SB "Struktura Dźwięków" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2012-12-16 21:50 przez: Anonim (komentarze: 3)

Nie pamiętam, kiedy ostatnio natknąłem się na płytę, której zrecenzowanie byłoby dla mnie tak problematyczne, jak w przypadku „Struktury Dźwięków”. Zazwyczaj pisanie nie przysparza mi dodatkowych trudności, bo dość łatwo jest wrzucić wydawnictwo do szufladki „świetne”, „przeciętne” lub „tragedia” i wio, następuje ciąg myśli, tekst pisze się sam, płodzi się piękna recenzja czytana przez miliony głów. Tym razem nie ma tak łatwo, bo SB, choć producentem jest szalenie sprawnym, uderzył w zupełnie nie mój gust.

Mamy do czynienia z płytą odwołującą się do korzeni. Każdy dźwięk – czy to perkusja, czy basy, czy najmarginalniejszy odgłos będący częścią bitu – wycięty został z płyty winylowej. Większość bitów to powoli sunące czołgi z potężnymi, dudniącymi sekcjami i wysokimi tonami ograniczonymi do minimum. Miejscami trafi się urozmaicenie w postaci jakiegoś rozmytego, zimowego zamulacza, czasem jakiś jazzik, dwa razy wjeżdża akcent reggae'owy. Bezwzględnie jednak nacisk położony na masywny dół jest gigantyczny, całość pachnie mocno '90, cięte sample szaleją jak szalone i tak dalej. Całość została skrzętnie dopracowana (smaczki w stylu ciekawych przejść czy zmian bitu w odpowiednim momencie) i dodatkowo brzmi świetnie – mix/master od 600V stoi na najwyższym poziomie.

 

Jeśli lubisz, drogi czytelniku, takie klimaty i doznajesz natychmiastowego orgazmu po usłyszeniu winylowych trzasków, to się tu bez problemu odnajdziesz. Niestety to ja piszę tę recenzję, a że z założenia jest ona subiektywną formą wypowiedzi („obiektywna recenzja” = oksymoron), to zaczynają się schody. Przede wszystkim: może przydałyby się jakieś... kompozycje? Wszystko tutaj jest zbyt jednostajne – rozumiem, że taki był zamysł, ale naprawdę, słuchanie podkładów skleconych w dużej mierze na tę samą modłę (nie, żeby były do siebie podobne, bardziej chodzi mi o to, że recepta jest zawsze taka sama – bierzemy pętlę i rżniemy ją przez cztery minuty) nie należy do moich ulubionych zajęć. Teoretycznie płytę mógłby uratować klimat, ale... po mocnym początku gdzieś się on zapodziewa.

 

Struktura...” ciągnięta jest w zasadzie przez cztery numery: nocną, gęstą „Ciemną stronę”, bujające jak dzikie „Brulion na spirali”, zadziorną „Tablicę” i „Mama mówiła” oparte na chwytliwym (chwytliwość – najważniejsza rzecz w muzyce, jak coś) cięciu. Do tego zestawu można dorzucić jeszcze intro. A tymczasem na trackliście widnieje 18 pozycji. Co w nich znajdziemy? Ani jednego słabego bitu, za to mnóstwo nudnych, nijakich albo mających „momenty”. Weźmy, przykładowo, „Paranoję na blokach”. Skacze tam sobie ciekawa gitara, której lepsze użycie mogłoby uczynić ten bit mocnym, wyrazistym. Dlaczego SB dał jej moment chwały tylko w przejściu – nie wiadomo. „Na powierzchni”? No fakt, ma jakiś nastrój, słychać ten winylowy kurz, ale... nic poza tym. Płasko. „Szary melanż”? To samo. Podobnie jak pół tracklisty. Próby urozmaicenia materiału w postaci reggae'owych „Mojego domu” i „What dem a do” są warte docenienia, ale... to za mało. Zresztą w kontekście tego, jak często na albumach rapowych z lat dziewięćdziesiątych pojawiały się jamajskie akcenty, ciężko wyżej wymienione dwa tracki traktować jako urozmaicenie.

 

A goście? Zwykle w przypadku słuchania wydawnictw producenckich ignoruję warstwę raperską, ale tym razem – wobec wątpliwej przebojowości bitów – postanowiłem zwrócić na nią uwagę. Bardzo dobrze wypadł przede wszystkim Siódmy, który z odpowiednim impetem otworzył album, rzucając masę zapadających w pamięć wersów. Had Hades, Kubson i DwaZera bezproblemowo potwierdzają, że na oldschoolowych bitach czują się jak u siebie w domu, zaś Proceente z Greenem snują osiedlowe historie, również twardo wbijając się do głowy. Moją uwagę przykuły jeszcze kawałki Teta oraz Żyta Tostera, Szokaza i Hucza. Ten pierwszy zniszczył tradycyjnie – obrazowymi linijkami oraz fajnym refrenem w swoim stylu, zaś ekipa z numeru drugiego idealnie wyczuła polot bitu, dzięki czemu track jest dynamiczny i przewinięty z odpowiednimi flow. Reszta gości sprawdziła się na ogół poprawnie – z wyjątkiem Lukasyno, który... no cóż. Parodie smutnych raperów płaczących nad życiem (Jurgen chociażby) są już tak powszechne, że ciężko mi podobne utwory brać na poważnie. No wybaczcie.

 

Nie mówię, broń Boże, że SB dał album słaby – wyraźnie udowodniłem w drugim akapicie, że bity trzaskać potrafi. Jeśli chodzi o sprawy techniczne, jest bardzo kreatywny, w końcu ogarnięcie takiej ilości sampli wymaga przebłysku geniuszu. Ja jednak bardziej od brzmienia i dopracowania oczekuję... nie wiem, czegokolwiek, do czego bym mógł wracać. Melodii? Chwytliwości? Elementu zaskoczenia? Żywiołowości? Klimatu? Odpowiedź: wszystkiego naraz. Struktura Dźwięków” dla fana oldschoolu może być absolutnym must-havem, płytą roku i albumem na 5+. Ja oceniam subiektywnie na 3+ ze świadomością wszystkich zalet tego wydawnictwa.

 

recenzja: Marcin Półtorak

what
Propsy za reckę!
Hans1412
Lukasyno najlepszy z całej płyty
pseudo
Mama mówiła uważaj z kim trzymasz, to jest najlepszy numer z płyty

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>