"Malcolm X" (Spike Lee's Joint #9)

kategorie: Film, Klasyka, Recenzje
dodano: 2014-05-19 19:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 1)

Malcolm Little. El-Hajj Malik El-Shabazz. Malcolm X. Jedna z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych postaci w powojennej historii Ameryki, dla jednych niestrudzony adwokat praw czarnoskórych mieszkańców Stanów, dla drugich - podżegacz, nawołujący do rasizmu, przemocy wobec białych, propagujący czarną supremację... Postać niezwykle interesująca, której poglądy, ogłaszane w znakomitych mowach (m.in. w słynnej "The Ballot or the Bullet" z 3 kwietnia 1964 roku) insiprowały miliony Afroamerykanów.

Film biograficzny o Malcolmie był w planach już od lat 60. - ok. 1968 roku James Baldwin i Arnold Perl sporządzili scenariusz na podstawie monumentalnej The Autobiography of Malcolm X. Długo jednak nie można było znaleźc reżysera i studia, które podjęłoby się realizacji biopiku tak kontrowersyjnej postaci... W końcu studio Warner Bros. zgodziło się na wyprodukowanie obrazu, na reżysera "mianując" Normana Jewisona. Od razu jednak pojawiły się głosy, że za film o zasłużonym afroamerykańskim działaczu nie powinien brać się biały reżyser...

Najgłośniej przeciw Jewisonowi opowiadał się Spike Lee, którego osobistym marzeniem było właśnie przeniesienie Autobiography na srebrny ekran. Po gwałtownych protestach Jewison zrezygnował z projektu, odstępując fotel reżyserski Spike'owi. Ten niezwłocznie zabrał się do roboty - zmieniając znacznie scenariusz Baldwina i Perla, ignorując nawet problemy z budżetem i protesty wytwórni, zaprezentował w 1992 roku " swoją wizję Malcolma X". Z okazji dzisiejszej 89. rocznicy urodzin Malcolma - przyjrzyjmy się owej Spike'owej wizji ziszczonej, temu epickiemu, trzygodzinnemu opus magnum - oto "Malcolm X".

Mały, przestraszony, nierozumiejący nic chłopczyk wychowany w Nebrasce, bezceremonialnie zabrany matce po tym, jak jego ojciec został brutalnie zamordowany przez rasistowskich farmerów. Buńczuczny, błyskotliwy ulicznik, pełen dumy, ale także ukrytego bólu i nienawiści - na ulicach Nowego Jorku angażujący się w działalność przestępczą. Człowiek przyparty do muru, spadający w przepaść - niemal zwierzę, gotowe na śmierć, nie mające nic do stracenia. Odrodzony pod wpływem religii, gorący zwolennik ideologii Narodu Islamu, bezgranicznie ufający jego przywódcy - co niestety przynosi ogromne rozczarowanie. Aż w końcu - charyzmatyczny lider własnej organizacji, zmieniony pod wpływem religijnego doświadczenia, głoszący własne poglądy, nie frazesy skorumpowanej organizacji Elijaha Muhammada... "Malcolm X" to obraz życia legendarnego aktywisty, wędrówka przez kolejne etapy jego życia, ukazanie, jak szalony "Red" stał się szanowanym Malcolmem X... To, jak zwykle w przypadku filmów Spike'a wielowymiarowa, wciągająca opowieść o poszukiwaniu samego siebie, o dorastaniu, ostra egzaminacja stosunków biali - czarnoskórzy -  a także refleksja na temat religii, zwłaszcza islamu.

Marvin Worth, producent filmowy, człowiek, bez którego ten film nigdy nie powstałby. miał niegdyś okazję spotkać Malcolma, który wtedy sprzedawał dragi na ulicach NY."Był błyskotliwy, zabawny, niebywale wręcz charyzmatyczny" -  tak Worth określił "Detroit Reda". Trudno o lepsze określenie Denzela Washingtona w głównej roli - jako Malcolm jest on po prostu fenomenalny. Jak zwykle hipnotyzujący, emanujący niezwykłą siłą i charyzmą, raz jowialny i sympatyczny, raz żywiołowy i  pełen pasji, raz zimny i przerażający (scena rosyjskiej ruletki zostanie Wam w głowie na długo, zapewniam), Denzel bezbłędnie przedstawia kolejne "wcielenia" Malcolma. Washingtonowi partneruje plejada znakomitych aktorów - od Angeli Bassett, świetnie grającej opiekuńczą, subtelną Betty Shabazz, przez niesamowitego Delroya Lindo w roli gangstera Archiego (wspólne sceny Washingtona i Lindo są wręcz zniewalające, moim zdaniem najlepsze w całym filmie), aż po... samego reżysera, który swoim zwyczajem pojawia się we własnym filmie - tym razem w roli przyjaciela Malcolma, złodzieja Shorty'ego. 

Wiele scen w tym filmie zapada w pamięć na zawsze. Niesamowita, początkowa sekwencja taneczna. Przerażające i mistrowsko nakręcone sceny "złamania" Reda w więzieniu. Malcolm prowadzący tłum zwolenników Narodu Islamu pod szpital, by zobaczyć się z ciężko pobitym towarzyszem. Podróż Malcolma do Mekki (ciekawostka: "Malcolm X" jest pierwszym amerykańskim filmem, podczas produkcji którego pozwolono na filmowanie w Mekce). Ojciec Malcoma, wielebny Earl Little, dzierżący pistolet i dumnie krzyczący "I am a man", podczas gdy jego dom ogarniają płomienie.... I w końcu rewelacyjna sekwencja, gdy feralnego dnia 21 lutego 1965 roku, w akompaniemencie doskonałego "A Change Is Gonna Come" Sama Cooke'a Malcolm dociera do sali Audobon Ballroom, by wygłosić swe ostatnie przemówienie...

...co tu dużo kryć - "Malcolm X" to po prostu świetny film. Oczywiście, w żadnym razie nie doskonały - czasem czuć brak pewnych scen, chciałoby się np. zobaczyć więcej interakcji głównego bohatera z rodziną, nie tylko z Betty - córeczki Malcolma zdają się być całkowicie zbędne, wrzucone na siłę. Chciałoby się, aby Spike przedstawił także skomplikowane stosunki Malcolma z Martinem Lutherem Kingiem. Fajnie byłoby też zobaczyć podróż Malcolma do "ziemi-matki", do Afryki, ujrzeć, jak Malcolm otrzymuje tytuł, który uważał za największy zaszczyt, jakiego doznał w życiu - "Omowale". "Syn, który wrócił do domu". 

Oczywiście, są to tylko pobożne życzenia - jasnym jest, że pewne cięcia i skróty były nieodzowne. "Malcolm X" i z nimi jest rewelacyjnym filmem, jednym z najlepszych filmów biograficznych w historii - i na pewno najważniejszym filmem w dorobku Spike'a Lee. Spike dołożył wszelkich starań, aby przedstawić życie Malcolma jak najstaranniej, jak najwierniej przedstawić jego poglądy. W każdym kadrze tego filmu widać pasję i zaangażowanie reżysera, dążenie, by jego wymarzony projekt był perfekcyjny. Absolutny must-see, w skali Popkillera - pięć z plusem.

Soundtrack do filmu omówię w osobnym artykule - stay tuned. Pod spodem - jedna z końcowych sekwencji filmu; mowa wygłoszona na pogrzebie Malcolma przez znakomitego aktora Ossiego Davisa (pamiętny Mayor z "Do the Right Thing" czy Wielebny Purify z "Jungle Fever"), dobitnie podsumowująca, kim dla wielu był tragicznie zmarły aktywista.

                                               

ossie davis's eulogy for Malcolm X(the ending of the Malcolm X movie)

 

Tagi: 

eastzfromlbc
Panie Macieju, zbijam wielką pionę. Kolejny nowatorski i ciekawy pomysł na recenzję , dobrze że ktoś wnosi coś zupełnie innego na tę stronę. Film sam w sobie bardzo dobry, nikt tak nie kręci o historii afroamerykanów jak ten największy kibic NYK, przy tym nie jest jakiś nieobiektywny w przedstawianych historiach Film jeden z tych must see.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>