G-Eazy "Największa moc muzyki to szczerość i emocje" - wywiad

Debiutanckim "These Things Happen" (recenzja) G-Eazy wbił się z buta nie tylko na scenę muzyczną, ale i w przestrzeń publiczną. Reprezentant Bay Area zyskał uznanie krytyków, fanów, a także świata mody (wraz z Anją Rubik reklamował bowiem należącą do Justina Timberlake’a markę William Rast) a grono jego słuchaczy stało się szerokie i ponadgatunkowe.

Wydanym pod koniec ubiegłego roku "When It's Dark Out..." (recenzja) potwierdził pozycję i wspiął się jeszcze wyżej - dwukrotne przeskoczenie sprzedażowe (w wynikach pierwszego tygodnia) mającego premierę w tym samym momencie Ricka Rossa mówi samo za siebie. Dlatego możliwość telefonicznej interkontynentalnej rozmowy z jedną z gorętszych postaci ostatnich miesięcy była dla mnie naprawdę świetną sprawą. W kilkunastominutowym wywiadzie z kalifornijskim raperem udało nam się pomówić m.in. o jego inspiracjach, trudnościach, długiej drodze po sukces czy roli muzyków w dzisiejszej kulturze.

Miło Cię słyszeć. Chciałbym zacząć od cytatu z twojego nowego albumu: „I've been sitting on the charts like a beach chair/ My last album, spent 52 weeks there/Almost finished with the second, you should be scared/Storms coming you should go inside and prepare” (“Siedziałem na tych listach jak na leżaku, mój ostatni album spędził tam 52 tygodnie. Prawie skończyłem, drugi, powinniście się obawiać, sztorm nadchodzi, wróć do domu i się przygotuj”) – słyszymy w „Calm Down”. Potem dostaliśmy album i… wyniki sprzedaży w pierwszym tygodniu były dwukrotnie większe niż przy nowej płycie Ricka Rossa! Czy spodziewałeś się aż tak fantastycznego startu?

I tak i nie. Marzysz o tym momencie, ale nigdy nie spodziewasz się kiedy tak naprawdę nadejdzie. Zarazem wszystko działo się naturalnie i organicznie, stopniowo i krok po kroku. Od startu całej drogi, aż do dziś wszystko wydarza się u mnie stopniowo, ale nie zmienia faktu, że nadal jestem zaskoczony tym, gdzie ta droga mnie doprowadziła. To była szalona przeprawa.

„And in a year I went from overlooked to overbooked” (“W ciągu roku przeszedłem od przeoczanego do przebookowywanego”) – rapujesz w “Sad Boy”. Gdy w klipie pojawia się ten wers z byciem przeoczonym, na ekranie widzimy okładkę XXL – i zdecydowanie zostałeś niesłusznie pominięty w tamtej edycji XXL Freshmen. Kiedy zobaczyłeś okładkę ze składem, ale bez ciebie to jak się czułeś – zły, smutny, czy byłeś w opcji „Już ja im pokażę, kto jest prawdziwym freshmanem roku 2014”?

Nie było to wówczas coś, na czym wyjątkowo mocno mi zależało i na czym się skupiałem. Przez kilka lat obecności w muzycznym świecie nauczyłem się tego, żeby nie przejmować się aż tak wyróżnieniami i pochwałami a bardziej skupiać się na samej muzyce i docieraniu do ludzi.

Bay Area to mój ulubiony region jeśli chodzi o rap, ale myślę, że równocześnie jest to najbardziej niedoceniany region – kiedy ludzie myślą o rapie z Kalifornii wymieniają Los Angeles, Compton… Czy myślisz, że możesz zmienić to i przyciągnąć więcej uwagi do innych artystów z Bay?

Bardzo bym chciał, to nasza misja reprezentować Bay gdziekolwiek jesteśmy i skupiać na nim oczy i uszy słuchaczy. Bay Area zdecydowanie jest niedoceniana i przeoczana jako region – z drugiej strony bowiem, gdy ludzie myślą o Bay Area to często kojarzą go jedynie z westcoastowym rapem a i pod wieloma innymi względami to naprawdę ważne i znaczące miejsce. A kiedy stąd pochodzisz to siłą rzeczy przyczyniasz się do reprezentowania go.

Jak już jesteśmy przy talentach z Bay – nie było cię w składzie XXL Freshmen, znalazłeś się za to w organizowanej przez serwis Thizzler akcji Bay Area Freshmen 2013, razem z Sage’em The Gemini czy 100s’em. Jak wspominasz tę inicjatywę?

Bardzo fajna akcja. Propsy dla Thizzlera, to świetny blog.

Kto natomiast będzie twoim zdaniem „następnym wielkim” (next big thing) z Bay Area?

Miejcie oko na Nef The Pharoah.

A których raperów z Bay wymieniłbyś jako swoje największe inspiracje z okresu, gdy dorastałeś?

Mac Dre, Mistah F.A.B., E-40, Keak Da Sneak – myślę, że tę czwórkę.

Jak więc czułeś się, mogąc przy „When It’s Dark Out…” współpracować z E-40 i Too $hortem?

To zaszczyt. Bycie zauważonym przez ludzi, którzy stanowili dla ciebie inspirację to największe możliwe wyróżnienie.

„What if the game didn't care I was white/ Would I still be selling out shows every night/ Would they all believe in the hype” (“Co by było, gdyby rapgra nie zwracała uwagi, że jestem biały? Czy nadal wyprzedawałbym koncerty noc w noc? Czy wszyscy wierzyliby w hype?”) – słyszymy na płycie. Czy myślisz, że kolor skóry miał istotny wkład w tym, że uzyskałeś wokół siebie aż tak duże zainteresowanie?

<Chwila zastanowienia> I tak i nie, ale chciałbym wierzyć, że to muzyka miała tu największe znaczenie. To była naprawdę długa podróż – najpierw nie było żadnej reakcji, potem się pojawiła, 9 lat trwało zanim wszystko się rozkręciło… a teraz już pędzi jak szalone. Natomiast wizerunek ma oczywiście ogromne znaczenie u każdego artysty. Od początku grał dużą rolę – jednak koniec końców cały szkielet sukcesu i przekaz miałem od startu.

Co w takim razie uważasz o najnowszym singlu Macklemore’a “White Privilege II”, dotykającym właśnie tematu uprzywilejowania białych?

Ten utwór ma naprawdę dużą siłę, Macklemore wjechał z buta. Przeprowadził konwersację z samym sobą i z całym światem i wyrzucił tam wszystko. Należy mu się szacunek za bycie tak szczerym i tak odważnym

Twoje wcześniejsze albumy były dużo luźniejsze, chilloutowe – żeby przywołać choćby “Endless Summer”. Teraz, gdy stałeś się sławny i osiągnąłeś sukces wydałeś swój najbardziej mroczny i ponury album w karierze. Dlaczego? Czy z góry założyłeś sobie taki koncept czy może jednak w ostatnich miesiącach twojego życia więcej było negatywów niż pozytywów?

To kwestia tego, gdzie była moja głowa, gdy brałem się za ten materiał. W całym procesie twórczym postawiłem sobie za cel, żeby nagrać album naprawdę szczery i osobisty. Myślę, że muzyka, która ma największą moc to właśnie ta stawiająca na szczerość, wrażliwość i emocje. Musisz czuć ten ból, więc rozbudziłem w sobie to wszystko.

Czy z uwagi na to masz wrażenie, że to najważniejszy, najbardziej wyjątkowy do tej pory album w twojej karierze?

Tak, zdecydowanie. Ale czuję to chyba przy każdej płycie. Obojętnie jakie uczucia i nastroje przemycam to robię to na maksimum.

„Czuję, że drugi album to jedna z najbardziej zdradzieckich przeszkód dla każdego rapera. Masz całe życie, by nagrać pierwszy. Zero presji. Nikt nie czeka. Nikt niczego nie wymaga. Nagle wszystko w mgnieniu oka wybucha, jesteś w ciągłeś trasie, a gdzie drugi album? Musisz go dokończyć.” – powiedziałeś w jednym z wywiadów. Jak więc ocenisz swój nowy krążek dwa miesiące po premierze – jesteś usatysfakcjonowany z finalnego efektu czy chciałbyś coś w nim zmienić?

Jestem pedantycznym perfekcjonistą, ciągle chcę coś zmieniać, ciągle słyszę jakieś błędy... Najczęściej to totalne detale, na które nikt poza mną nie zwróciłby uwagi. Ale ogólnie album jest zrobiony naprawdę dobrze - czuję, że poradziliśmy sobie z zadaniem i przeskoczyliśmy postawioną poprzeczkę, pomimo dużej presji, trudności i wysokich oczekiwań co do tego, jak powinna brzmieć ta płyta.

Kiedy patrzę po moich znajomych widzę, że zyskałeś również wielu fanów w kręgach około-modowych. Czy myślisz, że wejście do świata mody i takie elementy jak wspólna sesja z polską modelką Anją Rubik dla marki Justina Timberlake’a „William Rast” pomogły ci również w karierze muzycznej czy oddzielasz te dwie rzeczy i traktujesz jako osobne światy?

Myślę, że po części i to i to. Żyjemy w świecie, gdzie mury poszczególnych subkultur są konsekwentnie kruszone. Muzyka się przenika, bariery między gatunkami muzycznymi i różnymi rzeczami zanikają. Artyści ulegają transformacji, jesteśmy łącznikami tych różnych światów i wyrażamy się na wiele sposobów.

W ostatnich miesiącach przybyło ci w Europie naprawdę wielu fanów – czego oczekujesz po nadchodzącej na wiosnę europejskiej trasie?

Jestem podekscytowany na myśl jak przyjmie się tam moja muzyka. Kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy do Europy koncerty nie były wcale wielkie - grałem przed małą publiką i cieszyłem się, jeśli w ogóle znalazł się ktokolwiek, kto znał moje numery i kogo obchodziło to, co robimy. Także nie mogę się już doczekać powrotu na Wasz kontynent, bez wątpienia.

Ok, w takim razie wielkie dzięki za wywiad i miejmy nadzieję, że do zobaczenia na koncercie w Polsce!

Za pomoc w przeprowadzeniu wywiadu dziękujemy Barbarze Popiołek i Sony Music Polska

Patryk
liczyłem na wideo wywiad :( no nic, zabieram się do czytania
psssss
videowywiad z rozmowy telefonicznej? to sobie możesz odtworzyć w głowie obraz, prędzej może audio brakować. poza tym raptem kilka zdań, jacy wy ludzie jesteście leniwi...
Patryk
nie chodzi o to, że nie jestem fanem formy pisanej albo, że jestem zbyt leniwy by pochłonąć dłuższy blok tekstu. po prostu w wirze hucznych zapowiedzi nie wychwyciłem informacji że rozmowa miała formę telefoniczną, a uważam że wideo wywiady dają więcej możliwości bo nie wymagają rezygnowania z komunikacji niewerbalnej, z której odbiorca też może wiele wyczytać. poza tym, często video wywiad po części merytorycznej i ułożonej zaczyna swobodnie dryfować w innych kierunkach, popychany jedynie przez prowadzącego z jednej i drugiej strony. i tam właśnie gdzie kończy się scenariusz zaczyna się spontaniczność i pole do wyrobienia sobie opinii na temat danego artysty. możemy przecież równie dobrze wysłać muzykowi pytania emailem i otrzymać piękne, redagowane odpowiedzi. tylko że muzyk nie pokaże w nich raczej siebie, a prędzej się za nimi schowa. oczywiście w wideo wywiadzie również można działać na pokaz ale wymaga to nieco więcej zaangażowania i jest sporo trudniejsze.
tonie
tonierap
MeWho
Czołówka, a raczej podium - on i Yela na prezydenta kurwie. Wypierdalać z tymi czarnymi smętami od ciapunów.
syn Romana
Ma skillsy bez dwóch zdań.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>