Lupe Fiasco "Lasers" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2011-07-15 16:00 przez: Marcin Natali (komentarze: 10)
"Dobra, Panowie, kto chciałby napisać recenzję ostatniej płytki Lupe? - Ja nie. - Ja też odpadam. - Chciałem, ale nawet nie dobrnąłem do końca płyty." - Tak wyglądał dialog wewnątrz naszej skromnej redakcji po usłyszeniu "Lasers". Kto by się spodziewał, że tak mocno oczekiwany trzeci solowy krążek jednego z bardziej utalentowanych i propsowanych MC's młodego (w miarę) pokolenia wywoła tak wiele negatywnych reakcji? Że raper zamiast przyjęcia podobnego jak w przypadku "Food & Liquor" i "The Cool" spotka się raczej z falą krytyki, i to ze strony swoich największych fanów?

Recenzje, jakie zebrało "Lasers" były różne, mieszane - z jednej strony dużo osób mówiło, że to nie jest nawet album Lupe, a Atlantica, że "Lupe się sprzedał" itd. Z drugiej strony zdarzały się osoby twierdzące, że to jeden z lepszych mainstreamowych albumów ostatnich lat. Kiedy wreszcie dorwałem "Lasers" w sklepie po mocno okazyjnej cenie, postanowiłem sprawdzić to na własną rękę i przekonać się, którym opiniom bliżej do prawdy.
Jako wielki fan Lupe oczekiwałem na ten album z niecierpliwością, a kolejne single podgrzewały moje zainteresowanie. Choć "The Show Goes On" i "Words I Never Said" to numery inne brzmieniowo od tych z pierwszych 2 płyt Lupe, to cały czas uważam je za bardzo dobre kawałki i udane single. "All Black Everything", wypuszczone tuż przed premierą płyty, zdawało się utwierdzać mnie w przekonaniu, że Lupe jest w formie a "Lasers" może być jedną z lepszych płyt tego roku. Czy tak jest naprawdę?

Niestety, z przykrością stwierdzam, że nie. Roczarowanie? Coś w tym stylu. Porażka, dno, żenada? Nie, bez przesady. "Lasers" to cały czas niezły mainstreamowy album, zawierający numery przyjemne, wpadające w ucho przeciętnego słuchacza. Znajdziemy tu kawałki naprawdę dobre, brzmiące jak klasyczny Lupe Fiasco - przykładem może być świetne lirycznie i oryginalne "All Black Everything" lub "Till I Get There". Całkiem dobrze Lupe odnajduje się też na niektórych mainstreamowych bitach - bardzo dobre "The Show Goes On", mocne "Words I Never Said" czy energiczne i świeże "Coming Up". Raper lirycznie zdecydowanie jest w formie, co pokazał chociażby we wspomnianym już "All Black Everything" czy też wypuszczonym w podobnym okresie luźnym numerze "SLR (Super Lupe Rap)".

"I don't care for similarities - cause I'm a pioneer not a parody"

Tak nawijał w SLR. Niestety w przypadku "Lasers" to się nie potwierdziło. Brzmienie, jakie słyszymy na "Lasers" nie należy bowiem do kategorii pionierskich i śmiało możemy je porównywać do innych nowych albumów. Niestety nie tego spodziewaliśmy się po tej płycie. Na "Lasers" znajdujemy bowiem hip-hop pełen śpiewanych refrenów i często ocierający się o pop-rap. W dużej części pewnie winę za to można zwalić na Atlantic Records, które to dosłownie kazało raperowi nagrać hitowy, mainstreamowy album (o czym sam mówił niejednokrotnie). To się udało - "Lasers" to najlepiej sprzedający się album Lupe. Jednak na pewno nie najlepszy.

Wśród największych wad albumu można wymienić zdecydowany nadmiar śpiewanych refrenów - Lupe sam występuje w refrenie jedynie w 2 numerach. Nie chodzi nawet o sam fakt śpiewanego refrenu, ale sposób,wykonania - o ile w "The Show Goes On" czy"Out Of My Head" wyszło całkiem fajnie, to w "Beautiful Lasers" czy "Break The Chain" już nie. Po drugie, zbyt dużo tu elementów pop-rapu. Trzecią wadą jest brzmienie. Brzmienie momentami niedopasowane do tekstu i przytłaczające samego rapera, jak to chociażby miało miejsce w "Beautiful Lasers", gdzie refren nijak nie pasuje do tekstu utworu. Poważny rap, mówiący o depresji i myślach samobójczych na pewno nie powinien się znaleźć w takiej otoczce muzycznej. Atlantic chyba był jednak zdeterminowany wyprodukować jak najwięcej hitów. Rezultaty są takie, że często dobre wokale Lupe są przytłoczone przez nadmiernie rozbudowane, mocno mainstreamowe podkłady, i zbyt popowe refreny. Chociażby takie "Break The Chain" brzmiałoby o niebo lepiej bez tego miałkiego refrenu, wtedy numer miałby kopa.

Brakuje w tej płycie brudnych bębnów, soulowych sampli, takiego brzmienia, za które pokochaliśmy muzykę Lupe. Brakuje tu głównego producenta i prawej ręki rapera czyli Soundtrakka, który odpowiedzialny jest m.in. za "Kick, Push", "Paris Tokyo", "Superstar" i "Hip Hop Saved My Life". Raper sprawdzał się bowiem zawsze najlepiej na dobrych, ale nie nadmiernie przesadzonych podkładach - chociażby takie "Kick, Push" - prosty, klasyczny bit i kozacki numer. Oczywiście nie można oczekiwać, aby MC ciągle robił takie same kawałki i nie szedł w ogóle do przodu - jasne, trzeba się rozwijać. Tyle, że w przypadku "Lasers" mam niemiłe wrażenie, że do tego "rozwoju" został niejako zmuszony przez wytwórnię.

Podsumowując, "Lasers" to album skierowany bardziej do szerszej publiczności, niekoniecznie do największych fanów "Food & Liquor". Abstrahując od tego, czego się spodziewaliśmy po Lupe, to ciągle niezły mainstreamowy album, na którym znajdziemy kilka naprawdę fajnych momentów. Jeśli ktoś ma luźniejsze podejście do hip-hopu i lubi posłuchać pogodnego, pozytywnego rapu z przesłaniem na mainstreamowych bitach, ten album mu się spodoba. Nie jest to jednak płyta dla wszystkich, a na pewno nie może służyć raperowi jako kropka nad "i" i zamknięcie trylogii jako ostatni rodział po "Food & Liquor" i "The Cool". W moim mniemaniu bowiem "Lasers" plasuje się na ostatniej pozycji w dyskografii rapera, za "The Cool" i wciąż moim ulubionym debiutem Lupe. Nie jest to więc 100% możliwości Lupe i stać go na dużo więcej (choć tekstowo i rapowo odwalił tu niezłą robotę). Całościowo "Lasers" zasłużyło sobie w skali szkolnej jedynie na trójkę z plusem. Panie Fiasco, mam nadzieję, że następnym albumem wrócisz w podobnym stylu jak Twój chicagowski bohater MJ w 1995 roku i wreszcie zamkniesz usta wszystkim tym, którzy już Cię skreślili.

Anonim
Ten album obrazuje to co sie dzieje z dzisiejszym hh : > Tyle w temacie.
yo
O ile dobrze kojarzę, to Lupe w ogóle nie chciał robić tego albumu, ale "kontrakt na trzy płyty" to kontrakt na trzy płyty. Szkoda chłopaka, bardzo utalentowany, dobrze pisał i naprawdę radził sobie też na bardzo "połamanych bitach" (vide Go Go Gadget Flow). Zrobiłby spokojnie hitowy album, ale pchnięty w trochę inną stronę "hitowości" niż chciała wytwórnia. Jeżeli nagra coś jeszcze niezależnie, na pewno sprawdzę.
Słuch
myślałem, że ten album jest z tamtego roku - już mi się dawno temu osłuchał
dupa
nie chciałbym krytykować autora bo pewnie sam nie napisałbym recenzji, ale ten tekst jest mocno średni. Mało konkretów i dużo powtórzeń tego samego zwrotu ("śpiewane refreny", "popowe refreny").
b33
za to okładka albumu bardzo do mnie przemawia (zresztą jak i poprzednie). ma chłopak nosa do fajnych coverów
WisnioWy
Z tego co pamietam, to Lupe w jakims wywiadzie mowil, ze wytwornia mocno ingerowala, co do zawartosci albumu, co mu sie nie podobalo i nie jest z tej plyty zadowolony. Mowil takze, ze wyda niedlugo po tym drugi album, ktory bedzie w 100% jego wlasnym dzielem. OBY!
Wojciech Graczyk
@WisnioWy To prawda co mówisz. Tytuł tego albumu to "Food and Liquor II" i coś już jest nagrane na tę płytę.
Anonim
@dupa kolo kogo obchodzą takie bzdety, chce tylko wiedzieć czy siegnąć po plytke czy też nie. jak dla mnie dobra recenzja, opinia "słuchacza dla słuchacza", rownież zauważyłem,że autor starał się przekazać swoje odczucia i jednoczesnie oddać obiektywizm, piszac również jak inni skomentowali ten album. oby takich recenzji było więcej a nie tekscik pełny ładnych określeń które mają podkreślić że recenzent to wyjątkowy znawca rapu... a jak zwykle wychodzi ze to tylko gadanie o dupie Maryny. ja sobie daruje ten albumik lupe i poczekam na Food and Liquor II gdzie uslyszymy prawdziwego lupe fiasco a nie takiego na jakiego go kreuje wytwornia.
Anonim
Ogólnie płyta mocno mnie zawiodła, choć IMO jest kilka dobrych tracków, a nawet jeden wybitny ("Words I Never Said"). 3.
Anonim
Bez przesady, to kawał dobrego mainstreamu. Liczylem na coś lepszego, źle nie jest, choć z playlisty koniecznie trzeba było parę tracków wyrzucić. Ode mnie cztery, ale to była płytą której słuchałem wiosną i jej pogodne, ciepłe brzmienie wyjątkowo współgrało ze słonecznym kwietniem w Krakowie

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>