Mac Lethal "Postcards From Kansas City" - recenzja
Coraz więcej białych raperów odnosi w Stanach spore sukcesy. Jeszcze parę lat temu widoczni mainstreamowo byli tylko Eminem i Everlast, teraz na szerokie wody wypłynęli Macklemore, Machine Gun Kelly, Yelawolf... Wciąż jednak nie każdy zdobywa taką popularność, na którą zasługuje skillami - i przykładem jest tu choćby Mac Lethal, który mimo że zanotował w ostatnich latach spory skok do przodu pod względem rozpoznawalności i milionowe odsłony to wciąż tkwi w opcji poziom>>>popularność. Jak prezentuje się jego najnowszy materiał, wypuszczone trochę po cichu, w cieniu napisanej przez niego książki "Postcards From Kansas City"?
Przede wszystkim, jest wyjątkowo ciekawym i barwnym miszmaszem przeróżnych klimatów. Po tym, jak chwyta poważniejsze klimaty w bardziej refleksyjny, melancholijny sposób czy otwiera się i wciąga nas w swoje życie słychać, że jest gościem, którego drogi przecięły się kiedyś ze Slugiem i ekipą Rhymesayers. Zaraz jednak bawi się muzyką i robi sobie jaja w najlepsze, lub ucieka w beztroskie klimaty, dbając o chwytliwe refreny w stylu debiutującego Ashera Rotha. Gdy prowokuje i przykuwa uwagę, mówiąc, że życie to głupia dziwka, której należy się "pimp slap" lub fantazjując o numerku na dachu Cadillaca nasuwa się nam na myśl szalony Shady - by trzymać się tylko porównań do białych MC.
Do tego stylistyką żongluje tak, że co chwilę zmienia nastrój i ciężko nam przewidzieć czy za moment nawinie życiówkowe wersy w pełni serio czy odleci w szalony abstrakt lub zacznie prowokować. Uzyta we wstępie metafora o byciu ochrzczonym w whiskey pasuje tu jak ulał. Podczas gdy jego ostatnie projekty "Irish Goodbye" i "North Korean BBQ" prezentowały raczej chłodną, gorzką i surową stylistykę, tak tutaj Mac postanowił otworzyć się szerzej i pokazać cały przekrój swoich klimatycznych możliwości. Dowiadujemy się więc, że z jednej strony jest dojrzałym facetem po 30-tce działającym w pełni niezależnie i bezkompromisowo i nie pozbawionym codziennych problemów oraz frustracji, z drugiej gościem o sporym potencjale hitowym, potrafiącym przykuć uwagę i wstrzelić się w ucho, a z trzeciej - freakiem jakich mało, który w tekstach nie stawia sobie żadnych granic i nigdy nie wiadomo, co pokaże za chwilę. Ale, jak sam nawija w melancholijnym i osobistym "Basketball Shorts": "Sometimes I look at my life and straight love it, but on the other days I close my eyes and say fuck it". Bardzo dobry i bardzo ciekawy materiał, nie przegapcie tego.