Lemmy Kilmister nie żyje (1945-2015)

kategorie: Klasyka, News, Rock
dodano: 2015-12-29 19:00 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 6)

Myślę, że Piotr Weltrowski, autor bloga Są na świecie płyty, o których nie śniło się młodym klerykom, określił to najlepiej: "To jest ten dzień, o którym wszyscy myśleli, że nigdy nie nastąpi". 

Lemmy Kilmister, tytan i niekwestionowany symbol rock'n'rolla - odszedł w wieku 70 lat. Zaledwie dwa dni przed śmiercią, 26 grudnia, zdiagnozowano u niego wyjątkowo agresywny nowotwór. 

Lemmy nie był gwiazdą rocka. On BYŁ rockiem. Kwintesencją i personifikacją rockowego lifestyle'u. Kimś, kto na własne oczy widział początek i kolejne "ery" tej muzyki. Grał z najlepszymi - był technicznym The Jimi Hendrix Experience, na początku lat 70. był członkiem legendarnego space-rockowego zespołu Hawkwind. Współpracował z niezliczoną ilością muzyków, od Ramonesów, Dave'a Grohla, Metallikę, poprzez Janet Jackson, po Slasha. W 1975 roku wraz z Larrym Wallisem i Lucasem Foksem sformował hardrockowego behemota - Motörhead.

Charakterystyczny, czarny ubiór, spojrzenie i grymas zdolne skruszyć duszę każdego, wirtuozeria gry na basie, niepowtarzalny, chropawy, szorstki wokal i proste, dobitne pozdrowienie: "We are Motörhead. And we play rock'n'roll" - gdy Lemmy wchodził na scenę, Ty słuchałeś. I chłonąłeś każdą cząstkę tej niepowstrzymanej, rockowej zajebistości w czystej postaci. Lemmy powiedział kiedyś, że chciał stworzyć zespół grający "głośnego, szybkiego, brudnego, paranoicznego, aroganckiego i złośliwego rock'n'rolla... Tak głośnego, że gdybyśmy wprowadzili się obok Ciebie, Twój trawnik zwiędłby od razu". Z Motörheadem udało się to w stu procentach...

Opowieści o ekscesach Lemmy'ego poza sceną zapełniłyby co najmniej kilka przepastnych tomów. Upodobanie do alkoholu (podobno większość życia każdego dnia opróżniał butelkę whisky - dopiero kilka lat temu, żeby uspokoić lekarzy, zmienił "dietę"... Zamiast whisky zaczął pić wódkę), eksperymenty z narkotykami, zwłaszcza z amfetaminą i LSD (to właśnie z powodu amfy Lemmy zmuszony był opuścić szeregi Hawkwindu)... Lemmy widział i "próbował" wszystkiego. I nigdy, przenigdy nie przepraszał, nie stracił pazura ani bezkompromisowości. Zero pieprzenia. Born to die, live to win. 

Wciąż nie mogę uwierzyć, że nie żyje. Wybacz, Lemmy, że nigdy nie miałem okazji posłuchać Twojej muzyki na żywo.

Pozostaje więc - zgodnie z wiadomością od zespołu - uczcić pamięć Lemmy'ego, puszczając na cały regulator "Ace of Spades", "Bombera", "Overkill"czy tegoroczne "Bad Magic"... rozkoszując się dźwiękami "Silver Machine" Hawkwinda, słuchając tego niepowtarzalnego basu w "Ballroom Blitz" The Damned... czy też najwcześniejszych dokonań Lemmy'ego w grupach The Rockin' Vickers i Sam Gopal. 

Włączcie więc głośno jego muzykę - i wypijcie porządny łyk jego ulubionego Jacka Danielsa...  

11 listopada tego roku odszedł także Phil "Philthy Animal" Taylor, perkusista Motorhead, współautor klasycznych albumów jak "Motörhead" czy "Ace of Spades". W 2011 roku zaś, na skutek problemów z sercem zmarł gitarzysta Motörhead w latach 1984-1995, Michael "Würzel" Burston. 

Rest in Peace, guys. And keep on rockin'.

 

                                             

Tagi: 

Daaaaaaaamn
Rest in peace Lemmy!
lipskeee
to nie rap.umarła legenda.człowiek ktory stworzył grindcore.!!!koleś co żył tym wszystkim.umarł pewien gatunek wraz z nim.spij kozaku.miałeś zyć dłużej.lemmy jest mi smutno
grinder
to jest piekne że o nim napisaliscie.wielkie dzieki
incoG
THPS3
your fatha
Żegnaj, mistrzu!
pseudonim
props za wspomnienie o nim

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>