Tyga "Careless World: Rise Of The Last King" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2012-09-06 16:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 6)
Czy ktoś tego chce czy nie - Young Money to w ostatnich latach prawdziwa mainstreamowa kopalnia diamentów. Lil Wayne - multiplatyna. Drake - platyna. Nicki Minaj - platyna. Inną ciekawą postacią w tym gronie jest 23-letni Tyga, który w ostatnim czasie zadebiutował w końcu oficjalnym wydawnictwem. Czy spełnia ono oczekiwania?
Szczerze - moje znacznie przerasta. Od jakiegoś czasu uważałem, że zwierzak z YM nie przeskoczy już nigdy swojego opus magnum sprzed 3 lat - "Cali Love" a kolejne, coraz bardziej nijakie minimalistyczne cykające bangery tylko mnie w tym utwierdzały. Tymczasem numery takie jak "Rack City" nijak nie oddają klimatu tego albumu. Jest różnorodnie, nowocześnie, ale zarazem momentami klasycznie ("Kings & Queens" z Wale i Nasem). Bangerowo i imprezowo, ale i szczerze i osobiście. Trochę muzyki do dobrej zabawy, trochę hymnów damsko-męskich (radiowe "Far Away" czy klimatyczne "Love Game"), trochę ekshibicjonizmu i czystych emocji (niesamowite "Let It Show" z J.Cole'em, dla mnie ścisły top tegorocznych tracków). Momenty dobre i bardziej pozytywne ("This Is Like" z Robinem Thicke'em), jak i te negatywne - jak to w życiu.

Tyga nie jest osobowością pokroju Weezka czy Drake'a, nie ma mega oryginalnego i charakterystycznego stylu - ale w każdym z aspektów rapowego warsztatu jest naprawdę solidny. Począwszy od wokalu, poprzez flow, na tekstach kończąc, a poprzez zachowanie odpowiedniego balansu klimatycznego sprawia, że album nie nudzi się mimo długości ponad 20 numerów. Widać, że przyłożył się do strony lirycznej bardziej niż przy mixtape'ach (choćby wydanym dopiero co "Well Done 3") i postarał, by pokazać, że jest gościem, który odnajdzie się w różnych klimatach. Na bitach siedzi pewnie, ma coś do powiedzenia i nie daje się zdominować pierwszoligowym gościom. A nie zostać w tyle choćby na tracku z Nasem i Wale to jednak sztuka.

Jak w paru słowach podsumować można "Careless World: Rise Of The Last King"? Brak zawodu, a raczej bardzo pozytywne zaskoczenie i udany debiut, będący zarazem jedną z ciekawszych mainstreamowych propozycji pierwszego półrocza, która powinna (choć może nie w całości) przypaść do gustu także fanom bardziej "niezależnych" brzmień. Mocne cztery z plusem i gwiazdka jakości dla "Let It Show" (Cool & Dre co za bit, Tyga i Cole co za zwrotki!), które stało się dla mnie swoistym powerplayem lipca.








lq
Jak on nie ma charakterystycznego stylu to ja jestem ksiadz
Whigga
hahahahaha 4+ chyba was pojebalo... 3 na szynach jak nic a poza tym cale ym jest chuja warte przy dzisiejszych perelkach :)
Slaughter
ym poza łejnem bustą i cory gunzem nie ma nic do zaoferowania ;)
3tana
Muszę jeszcze raz sięgnąć po ten album :) Wydawał się w miarę ok. Też przykułem uwagę do numerów z Nasem/Wale i J. Colem. Kolega Slaughter zapomniał o Drake'u - sam go na począku nie lubiłem, ale według mnie to najciekawsza postać w YM. Wayne o ile na albumie potrafi jakoś się ogarnąć nagrywa mnóstwo słabych traków. A Busty pod szyldem YMCMB nie słyszałem jeszcze więc się nie wypowiadam. Aczkolwiek to kultowa postać rapu:) Cory Gunz świetny. Panna Minaj to Wizzy wersja Female - dziwacznie wygląda, potrafi zaskoczyć, ale nagrywa też i szajs:P Pozdrawiam PS: PYTAM PO RAZ 4 JAK TU ODZYSKAĆ HASŁO DO KONTA, TO JEST JAKAŚ KPINA BY NIE BYŁO PRZYPOMINAJKI...!!!
Killa.Calli
Zgodzę się że Tyga to teraz jeden z nielicznych raperów mainstreamowych który może zaskoczyć czymś na dobrym poziomie. Tyga jak dla mnie jest roz.pierdalator,well done 3 kozak a kawałek switch lane zamiata wszystko. Drugą postacią jaką widzę na tej scenie jest Meek Mill :) Pzdr
RealM
Płyta na 5+. Jak zwykle zachwycacie się najsmutniejszymi kawałkami z płyty.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>