Juelz Santana "God Will'N" - recenzja nr 2

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-01-24 19:00 przez: Mateusz Marcola (komentarze: 4)

Nie tak znowuż stary niedźwiedź mocno spał, ów zimowy sen ciągnął się przez kilka dobrych lat, ale w końcu bestia się wybudziła i na dzień dobry zaatakowała darmowym albumem. Wiadomo: osiągnięcie szczytu formy zaraz po pobudce to rzecz niemal niemożliwa - i Juelz Santana jeszcze się na ten szczyt nie wspiął. Ale wiele wskazuje na to, że jest na jak najlepszej drodze.

Za czasów największej popularności The Diplomats, gdzieś w pierwszej połowie ubiegłego dziesięciolecia, słuchacze często na to całe zjawisko - bo reprezentantów Harlemu można chyba nazwać zjawiskiem - kręcili nosem, przedstawiając różnego rodzaju zarzuty i zarzuciki. Że zbyt komercyjni. Że zbyt kolorowi. Że za dużo w tym wszystkim jarmarcznego blichtru. Że teksty nie takie. Że Jim Jones. Ale jak to zwykle w takich przypadkach bywa, czas zrobił swoje i zdaje się, że obecnie - po upływie raptem kilku lat - natężona krytyka w ich kierunku znacznie się skurczyła, zniknęła wręcz, w mediach natomiast coraz częściej słychać głosy, że hip-hop na powrocie Dipsetów wiele by zyskał. Co więcej, do dipsetowskich inspiracji przyznaje się całkiem spora ilość młodych raperów, by wspomnieć chociażby nową gwiazdę amerykańskiego mainstreamu, A$AP Rocky'ego. 

Krytyka zatem zniknęła, w żadnym wypadku nie zniknęła za to popularność. Dowód? Proszę bardzo: mimo że Juelz Santana swój ostatni solowy materiał wydał pięć lat temu, jego powrotne "God Will'N" już po pierwszych kilku godzinach przesłuchało lub pobrało ponad 100 tysięcy osób, bijąc tym samym nowe wydawnictwa od Ace Hooda, Future'a czy Mastera P. Pięć lat to jednak szmat czasu - szczególnie jak na realia współczesnego hip-hopu - i Santana doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dajmy na to: kwestia podejścia do mixtape'ów. - Mixtape'y trzeba teraz traktować jak pełnoprawne albumy - tłumaczył w wywiadzie udzielonym magazynowi XXL. - Nie mogłem sobie pozwolić, żeby "God Will'N" było po prostu serią freestyle'ów nagranych pod kradzione beaty. Chciałem, żeby wyszło z tego coś znacznie większego - dodał. I wyszło? 

Raczej tak. "Raczej", bo Juelz Santana nagrywał w przeszłości rzeczy lepsze, o większej sile rażenia. "Tak", bo "God Will'N" to mimo wszystko kawał dobrego hip-hopu, udany powrót do mainstreamowej pierwszej ligi, który pokazał, że członek The Diplomats nie utracił bynajmniej swoich niegdysiejszych atutów: dużej dawki charyzmy, cwaniackiego flow, niewymuszonego poczucia humoru, dzięki któremu wybaczaliśmy mu potworki pokroju: "Rock star, flier than an ostrich", a także jego znaku rozpoznawczego - siejących popłoch punchline'ów. 

"Am I gettin' money? (Sho Nuff)
Am I the meanest? (Sho nuff)
Am I the baddest? (Sho nuff)
Am I the flyest? (Sho nuff)
Who got the illest mojo fo sho 'round this town, me", 

rapuje Juelz Santana w pierwszych linijkach otwierającego album "Sho Nuff", które nie pozostawia żadnych wątpliwości: członek Dipsetów powrócił i - jak mówił w przedpremierowych wywiadach - znów jest głodny rapu. Ten głód słychać wyraźnie w kolejnych utworach; agresywnych "Nobody's Safe" i "Bad Guy", gdzie Santana czuje się jak ryba w wodzie, miażdżąc naprzemiennie panczlajnami i bragadoccio; hitowym "Black Out", kolejnym dowodem na to, że duet Santana-Wayne czuje się w swoim towarzystwie bardzo komfortowo, a ich wspólny album może być warty tylu lat żmudnego wyczekiwania; gwiazdorsko obsadzonym "Soft", które nuży wprawdzie brzmiącym jak odrzut beatem produkcji Young Shuna, ale za to nadrabia zwrotkami Juelza ("I make her come back like a yo-yo/I’m like Ice-T with that white girl, still gettin’ money off Coco") i niezłymi występami Meek Milla oraz Fabolousa; wreszcie w mocno osobistym "My Will", w którym poznajemy Santanę z nieco innej, mniej dipsetowskiej strony: jako rapera potrafiącego zaskoczyć przejmującym tekstem o sprawach jak najbardziej poważnych. 

Zatem Juelz Santana już na początku "God Will'N" narzuca zabójcze tempo, fakt ten jest rzecz jasna ogromnym plusem, ale jednocześnie - o ironio! - przekleństwem. Bo reszta materiału - na szczęście, z wyjątkami - nie bardzo potrafi nadążyć. Sam gospodarz dalej radzi sobie całkiem nieźle, choć jakby z mniejszą energią i entuzjazmem, ale tego samego nie można niestety powiedzieć o warstwie muzycznej. Anonimowi w większości producenci pokazują niestety, że owa anonimowść nie jest dziełem przypadku, a popularność nie jest wcale kwestią czasu. "Clickin'", "Everything Is Good" i "Awesome" to wyroby rzemieślnicze, co najwyżej poprawne; "Turn It Up", "Blog That", "Nothing On Me" i "Bodies" (nie bardzo rozumiem, dlaczego akurat ten numer promował całość materiału) nudzą natomiast jak kanapka z masłem i serem. Drugą część "God Will'N" próbują ratować, z niezłym skutkiem, spokojnejsze "Nobody Knows" (tylko ten Future...) i "What I Want", a przede wszystkim - "Wanna Be Me" i "Shootem Up", które energią i poziomem wykonania przypominają utwory z początku albumu.

Pamiętacie taki film z początku lat 90., w którym to grana przez Stevena Seagala postać obudziła się z trwającej ileś tam lat śpiączki i po jakimś czasie rozwaliła wszystkich zabójców swojej żony? No właśnie - po jakimś czasie. Nawet Steven Seagal, powtarzam: nawet Steven Seagal!, potrzebował trochę czasu na powrót do optymalnej formy. Dajmy zatem szansę i Santanie. Kto wie, może nadchodzącym "Born to Lose, Built to Win" Juelz zemści się na niedowiarkach i zaatakuje albumem, który podbije podsumowania roku 2013? Za "God Will'N" trzy z plusem, mogło być lepiej, mogło być gorzej, ale ja nie mam żadnych wątpliwości: that's what the game's been missing!

Nalesnik
Street Abiding Hustla to co jak nie jego materiał? Jesli liczysz ten mixtape jako powrót to czemu pomijasz ten z 2010 i pierdolisz o jakiejs wieloletniej nieobecnosci? Okres najwiekszej popularnosci to 2005-6 wiec nie wiem czy to taka pierwsza polowa xxi wieku
Mateusz Marcola
"Jesli liczysz ten mixtape jako powrót to czemu pomijasz ten z 2010 i pierdolisz o jakiejs wieloletniej nieobecnosci?" - z tego prostego względu, że "Street Abiding Hustla", w przeciwieństwie do "God Will'N", było zwykłym bootlegiem.
Anonim
Dużo lepsza recenzja od tej Mateusza Nataliego. Bardzo lubię Juelza i czekam na jego kolabo z Weezym jak pojebany. God Will'n miało swoje przebłyski, ale wydaje mi się, że to tylko przedsmak tego co zobaczymy na BTLBTW. Jak dla mnie 4-/3+
roman
jesli dla ciebie bodies czy blog that to słabe numery, to musielismy sluchac innego mixtape'u

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>