Killa Kela w Warszawie - relacja i zdjęcia

kategorie: Galerie, Hip-Hop/Rap, Relacje
dodano: 2012-01-28 19:00 przez: Jędrzej Cebulski (komentarze: 1)


Ile potrzeba czasu, żeby porwać publiczność i nie pozostawić wrażenia niedosytu? Według czasomierza Killa Keli - nieco ponad pół godziny. Mniej więcej tyle trwał czwartkowy występ brytyjskiej legendy beatboxu w warszawskim klubie Urban Garden. Nie widziałem nikogo, kto wychodziłby z klubu niezadowolony.

Zanim jednak Kela wyszedł na scenę, swoje pięć minut (dosłownie) mieli nasi poskramiacze głosowych strun. Kolejno pojawiali się: wybrany niedawno na AS-a Aptaunu Bartox, Mighty Battle Cats (Pejot & Belu), prowadzący imprezę Tik-Tak, Zorak oraz sześcioosobowy kolektyw z Łodzi Soundbusters. Każdy z osobna pozostawił przynajmniej niezłe wrażenie (choć u tych ostatnich słychać jeszcze było pewne niedociągnięcia), u niemal każdego było widać zajawkę i ekscytację możliwością supportowania człowieka-instytucji. Później odbył się jeszcze krótki jam, po którym nadszedł czas na danie główne.

Danie główne, które wreszcie ściągnęło pod scenę więcej osób i które momentalnie nawiązało z nimi świetny kontakt. Killa Kela to gość, który w przeszłości występował z Public Enemy, Snoop Doggiem czy Prince'em, tak więc jego obycie i pewność siebie specjalnie nie dziwiły. Gąszcz telefonów komórkowych i aparatów był przygotowany na próby uchwycenia fenomenu Anglika i mimo naprawdę krótkiego występu, rzeczony fenomen ukazał się w pełni. Podczas gdy autor tej relacji wciąż próbuje uzyskać za pomocą ust czysty werbel, Kela zadał sobie trud emitowania dźwięków nawet... nosem. Skubaniec wykonał takie szlagiery współczesnej muzyki rozrywkowej jak "Milkshake" Kelis czy "Blow Ya Mind" Eve, nie zapominając przy tym o nieco starszym "Tom's Diner" Suzanne Vegi czy ukłonie w stronę klasycznego rapu w postaci "Come Clean" Jeru The Damaja.

Gdy ekscentrycznie ubrany beatboxer już zszedł z podestu, entuzjastyczne okrzyki widowni nie chciały dać mu spokoju i ostatecznie skłoniły do powrotu. Tym razem zaprosił do wspólnych wykonań czy to Pejota, czy Belu, czy Bartoxa... Wypadło to bardzo okazale, a dla polskich zawodników z pewnością była to dobra lekcja.

Można co prawda narzekać na małą frekwencję (nawet niezbyt fortunny termin nie powinien usprawiedliwiać zaledwie setki osób), na delikatne zgrzyty ze strony dźwiękowca - tylko w jakim celu? Kto miał przyjść - przyszedł, kto po koncercie miał wyjść z bananem na twarzy - wyszedł. I kto miał przeprowadzić ekskluzywny wywiad z Killa Kelą - przeprowadził go dla czytelników Popkillera. Czekajcie na zapis rozmowy, którą opublikujemy już niebawem!

Autorem zdjęć jest Krzysztof Klimek (k.h.klimek@gmail.com).

Kuba
Wywiad-jaram się...

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>