Lupe Fiasco "Food & Liquor II: The Great American Rap Album" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2012-12-14 16:00 przez: Marcin Natali (komentarze: 7)

Z premierą "Food & Liquor II", drugiej części jednego z bezsprzecznie najlepszych debiutów rapowych zeszłej dekady i jednej z płyt, którym wystawiłbym ocenę maksymalną, wiązałem osobiście duże nadzieje. Podobnie jak większość fanów "klasycznego" Lupe Fiasco, rozczarowanych poprzednim LP rapera "Lasers"… Po długo zapowiadanym "F&L2" oczekiwać mogliśmy powrotu do muzycznych korzeni artysty, odejścia od stricte mainstreamowego brzmienia, narzuconego mu przez wytwórnię Atlantic i ponownego postawienia na treść i lirykę. Czy rzeczywiście jest tak jak się spodziewaliśmy a "F&L2" sprostało niezmiernie wysokim oczekiwaniom?

Sądzę, że bez zbędnego przeciągania można stwierdzić… Panie i Panowie, Lupe is baaaack! "Food & Liquor II: The Great American Rap Album" to krążek różniący się znacząco od trzech dotychczasowych płyt w dorobku chicagowskiego MC, zarówno muzycznie, jak i lirycznie. Brzmienie całości dobrze zapowiada otwierający płytę (pierwszy po intrze) utwór "Strange Fruition" na bicie niezawodnego kompana Lupe -  Soundtrakka. Melodyjne, wzniosłe smyczki w połączeniu z mocną perką tworzą dobre tło dla celnych wersów o kondycji współczesnej młodzieży i społeczeństwa amerykańskiego.

A swindled generation with no patience, full of swag
Man, they so impatient with the stations that they have
As long as they look good when they be doin’ bad
Then the separation from the truth is gettin’ vast, fast...

Nie bez powodu w końcu artysta dodał do tytułu drugi człon "The Great American Rap Album". Nie chodziło o stwierdzenie, że Lupe nagrał wspaniały album (no dobra, może nie tylko). Głównym tematem tej płyty jest właśnie Ameryka, jej problemy, społeczeństwo, historia, polityka, codzienność. Z tego powodu każdy tekst, każda zwrotka, każda linijka jest tu na wagę złota. Lupe pisał tę płytę tak, jakby miał ostatni zeszyt  i ostatni długopis – nie zmarnował ani wersu. Wiele tekstów jest tu porządnie zagmatwanych, a raczej tak zbudowanych, że dopiero po uważnym prześledzeniu tekstu i sprawdzeniu nieznanych pojęć/słów łapiemy sens kawałka.  Za to jednak kochamy muzykę Lupe i w tym tkwi cała przyjemność. Jak w kilku wersach skrytykować ignoranckie zachowanie i pusty, materialistyczny przekaz masy święcących obecnie triumfy raperów, oraz pokazać niebezpieczne konsekwencje tego trendu?

I can’t listen if you ain’t sayin’ shit
And recognize all this emptiness is dangerous
Ain’t buildin’ up they confidence, we teachin’ ‘em that they ain’t shit
If they ain’t got the latest that they saw on someone famous
Mercy of the Lord on this double-edged sword
Instead of askin’ where the hoes is
Maybe maybe we could ask for roses

Powyższy cytat, pochodzący z trzeciego na płycie "ITAL (Roses)" to tylko jeden z wielu ważnych fragmentów, traktujących o złym wpływie popkultury na młodzież. Wystarczy wspomnieć singlowe "Bitch Bad", numer ukazujący szerszą perspektywę bezmyślnego rzucania w kawałkach słowem "bitch"Oczywiście i tym razem nie mogło się obyć bez bardziej kontrowersyjnych kwestii, takich jak poruszone w "Lamborghini Angels" sprawy molestowania dzieci przez katolickich księży i zabójstwa kilku afgańskich cywili przez amerykańskich żołnierzy w Afganistanie (Maywand District murders). To jednak nie wszystko. Warto zwrócić też uwagę na zawarte w trzeciej zwrotce "ITAL (Roses)" wyjaśnienie przez Lupe, czemu nazwał prezydenta USA terrorystą i z jakiego punktu widzenia wychodził:

But my tone was like an Afghani kid without a home
Blew that bitch up with a drone
An Iraqi with no daddy, Palestinian throwing stones
The fuck you think they call him, I’mma leave that all alone

Na "F&L2" znalazł się też prawdopodobnie najsmutniejszy i najbardziej osobisty numer, jaki Lupe kiedykolwiek nagrał. Mowa o "Cold War", dedykowanym Esco, zmarłemu tragicznie przyjacielowi rapera. Organy w tle tworzą odpowiedni klimat, w zwrotkach słychać ból, żal, tęsknotę, a sam Lu nie może się powstrzymać przed opowiedzeniem kilku wspomnień związanych z Esco… Jednym z najlepszych lirycznie numerów na płycie jest też "Unforgivable Youth", w którym Lu opisał prawdziwą, brutalną historię początków nowożytnej Ameryki, poczynając od przybycia pierwszych osadników europejskich i zapoczątkowania terroru wobec rodowitych Indian, poprzez handel niewolnikami, degradację środowiska i rozwój nowoczesnych fabryk… Największe wrażenie wywiera jednak ostatnia zwrotka, nie stanowiąca opowieści o przeszłości, a będąca spojrzeniem na dzisiejszą Amerykę z perspektywy przyszłych archeologów, przekopujących te tereny w odległej przyszłości i wnioskujących o współczesnej cywilizacji. Czapki z głów, Panie Fiasco. WOW.

Żeby jednak nie przerazić/zrazić was nadmiarem treści i powagi, to zaznaczę, że na "F&L2" znajdziemy też numery  luźniejsze, bardziej pogodne. Daniem głównym w tej kategorii będzie wspaniałe, niezwykle przyjemne dla ucha "How Dare You" z gościnnym udziałem świetnego Bilala na refrenie. Utwór z gatunku damsko-męskich, kulturalny, spokojny, pełen pozytywnej energii a zarazem nie przesłodzony, coś na kształt drugiej części "Sunshine" z debiutu Lu.  Oprócz tego mamy też kawałki bangerowe, prezentujące czyste skillsy rapowe reprezentanta Chicago, jak kozackie "Put 'Em Up" (flow w 3 zwrotce!). Na ogół jednak, przywołując tytuł jednego z utworów – form follows function, czyli nieprzeciętne flow i technika są podporządkowane treści, nie stanowią celu same w sobie, są jedynie środkiem.

Producencko "F&L2" prezentuje się bardzo dobrze, jest ciekawie, dość nowocześnie, z elementami klasycznego brzmienia (piękne nawiązanie do "T.R.O.Y." w "Around My Way (Freedom Ain't Free)"), ale w żadnym numerze na szczęście bit ani refren nie przyćmiewają gospodarza (jak to miało miejsce momentami na "Lasers"). No może z wyjątkiem dobrego, aczkolwiek średnio pasującego moim zdaniem do całości "Battle Scars", w którym wokal Guya Sebastiana dominuje. To jednak jedyna rzecz, do której mogę się jako tako przyczepić. No może jeszcze jako fan nie pogardziłbym większą ilością produkcji Soundtrakka… Ale uczciwie należy przyznać, że wszyscy producenci dali radę a płyta brzmi spójnie.

"Food & Liquor II: The Great American Rap Album" to zdecydowanie najpoważniejszy album w dorobku Lupe Fiasco. Po wielokrotnym odsłuchu krążka doszedłem nawet do wniosku, iż ta czarna okładka pasuje do niej bardzo dobrze – wszystko każe nam tu się skupić na słowach, wypowiadanych przez artystę. W książeczce nie znajdziecie żadnych zdjęć do pooglądania, a jedynie 8 pustych, jednakowych, niezapisanych czarnych stron... Może to i lepiej w erze, gdzie coraz mniej osób przykłada wagę do tekstów i tego co MC ma do powiedzenia, a coraz większą rolę odgrywają producenci… 

Całościowo druga część "Food & Liquor" wypada bardzo dobrze, i zdecydowanie stanowi jedną z najbardziej wartościowych płyt tego roku. Obraz Ameryki i tamtejszego społeczeństwa, jaki wyłania się z analiz Lupe, nie napawa optymizmem, sporo tu gorzkiej prawdy i refleksji nad dzisiejszym światem. Nie jest to album łatwy w odbiorze, nie przypadnie do gustu każdemu. Ale przecież nie taki był cel. Jak mówi sam Lu w zamykającym krążek "Hood Now": "1 for the ghetto, 2 for the hood, 3 for the all, 4 for the good". Przełóżcie te cyfry na poszczególne albumy rapera w kolejności jak się ukazywały, i macie odpowiedź… To płyta dla osób szukających czegoś więcej, pozytywnych wartości, życiowych lekcji, niewygodnych faktów, kolejnego skrawka wiedzy, czegoś, co skłania do myślenia… Płyta przypominająca, jaką siłę może mieć muzyka rap. To album zupełnie odmienny w charakterze od debiutanckiego "Food & Liquor", ale przecież i sam Lupe zdążył się w ciągu tych 6 lat zmienić, jako człowiek i artysta. Ja jednak jestem bardzo zadowolony z finalnego efektu i kierunku, który obrał tym razem raper i z czystym sumieniem wpisuję mocną szkolną piątkę.

Spencerski
To zdanie z ostatnim długopisem i ostatnim zeszytem zajebiste. Puszczę sobie jakiś kawałek na próbę.
t00d
No w końcu :) Czekam jeszcze na Kendrick'a, i mogę umierać
Krueger
haha wy sobie robicie zarty Simpson dostaje 4 a lupe z ta plyta 5 hahaha co za strona...
t00d
Simson nawet nie stał przy Lupe, recenzja dobra, chociaż 5 to może rzeczywiście za dużo, po Poo Bear trochę zepsuł.
cancer4cure
przecież Poo Bear spierdolił każdy kawałek na tej płycie, a w recenzji ani słowa o tych kilku do bólu przesłodzonych, mdłych trackach. No i oczywiście tempo recenzji godne pozazdroszczenia, recka Kendricka pewnie w przyszłym roku, co chłopaki?
QWERT731
@cancer4cure podbijam w sumie bo oprócz faktycznie mega konkretnych tracków nie bałbym się napisać najlepszych w jego karierze są pop cukierkowe tracki, które bez mrugnięcia okiem bym wypierdolił z tego albumu.
lupe fiasco płyta roku
a od debiutu 6 lata, a nie 8

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>