poza Horyzont” PMM), jeśli chodzi o rap, prezentował raczej formę spadkową. Natomiast na tej płycie, brzmi jakby znowu się odnalazł. Widać, że pasuje mu klimat czystego trueschoolu i że dobrze sobie w nim radzi. Hades jest raperem młodego pokolenia. Świetnie wypadł na dwóch produkcjach z Hi-Fi, oraz wydał bardzo dobrą, niedocenioną według mnie solówkę. Na Haosie radzi sobie równie dobrze jak na NDTZ. Widać, że jego żywiołem jest trueschool na brudnych samplach, odnajduje się w tym idealnie. Mimo, iż obaj panowie mają różny „staż” łączy ich bardzo wiele. Oboje są typowymi ‘obserwatorami’ – w swoich tekstach przeważnie dzielą się z nami swoimi obserwacjami świata, tego wokół nich i tego wokół nas. Zwracają uwagę, na dotyczące nas wszystkich problemy, co często pozwala wielu ludziom identyfikować się z ich tekstami. Oboje mają podobne poglądy na wiele tematów. Od strony technicznej mają niską barwę głosu, dzięki czemu dobrze brzmią razem. Oczywiście nie sposób uniknąć porównania obu raperów na płycie. Według mnie po pierwszym przesłuchaniu lepiej wypadł Hades. Prawdopodobnie dlatego, że używa prostszych porównań, a jego teksty są mniej skomplikowane w odbiorze niż wersy Ostrego. Jednak po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty, i głębszym wsłuchaniu się w linijki łódzkiego rapera, czuć, że to on jest weteranem, a Hades to jeszcze młoda krew. Niemniej oboje równie świetnie sobie radzą. O ile metafory Ostrego są mniej przejrzyste i zmuszają słuchacza do głębszego myślenia, te Hadesa mimo, że nieco prostsze w odbiorze są niezwykle trafne i zapadają w pamięć po jednokrotnym przesłuchaniu kawałka. Nie wiem jak on to robi, ale po pierwszym odsłuchu płyty zapamiętałem kilkanaście takich charakterystycznych porównań. Podobnie było na NDTZ. Technicznie obaj raperzy prezentują wysoki poziom. Ostry wypada tu trochę lepiej, bo próbuje modulować swoje flow w zależności od nastroju kawałka, czasem rapuje niższym głosem. Natomiast Hades w każdym numerze brzmi tak samo, ale nie jest to bynajmniej wada, bo technicznie jest bardzo dobry i nie brzmi monotonnie.
Tekstowo jest świetnie. Tak jak pisałem wcześniej, obaj raperzy są obserwatorami. Na płycie nie ma żadnego niezależnego story tellingu. Płyta jest spójna, zaczyna się kawałkiem opisującym w jakim miejscu znajduje się dzisiaj nasza kultura: „Hip-hop ma kaca, ale wrócił na ulicę/czeka go ciężka praca przejebał wszystko w weekend”. Mimo, iż w wielu kawałkach możemy usłyszeć o tym co złego się dzieje wokół nas, nie ma tu mowy o narzekaniu, obwinianiu wszystkich dookoła i siedzeniu z założonymi rękami. Raperzy, ograniczają się głównie do obserwacji tego co dzieje się wokół, a nie do jakiegokolwiek oceniania tego, czy wywyższania swoich poglądów ponad poglądy innych. Dostajemy za to wiele pozytywnych rad i wskazówek, jak zmienić to co nas na co dzień przytłacza i jak pracować nad sobą by wybić się ponad to wszystko, tak jak robią to oni. Z drugiej jednak strony, nie chcą być żadnymi autorytetami. W kawału bądź słuchaczem słyszymy: „Nie jestem dobrym przykładem Had to nie autorytet/Samemu musisz dać radę każdy ma własne życie”. Obaj raperzy chcą nas uświadamiać, ale nie chcą w żaden sposób kreować nas czy naszych poglądów. Jedyną płaszczyzną na której widocznie ukazują swoje racje jest to co obecnie dzieje się w kulturze hip-hopowej. W kawałkach „Ona czy ja”, „Sugar Haze” czy „Stary Nowy York” jasno pokazują nam, że nie podoba im się to co dzieje się teraz z rapem i że w ich sercach na zawsze pozostanie oldschool. W świetny sposób ujmują to jak dziś wygląda mainstream, w jakim kierunku coraz częściej zmierzają raperzy którzy się przedwcześnie wybiją, jaka moda towarzyszy tej kulturze, i jakimi schematami myślą obecni ‘sezonowi’ fani hip-hopu.
Jeśli chodzi o warstwę muzyczną jest po prostu świetna. Chwytliwe sample, przede wszystkim soulowo-funkowe, na mocnych bębnach brzmią jak wyjęte żywcem z końcówki lat 90tych. Boom-Bap pełną parą. I mimo, że mamy rok 2013 nadal brzmi to bardzo dobrze i ani trochę nie wieje nudą. Za produkcje odpowiedzialni są oczywiście Ostry z holenderską ekipą Killing Skills, ale uwaga - pojawia się tu też mało znany producent – Drumlinaz. Jego produkcje jakością nie odbiegają od tych zrobionych przez bardziej doświadczonych kolegów. Szczerze mówiąc, po przesłuchaniu albumu myślałem, że cały został wyprodukowany przez Ostrego. A tym czasem ukazuje się nam kolejny niezły kot jeśli chodzi o produkcje. Całość uzupełniają świetne skrecze w wykonaniu Kebsa i Haema. Co prawda robota Kebsa na NDTZ podobała mi się bardziej, ale tutaj tez trzyma wysoki poziom, szczególnie technicznie. Na albumie nie pojawiają się żadni goście, co jest dość charakterystyczne. Dzięki temu płyta jest mocno spójna i utrzymuje swój genialny klimat. Zabieg jak najbardziej przysłużył się całości. Fajnym urozmaiceniem są przerywniki pomiędzy kawałkami - dialogi z w większości swietnie znanych filmów głównie polskich, ale nie tylko. Świetnie wpasowywują się w klimat albumu.
Kiedy wyszły dwa pierwsze single, które były solidnymi kawałkami, ale nie wybijały się jakoś szczególnie, obawiałem się, że będą to dwa najlepsze numery na płycie, a sam krążek mnie zawiedzie. Pomyliłem się – te dwa single były tylko wstępem do dobrej, spójnej i równej płyty, bardzo aktualnej i świetnie trafiającej w dzisiejszą rzeczywistość. 15 tysięcy fanów się nie pomyliło. Dostaliśmy kozacką produkcję i mocnego kandydata do płyty roku 2013. Pełne zasłużone 5.