Mam Na Imię Aleksander "Nie myśl o mnie źle" - przedpremierowa recenzja nr 2

Młody, utalentowany raper o pseudonimie artystycznym Mam Na Imię Aleksander prosi nas na swoim pierwszym oficjalnym wydawnictwie, byśmy nie myśleli o nim źle. Cóż, niestety będę nieuprzejmy nie zastosować się do tej prośby. A przynajmniej w pewnym stopniu, bo o ile debiutancki krążek spełnia standardy jak na niezłą legalną produkcję, to jak na tak duży potencjał i chęć wejścia do gry z buta w stylu Bisza (do którego zresztą raper był często porównywany), rozczarowuje.

Jednak najmniej bym czepiał się tego Bisza, bo podobieństwo wcale takie wyraźne, jak niektórzy sądzą, nie jest. Olek ma na siebie pomysł, jest zwinny na majku, refren zaśpiewa, napisać umie i refleksyjnie, i z pazurem. W czym zatem problem? No właśnie w tym, że raper chciałby od razu wszystko naraz, a co gorsza, porwał się na rzeczy "ambitne". Hola hola, nie ma tak hop siup.

Szkoda wielka, bo po singlach apetyt miałem ogromny. Mocno stojące emocjami „Pręgi” (szkoda, że się nie znalazły na płycie chociaż jako bonus), klimatyczne „Tlen” i „Zakochany w życiu na pół gwizdka”, a na koniec mainstreamowy „Dom” dawały spore nadzieje na jeden z mocniejszych debiutów ostatnich lat. I nawet „Intro” te nadzieje podtrzymywało. A potem wchodzi „Skąd on się wziął” – energicznie galopujące nie wiadomo gdzie i nie wiadomo po co, gdyż to, co dzieje się dalej zupełnie się z tym galopem nie spaja. Olek gada, gada i gada, do bitów niby poprawnych i idealnie dopasowanych do refleksyjnego rapu, a jednak za mało wyrazistych (ale żeby nawet Szatt?). Jakby autor nie mógł się zdecydować, czy chce zrobić coś łatwo wpadającego w ucho, czy ambitniejszego, czy bardziej eksperymentalnego. Bity odpływają od siebie, przez co płycie jako takiego klimatu brak.

Owszem, są naprawdę mocne momenty, choć w większości są to momenty znane, singlowe. Rzeczy ciekawe, jak np. 8-bitowy „Sukces” przeplatają się z nijakimi, przekombinowanymi, jak „Znamy się” i „Nie myśl o mnie źle” a po pseudomrocznym, ewidentnie w klimatach Comy (co tylko dopełnia paskudny refren... Piotra Roguckiego) „Zaufaniu” wchodzi „Dom” – wiarygodny i jako przebój, i jako życiówka do posłuchania w zaciszu (może warto było postawić na większą ilość bitów takich jak ten Sherlocka?). Bitykradne na spółkę z Voskovymi zrobili „Światła Miasta” A.D. 2013, czy jak kto woli, „Linię 0014”, tylko bez tej cyberelektroniki – mega klimatyczny, ale będący przecież luźnym singlem „Zakochany w życiu...” miał być "jednym z wielu" dobrych numerów na płycie. A okazał się jednym z mocniejszych.

Sam Aleksander nie dość, że pod względem bitów obrał mało konkretny kierunek, to i nawija stale w jednym, podobnym tonie. Niby ulega emocjom, ale wciąż w ten sam sposób. I możliwe, że przez to bity zdają się ze sobą tak drastycznie zlewać. Linijki, choć pisane z pasją, nie wbijają się w skórę tak gładko jak to było przy singlach. Brakuje takich wyrazistych kilku punktów na mapie, przez które można poprowadzić interesujący szlak, których odwiedziny podczas wycieczki chwyciłyby za serce, a wędrówka od jednego do drugiego by sprawiała przyjemność. Zabrakło wstrząsu. Takiego jak na przykład "Pręgi". Jest tylko droga. Niby fajnie się spaceruje, a jednak... Nie zmieniają tego śpiewane refreny w „Kaskaderze” czy „Zmieniłem się”, które zalążek potencjału ujawniają, ale chęci do zmienienia gry nie przejawiają póki co w ogóle. W zasadzie rację ma sam autor, który w tym drugim wymienionym utworze wyjawia swą świadomość, że stać go na więcej. That’s the point.

Że za dużo wymagam od debiutanta? Po młodych trzeba oczekiwać dużo, a jak ktoś uważa że nie, to niech sobie zadowala się tępą translacją trapu przez raperów-transwestytów. Mam nadzieję, że Aleksander się na mnie nie obrazi, że jednak mówię o nim trochę źle, bo w końcu to wrażliwy chłopak, ale i serce do pracy ma ogromne. Ja jednak czuję niedosyt i wierzę, że jak na debiut w mocnym stylu było po prostu odrobinę za wcześnie. Bądź co bądź jest to i tak dużo bardziej wartościowa produkcja od wielu innych wychodzących na legalu w ostatnim czasie. Na razie trzy z plusem - no powiedzmy, że w porywach do cztery mniej.

iwse
chetnie obczaje te plyte i wroce do tej recenzji. bo jak slabemu pihowi ostatnio dales 4, to wnioskuje ze ta płyta musi byc ponizej poziomu...
tendotego
zdecydowanie blizej mi do owej recenzji, niz do 1. I tak jak w 1, powtorze sie, ze recenzja "Pas Oriona" mile przeze mnie widziana by byla na ulubionym portalu :)
Kotperska
Opinia subiektywna, ja tam klimat czuje
irracjonalnezlo
moje odczucia po kilkukrotnym przesłuchaniu kawałków A. są niestety podobne... szkoda, bo Tlen i Dom zapowiadały kolejny świetny krążek 2013, a jest poprawnie.
pajtogo skojarz
Mam Na Imię Bisz
Lil weezy
mam to samo wrażenie co autor recenzjii - single narobiły mi smaka ale po numerach kolejno wychodzących po intrze było troche gorzej produkcyjnie szatt mnie mocno zawiódł a szkoda bo olek ma świetne teksty i jest bardzo zwinny na majku troche nie wypał ta płytka jako całość ale tlen i dom to są numery które długo bede słuchał

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>