Amerykański raper wystąpi na scenie warszawskiego klubu Jassmine z polskim live bandem SatVrn.Homeboy Sandman reprezentuje najbardziej autentyczny...
Subiektywne top 23 - ulubione światowe numery ad 2011
kategorie: Audio, Hip-Hop/Rap, Podsumowania roku
dodano: 2012-02-01 20:00
przez: Mateusz Natali
(komentarze: 31) Twardo obstaję przy zdaniu, że w słuchaniu muzyki subiektywizm jest kluczem. Zamiast trendami/opiniami/słupkami odsłuchów lepiej kierować się stricte własnym gustem i tym, co - jak trafnie ujął to niedawno Te-Tris - po prostu "chwyta za gardło". Poniższa lista to żadne 'the best of' czy spis najlepszy singli - to ściśle subiektywne (i mocno przekrojowe) zestawienie, w którym jedyną zasadą wyboru było to, że dany numer wyjątkowo mocno zapadł mi w pamięć, zrobił wrażenie i w ciągu roku wracał regularnie na rotację. Bardziej obiektywne rankingi jeszcze przed wami. Jedynym ograniczeniem był natomiast fakt, by jeden skład/MC nie miał tu więcej niż jednego numeru (bo z niektórych płyt mógłbym wziąć kilka).
Jako że wszystko dorasta i rozwija się to i ubiegłoroczna gorąca 19tka zmieniła się w jordanowską 23kę. Dodatkowo dorzuciłem poniżej playlistę z kompletem numerów (alfabetycznie), byście mogli od razu sprawdzić cały pakiet.
Arraganta Gang feat. Arkatdion - Flyest Niggaz -> Idealny dowód na to, jaką kopalnią muzycznych diamentów jest Bay Area. Arraganta Gang to takie totalne nołnejmy, że - parafrazując klasyka i rapera z największym procentowym stężeniem punchline'ów na zwrotkę w historii - "aż google o nich nie wie". Tymczasem ten pochodzący ze składanki Messy Marva "Goon Vitamins" numer to soczysta bomba o potężnej sile rażenia. Bit, który z dobrą ksywką miałby wartość paru milionów, wpadający w ucho refren... Mainstream podziemia pełną gębą.
Big K.R.I.T. - Dreamin -> Ten gość to idealny dowód na to, że południowa scena również ma do zaoferowania pozycje głębsze i bardziej przyziemne. Cytat z Krita "If it don't touch my soul, I can't listen to it" jest idealnym podsumowaniem tego numeru. Emocje, konsekwencja, marzenia, realizacja amerykańskiego snu...
Bobby Brackins - Lesbian -> Tegoroczny nominowany na freshmana XXL'a i kontynuator myśli Too $horta. Raperem Brackins jest co najwyżej średnim, ale ma pomysł na siebie i ucho do hitowych bitów. Minimalistyczny westcoastowy "Lesbian" wkręca się hipnotyzująco niczym "Gucci, Gucci" Kreayshawn a w połączeniu z pomysłowym i naprawdę miłym dla oka klipem wchodzi jak zimna grejfrutóweczka.
Chiddy Bang - Mind Your Manners -> Ten duet naprawdę ma nosa do hitów. "Opposite Of Adults" to pierwszoligowy banger a ten numer zapowiadający ich pełnoprawny debiut również z miejsca wbija się do głowy i ciężko się od niego uwolnić. Soczysta dawka pozytywnej energii, którą chciałoby się słyszeć w radio.
Cunninlynguists - Stars Shine Brightest (In The Dark Of Night) -> Damn, co za bit! Podkład Kno tworzy tu niesamowity klimat, optymalnie podkręcony przez całą trójkę. Gwiezdnie, kosmicznie - nic tylko rzucić się na trawę nocą, leżeć i gapić się w niebo.
Drake - Over My Dead Body -> "I think I killed everybody in this game last year, man fuck it - I was on though/ And i though that I found girl of my dreams in the strip club, m-m fuck it - I was wrong though". Te wersy to jedno z lepszych i bardziej zapadających w pamięć otwarć ostatniego roku, do tego poprzedzone klimatycznym półminutowym wokalnym wstępem. Idealna próbka tego, czego spodziewać się po "Take Care".
Jim Jones feat. Chink Santana, Logic - Perfect Day -> Przyznan, że to pierwszy numer Jima Jonesa, który naprawdę mi się wkręcił. Nigdy się nim nie jarałem ani w paru procentach, a "Perfect Day" potrafił gęsto zapętlić się na rotacji. Jak mówicie "e, dipsety, strzelaniny, lans, komercja, gdzie tu prawdziwy hip-hop" to sprawdźcie motywujący pozytywny track dedykowany przez Jima cioci chorej na raka.
Juelz Santana feat. Lil Wayne - Homerun -> "Wake up in the morning with one thought - I gotta get it". Juelz jak zawsze z uśmiechem na gębie i porcją ekstraklasowych linijek, szkoda, że wciąż bez przekładanego kolejnego albumu. "Homerun" to soczysty motywacyjny banger, który dobrze odpalić sobie na dzień dobry. Klasa.
Lil Wayne - Abortion -> Jeśli chodzi o same liryczne popisy to moim zdaniem Weezy zamordował ten rok. To, co wyczynia w takim "6 Foot, 7 Foot" to najczystsza ostra podziemno-mixtape'owa jazda - tyle, że on miał jaja zrobić to na oficjalnym albumie, który pokrył się już podwójną platyną. "Abortion" to epicki banger, pełen mocarnych wersów i zawierający moją ulubioną linijkę roku 2011 i mega celne motto. "And when life sucks, I just enjoy the head".
Machine Gun Kelly - LFTU (One More Time) -> MGK to jeden z najmocniejszych przedstawicieli tegorocznego wysypu talentów. Wykręcony, nieposkromiony styl tego białasa z Cleveland namieszał już mocno, a 2012 w obliczu kontraktu z Diddym musi być jego. Moim faworytem z "Rage Pack" jest właśnie "LFTU" - zgrabnie wykorzystany sampel z Daft Punków i mocna nawijka tworzą soczysty efekt, z jajami i klubowym potencjałem.
Mac Lethal - Jake + Olive -> Mac Lethal to bez wątpienia jedna z osób, które mogą powiedzieć "ten rok był mój". W całej fali wyścigowców to on na bicie od "Break Ya Neck" wypadł najlepiej, co sprawiło, że sporo osób zwróciło uwagę na studyjne nagrywki - a było na co. Świetny, pełen emocji mixtape "North Korean BBQ" i puszczone w sylwestra "Irish Goodbye", promowane numerem, który bez wątpienia zmieściłbym w top 5 singli roku. Jak opowiedzieć historię miłości własnych dziadków tak, by nie zamienić tego w ckliwy patos czy klimaty rodem z mydlanych oper a poruszyć 99,9% słuchaczy? Sprawdźcie sami.
Mac Miller - Donald Trump -> Numer, który zgarnął propsy od samego Donalda Trumpa a nastolatkowi z Pittsburgha pomógł solidnie podkręcić hype. Bomba z pozytywną energią. "Hopefully I'll be at the top soon, now I'm at my house, on the couch watching cartoons..."
Macklemore x Ryan Lewis - Wings -> Fala znajomych polecających Macklemore'a sprawiła, że w końcu zmobilizowałem się i odpaliłem ten numer - przyznaję, podchodząc bez specjalnego entuzjazmu. 5 minut później siedziałem bez ruchu ze 20 sekund, by wcisnąć repeat. Nie wierzycie, że można nagrać numer o Nike'ach, w którym streści się całokształt dziecięcych marzeń, sukcesów i porażek, nasycając go emocjami do granic? To też włączcie play.
Maino feat. Roscoe Dash - Let It Fly -> Maino to na obecny moment jeden z moich ulubionych MC i typ, który jak mało kto zgrabnie łączy twardą uliczną wiarygodność z mainstreamową przebojowością, nie gubiąc po drodze charyzmy i charakteru. "Let It Fly" to melanżowy banger, który nie ścina z nóg przy pierwszym odsłuchu, ale naprawdę potrafi się wkręcić.
Onyx - Classic Terror -> "Back together, with that classic terror". W lipcu przekonałem się, że takiego ognia jak ta dwójka nie daje live chyba nikt. Mimo upływu lat Sticky i Fredro wciąż są wulkanami energii, a "Classic Terror" kopie po łbie jak stare dobre onyxowe jointy. Kocur.
Pharoahe Monch - Clap -> Tytuł jest najlepszą reakcją na pierwsze wrażenie wywołane klipem. Mocny, buntowniczy przekaz ("Clap" to dwuznaczność i slangowe określenie strzałów), jak zwykle charyzmatyczny Monch i po prostu niesamowity teledysk. Usiądźcie, poświęćcie mu 10 minut i na pewno nie pożałujecie. Robi wrażenie.
Professor Green - Today I Cried -> Leniwy, melancholijny bit, rzewny refren i mocne, osobiste zwrotki Professora razem dają niesamowicie klimatyczną mieszankę. Ten typ już drugi rok z rzędu dostarczył płytę, która często gościła na mojej rotacji i obecnie ciężko traktować go już jako sezonową ciekawostkę. Gdybym miał powiedzieć kto na obecną chwilę jest moim ulubionym europejskim MC to wskazałbym chyba właśnie Greena.
Snoop Dogg & Wiz Khalifa feat. Bruno Mars - Young, Wild & Free -> Esencja i definicja beztroski. Ujarany duet uzupełnia się znakomicie, a Bruno Mars i tak zjada wszystko refrenem. Przepotężny pozytywny vibe, hitowy potencjał... Dlaczego radio nie zakatowało nas tym jeszcze tak jak choćby "Nothin On You"?
Sunni Ali feat. Mistah FAB - Back To The Air -> "Promujemy nołnejmów z Bay Area cz.2". O ile FAB'a zna pewnie każdy, kto choć trochę śledzi to, co dzieje się w rejonach Oakland to Sunni Ali jest postacią raczej anonimową. Nie zmienia to jednak faktu, że bit do "Back To The Air" naprawdę unosi w przestworza, a cały numer swoim klimatem (dodatkowo podkreślonym przez klip) sprawił, że z ogromu kalifornijskich rzeczy, które sprawdziłem w tym roku to akurat Sunni trafia na tę listę.
Tinie Tempah feat. Wiz Khalifa - Till I'm Gone -> Jeśli Brytyjczycy nie bawią się w surowe grime'owe połamańce czy dubstepowe wygrzewki, tylko robią coś takiego to jestem jak najbardziej na tak. Mainstreamowy hicior, który mocno wbija się w łeb - w dużej mierze za sprawą refrenu chudzielca z Pittsburgha.
WC - Reality Show -> "Revenge Of The Barracuda" to zebrane w pigułce wszystko, co najlepsze w mainstreamowym kalifornijskim gangsta-rapie. "Reality Show" to natomiast karkołamacz, który obok bujania głową wymaga przytakiwania celnym linijkom oraz pilnowania nóg, by nie zaczęły praktykować crip-walka w nieprzystosowanym do tego miejscu.
Wiz Khalifa - The Race -> Nie wiem czy nie mój ulubiony numer roku. Gdy wyszedł w marcu jako singiel to daję słowo, że leciał u mnie zapętlony przez jakieś 3,5 dnia bez przerwy. Czasowo wstrzelił się idealnie, bo jeśli miałbym opisać muzyką jak brzmi wczesna wiosna to powiedziałbym, że właśnie tak. Bit, klimat, wersy w stylu "And I'mma buy new crib for my niggaz at all, cause I remember days, we'd sit and pictured it all". Magia.
Z-Ro feat. Slim Thug - H-Town Kinda Day -> Z-Ro ze swoim "Meth" powraca w świetnym stylu, przypominając nierdzewny southside'owy vibe. Lekko, słonecznie, pulsująco, ze zgrabnie przeplatającym się rapem i śpiewem. A ten numer to idealna próbka zwykłego leniwego dnia w Houston, zarażająca klimatem.
Strony