W listopadzie tego roku minie osiemnaście lat od wydania debiutu Snoopa. Dlaczego o tym piszę? Bo opisywany album miał być kontynuacją tamtego, klasycznego już wydawnictwa.
Tak jednak nie jest i Calvin postanowił dać sobie spokój z drugim "Doggystyle" i nazwać nowe dziecko "Doggumentary". Nie tylko to uległo zmianie. Na płycie nie usłyszymy bitów od Swizz Beatza i refrenu od Katy Perry. Na razie brzmi dobrze. A jaki jest efekt końcowy? Zapraszam do recenzji.
W pierwszych linijkach "The Way Life Used To Be" Snoop Dogg daje nam i Battlecat'owi do zrozumienia, że trzeba wrócić do korzeni, czyli do G-Funku. Jest to sporym zaskoczeniem bo pierwsze utwory, które miały promować to dzieło, czyli "Wet" i "Platinum" nie wskazywały na to, że Snoop wróci na brzmieniowe stare śmieci. Na szczęście poszedł po rozum do głowy i wysłuchał próśb fanów i skowytu hejterów i nagrał coś czego od niego oczekiwaliśmy... no nie w 100%, ale o tym później.
Większość Doggumentary to rdzenne, kalifornijskie podkłady, które dają nam słońce nawet w najbardziej pochmurne dni i brzmią przy tym jak za najlepszych lat Westcoastu. Mamy tu Storcha, Frewrecka, Battlecata i Meecha Wellsa. Listę uzupełniają m.in. Jake One, Dj Khalil, wywiązując się przy tym świetnie ze swoich zadań. Cała westcoastowa impreza zaczyna się od intra z udziałem Bootsy Collinsa i tak trwa przez ponad połowę albumu. Utworami najbardziej wartymi uwagi, w moim mniemaniu, są "Peer Pressure", "We Rest In Cali", "Wonder What I Do" no i singiel z Devinem "I Don't Need No Bitch". Po prostu stara dobra Kalifornia.
Druga część płyty też jest niczego sobie. Nie jest już, aż tak kalifornijska jak pierwsza ale uwierzcie mi na słowo, że też jest warta uwagi. Świetne, gangsterskie "Gangbang Rookies" z Pilotem, numer z Westem i Legendem, eksperyment z Gorillaz pokazuje że Snoop jest uniwersalnym artystą. Do tego duet z Willie Nelsonem, który mimo tego że brzmi trochę jak skit, jest naprawdę na plus. Jeśli dodamy do tego utwory z Wizem Khalifą, Shortem, Dazem i Kokane to nakreśla nam się zaskakująco dobry album, .
Sam Snoop jest w formie jakiej nie był od czasu "Blue Carpet Treatment". Słucha się go z wielką przyjemnością, jego wyrafinowane flow - mimo chwilowego kryzysu - nic nie straciło ze swojego luzu i funku. Teksty może nie są tak świetne jak na debiucie, ale Snoop jest innym człowiekiem i to w jaki sposób patrzy na świat i w jakie słowa go ubiera, trochę się przez ten czas zmienił. Klimat jego nawijek dopełniają świetne w większości refreny (w szczególności śpiew Bootsy Collinsa) ... no i rapowi goście też, a jest ich całkiem sporo. Poza wyżej wymienionym są E-40, Goldie Loc i Young Jeezy.
Niestety demony z przeszłości dały o sobie znać i Doggy Dogg po raz kolejny musiał w paru miejscach dać plamę. Bo "Wet" i "Platinum" są słabe, to drugie nawet bardziej. Nie rozumiem fenomenu Lexa Lugera i dziwi mnie fakt, że każdy musi miec na swojej płycie jego bit, zwłaszcza, że wszystkie są w większości na jedno kopyto. Ten tutaj kojarzy mi się z "H.A.M. Jiggi i Kanye, tylko że ten Snoopowy jest mniej patetyczny. "Wet" za to jest taką ubogą wersją "Sexual Eruption". Album świetnie obyłby się bez wyżej wymienionych. Średnio tez mi do klimatu wydawnictwa pasuje agresywne "My Fucn House", jestem w stanie przymknąć oko na ten utwór. No i "Boom", które złe nie jest, ale ten refren T-Paina z jego "Szakalaka" jest z lekka żenujący. Zwłaszcza że Faheem ma talent. Wiem, zaraz zostanę obrzucony jajkami za tę herezję, ale zanim to zrobicie to posłuchajcie sobie utworu z "Graveyard Shift" w którym ten pan występuje. Powiem tylko tyle, że byłem mile zaskoczony T-Painem.
Dziwi mnie fakt, że na Doggumentary nie znaleźli się panowie Dam-Funk i Mayer Hawthorne, którzy mieszkają niedaleko Mr. Broadusa. Fajnie byłoby posłuchać kolaboracji Snoopa z tymi artystami zamiast nieszczęsnych "Wet" i "Platinum". Z pop rapu, który można było wyczytać na wikipedii na szczęście nie zostało wiele. Mamy za to album, który w dużej części jest taki na jaki czekaliśmy. Jest kilka wpadek, ale nie przyćmiewają one ogólnego wrażenia. Ode mnie 5 z minusem, bo słuchanie "Doggumentary" to naprawdę dobra zabawa.