Mac Miller "Blue Slide Park" - recenzja nr 1

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-12-14 17:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 8)
Jeszcze kilkanaście miesięcy temu większość osób zapytanych o Mac Millera odpowiedziało by "nie znam", a w najlepszym razie "to ten młodszy ziomek Wiza z Pittsburgha?". Dziś wiemy już, że debiut "coolest jew" jest pierwszym od "Dogg Food" Kurupta i Daza (!) wydanym niezależnie albumem, który zadebiutował na pierwszym miejscu listy Billboardu. Pozostaje trzymać kciuki, żeby dziewiętnastolatkowi nie poprzestawiało się w bańce, bo za parę lat może być człowiekiem, który będzie zmieniał ten gatunek i pchał go do przodu.

"Blue Slide Park" to pierwszy oficjalny album "maczka", a jego wydawcą jest oczywiście wizowe Rostrum Records. 144 tysiące sprzedane w pierwszym tygodniu świadczyłyby o tym, że to kozak straszny. Słusznie?

Raczej nie. Zacznijmy jednak od zalet tego materiału, bo jest ich niemało. Po pierwsze trwa 45 minut. Dziękuję Mac, gdybyś dołożył jeszcze kwadrans nie dałbym rady. Po drugie flow Millera nadal potrafi bardzo pozytywnie zaskoczyć, a raper konsekwentnie idzie do przodu. Po trzecie mamy tutaj kilka brzmieniowych perełek, których nie da się tak łatwo zapomnieć. Tytułowy numer brzmi dokładnie tak, jak bardzo chciałbym, żeby brzmiała całość. Doceniam to, że z grupy debiutantów to właśnie 19-latek pozostał najbliżej "swojego" brzmienia, które wykreował na bardzo udanych mixtape'ach. Owszem, ugina się trochę przed mainstreamowym kusicielem, ale w większości przypadków (bo nie we wszystkich) z klasą, wyczuciem i bez lipy, która trafiała się jego starszym i bardziej doświadczonym koleżkom z Khalifą na czele.

To jednak tylko jedna strona medalu. Może zabrzmi to trochę brutalnie, ale mam wrażenie, że Mac jest jeszcze trochę za młody, żeby zrobić płytę na miarę swoich możliwości. Przede wszystkim da się to odczuć w warstwie tekstowej, która jest monotonna, nudnawa, nie zawsze wiarygodna i rzadko przykuwająca uwagę. Może gość, który śpi na hajsie, zgarnia kosmiczne sumy za koncerty, robi furorę wśród rówieśniczek, a w każdym zakątku apartamentu ma kilogram stuffu, po prostu nie bardzo ma o czym gadać? Dla wielu będzie to zaletą, że włączając "Blue Slide Park" można spokojnie wyłączyć mózg i wczuć się w groove, ale jednak warto byłoby coś na tym albumie powiedzieć. Żałuję, że ten piekielnie zdolny młodzieniaszek nie miał na tyle odwagi, żeby odważnie pójść w jedną stronę i zrobić spójny album do słuchania na raz. W efekcie "Blue Slide Park" tkwi w nieprzyjemnym rozkroku, chwilami sięgającym szpagatu, a co za tym idzie, mocno tracą na tym cojones autora. "Up All Night" pewnie będzie spoko jak już człowiek się odpowiednio napierdoli, ale na trzeźwo brzmi tak, że zaczynam się trochę bać czy maczek nie da z siebie zrobić rapowej kukiełki do tłuczenia kwitu. "Missed Call", "Under The Weather" czy "Man In The Hat" wywołują podobne wrażenia.

"Blue Slide Park" nie jest złym albumem, ale nie jest też tak dobrym jakiego można było oczekiwać. Szkoda, bo jak wrzucam sobie pierwsze pięć numerów to myślę "gościu, utrzymałbyś taki poziom i byłaby zupełnie inna gadka". Tytułowy numer to rzecz naprawdę kapitalna, singlowy "Frick Park Market" buja przecież tak, że trzeba uważać, żeby nie wyrwać bańką w ścianę, a "PA Nights" już w pierwszych wersach pokazuje kto tutaj ma flow. Szkoda. Z mojej strony mogę dodać tylko, że głęboko wierzę, że ten małolat namiesza jeszcze nie tylko w sferze komercyjnej, ale również artystycznej. Bezwzględnie stać go na to. Czwórka z minusem. Lepiej ten debiut wypada niż "Rolling Papers", ale też pozostawia niedosyt.

 

Anonim
Przed dotarciem do ostatniego akapitu można by wnioskować że album dostanie ledwo 3, a tu 4-, ocena końcowa trochę nie pasuje do całościowego tekstu. Ale dobra recenzja, bez pierdolenia.
Anonim
Kojarzy mi się z debiutem Wiza, pop i rap, rap i pop. Up All Night rozpierdala refrenem. Nieważne, że teksty nie są wyszukan, metaforyczne i głębokie, jak bajkał, skoro ten materiał niesie jak jasna cholera. Nie lubiłem tego gościa, album sprawdziłem niechętnie...ale jak już to zrobiłem towarzyszył mi na słuchawkach przez długi czas w chuj, w drodze na uczelnie czy podczas powrotu do domu. Idealny na podróż, momentami usypiający album, ale pełno na nim petard, jak PA nights, frick market czu up all night. Poczatek płyty to niemalże bomba energetyczna, natomiast końcówka trochę rzewna i nudnawa, ale bez ktu trzytma poziom.
BEKA
jesteście kurwa bandą pseudo studentów, którym się wydaje że jak słuchają Tylera to znają podziemie. beka marna z waszych recenzji. jakby w ogóle wypociny jakiegoś 18 letniego ćpuna trawki interesowały kogoś w polsce. SKOŃCZCIE TĄ FILOLOGIE ANGIELSKĄ NAJPIERW A PÓŹNIEJ DOPIERO WYBIERAJCIE PŁYTY NA RECENZJE. p.s. chujowe nie sluchalem
Anonim
P.S BEKA SPIERDALAJ
ano-nim
Rolling Papers to kocur do sześcianu przecież
Anonim
Stanowczo za mało o Wizie Danielu.
heheh
@ BEKA TĘ recencję, ćwierćinteligencie.
Anonim
@BEKA nawet sporo interesuje. skoro jakiś rap jest na pierwszym miejscu sprzedaży w usa i do tego wydany niezależnie, to koleżko wypada po prostu kojarzyć. chociaż domyślam się że i wspomniani przez recenzenta wiz, daz i kurupt to wg ciebie nowe rodzaje danonków. bo przeważnie tacy mało ogarniający mają wg siebie najwięcej do powiedzenia przez co silą się na takie "mądrości".

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>