Jazz Cartier "Hotel Paranoia" - recenzja i odsłuch całości

recenzja
dodano: 2016-03-06 20:30 przez: Łukasz Rawski (komentarze: 3)

Sam określa się księciem swojego miasta, jego głosem. Trzeba przyznać, że przemądrzały z niego młodzieniaszek. Jednak kiedy zagłębisz się w jego twórczość, a przede wszystkim odwiedzisz hotel do którego zaprasza, zrozumiesz że wszystko jest na swoim miejscu. Jazz Cartier wydaje drugi digital album - materiał, który bez wątpienia potwierdza, że ten młody kanadyjski raper to pewniak do bycia Freshmanem XXL'a. Wielka kariera stoi przed nim otworem. Zapraszam więc na przemiłe chwile spędzone wraz z Jazzem w Hotelu Paranoia.

Ogromny sukces Drake'a pozwolił niejako otworzyć głowy wielu słuchaczom rapu. Nagle zdali sobie sprawę, że oprócz Drizzy'ego jest w kraju hokeja i syropu klonowego coś oryginalnego. Mowa oczywiście o danym stylu, szanuję sobie rap chociażby Classifieda. Jazz Cartier to człowiek, który pojawił się na radarze własnie dzięki zdumiewającemu rozwojowi sceny w Toronto na przestrzeni ostatnich lat. Nieformalny syn stylu Drake'a. 

I wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że "Hotel Paranoia" to odbicie w całkiem inny styl. Odklejenie od siebie łatki ksera. Jazz Cartier w towarzystwie znakomitej produkcji sprawia, że po prostu nie da się skipować żadnego numeru na tym krążku. Dopracował wszystko i stworzył ze swojego hotelu miejsce elitarne, pięciogwiazdkowe. I sukcesywnie przekonuje on do niego nowych odbiorców. Pokazywałem "Hotel Paranoia" wielu znajomym, reakcja była zawsze ta sama. Dziś single z płyty non stop lądują na moim facebookowym news feedzie. Magia? Chyba tak. Dawno nie znalazłem rapera na tyle wyrazistego, co przede wszystkim uniwersalnego i elastycznego jak guma. Podpasuje każdemu słuchaczowi, bo mimo że album ma nowoczesny sznyt, na każdym kroku słychać że Cartierowi nie obca jest klasyka. Tak, przede wszystkim mam na myśli znakomity mash up klasycznego "This Is How We Do It" Montella Jordana (gdzie znalazł się zresztą sampel z "Children's Story" Slick Ricka) z nutką nowoczesności, co można było usłyszeć w bujającym głową "How We Do It". Jazz Cartier to kumaty gość, który przykłada się do każdego aspektu swojej twórczości. O warstwie muzycznej już wspominałem, a liryka na albumie również jest ponad przeciętną. Może nie znajdziemy tutaj gier słownych i ośmiokrotnych rymów, ale to nie Jedi Mind Tricks, czy Immortal Technique. 

Replay value tej płyty jest ponad skalę, a to jak sprawdza się w samochodzie dodaje jej tylko dodatkowych punktów w mojej osobistej skali. Od pewnego czasu doceniam przede wszystkim albumy, które sprawdzają się w aucie, tam głównie odbywa się proces odsłuchu kolejnych nowości. "Hotel Paranoia" zdał ten tekst na 'szóstkę z plusem', pozostając do dziś na samym szczycie w schowku. 

Czy mamy do czynienia z kolejnym next big thing? Wydaje mi się, że to wielce prawdopodobne. Tory Lanez czekał na swoje pięć minut dobre 3, 4 lata. Jazz Cartier ma szansę by skrócić ten czas oczekiwania do minimum i już teraz wtargnąć na salony. Kto następny? Roy Wood$? Lais? Devontee? Ramriddlz? Czas pokaże czy moje domysły się sprawdziły. Na ten moment "Hotel Paranoia" to wydawnictwo, które - jeśli jeszcze go nie sprawdziłeś - zasieje zamęt w twoich głośnikach. I nie dlatego, że jest tak okropne, wręcz przeciwnie. Moje pierwsze odsłuchy zatrzymywały się na "Red Alert", z czasem przechodziłem dalej i każdy kolejny numer powodował, że reagowałem jak Smokey i Craig w klasycznej scenie "Friday". Daaaaaaaaaamn! Na 2014 rok napsioczyłem ile się dało, 2015 był znakomity. Póki co 2016 zapowiada się na bardzo smaczny kąsek. Więcej takich tworów jak "Hotel Paranoia". Pięć plus.

*************************

ECHO Z REDAKCJI:

Michał Zdrojewski - "Hotel Paranoia" jest tak kompletnym, dopracowanym i po prostu świetnym materiałem, że mogłoby być pełnoprawnym debiutanckim albumem Jazz Cartiera. Raper z Toronto czerpie dużo ze świeżych trendów, robi to bardzo umiejętnie i nie traci przy tym swojego unikalnego stylu. Fala "New Toronto" rośnie w siłę, a z takimi sztosami jak "Opera" czy "Red Alert" czy "100 Roses" Jazz Cartier może być jej główną twarzą. Mimo, że od premiery minął ledwo miesiąc to już z niecierpliwością czekam na nowy materiał. Miejsce w XXL Freshman Class, a później kariera w mainstreamie to tylko kwestia czasu. (5/6)

Mateusz Natali - Gdy Łukasz podesłał mi "How We Do It" zaintrygował mnie nim z miejsca - idealnie wyważony hołd dla klasyki, Montella Jordana i Slick Ricka wsparty ostrą turnupową jazdą w stylu takich gości jak Travi$ Scott? Brzmi egzotycznie, ale w ucho wpada od razu. Podobnie jak kolejne pokoje - "Hotel Paranoia" to budynek pełen mrocznych zakamarków, tajemnych przejść i nastrojowych pomieszczeń. Muzyczny lot po totalnie różnych klimatach, ukazujący muzyczną uniwersalność Cartiera (i odpowiadającego za świetną produkcję Lantza!), który z jednej strony rzuci klimatyczny slowjam, taki jak budujący niesamowity klimat "Illuminati Love Song", a z drugiej - przywali imprezową petardą w stylu "Red Alert", które brzmi jak krzyżówka wczesnego Kid Cudiego z Fetty Wapem. A wersy takie jak „Everybody in the states compare me to Drake/ Cause not many in the city can carry the weight” pokazują, że Jazz mierzy wysoko. Jak na razie najlepsza płyta jaką słyszałem w roku 2016, trzymam kciuki i wyczuwam dużą karierę. (5/6)

Tagi: 

purpleswag96
zastanawiam sie nie raz nad sensem puszczania za free tak znakomitych materialow, ale to lepiej dla nas, bo nie musimy dlugo szukac w internecie piratow.
Pato na koszulkach
Toronto i Chiraq, tylko tyle mi w tym momencie potrzeba
Kadel'
petarda.. dzięki Popkiller tyle mogę rzec!

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>