Marcin Natali podsumowuje rok i dekadę

dodano: 2011-02-24 19:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 4)

Podsumowanie dekady - moje ulubione płyty 2001-2010 - TOP 12:

- Lupe Fiasco - "Lupe Fiasco's Food & Liquor" (2006) - Jedna z pierwszych płyt, o których pomyślałem w kontekście moich ulubionych albumów minionej dekady. Od pierwszego singla, jaki usłyszałem "Kick, Push" z niecierpliwieniem czekałem na całość. Kozacki album od pierwszego do ostatniego kawałka. Świetne teksty, klasyczne a zarazem świeże brzmienie, featuringi m.in. Jay-Z oraz Jill Scott jako wisienka na torcie. Pozycja obowiązkowa!

- Arrested Development - "Since The Last Time" (2006) - Kolejny pewniak jeśli chodzi o moje Top dekady. Mój ulubiony zespół powrócił w wielkim stylu, nie tracąc nic z dawnych zalet. Mnóstwo pozytywnej energii, genialnych kompozycji oraz wokale jak zawsze niezawodnego Speecha - czego chcieć więcej?

- Pimp C - "Pimpalation" (2006) - Naprawdę kozacki album, moim zdaniem czołówka dekady jeśli chodzi o Dirty South. Niesamowita charyzma, bezczelna pewność siebie oraz własny niepodrabialny styl Pimpa C ("Pimp C, biiiitch!") w połączeniu z tłustymi południowymi bangerami tworzą mieszankę wybuchową. Dodajmy do tego liczne featuringi czołowych graczy z Południa Stanów oraz takie perełki jak "Overstand Me", "I'm Free" czy końcowe "I Miss U" i mamy album, obok którego nie można przejść obojętnie. R.I.P. Pimp C.

- T.I. - "King" (2006) - Kolejny południowy klasyk i płyta, na której T.I. w pełni rozwinął swój styl i dał solidne podstawy do tytułowania siebie Królem Południa. Może o parę numerów za długa, ale na pewno kompletna - mamy tu wszystko czego dusza Południowca zapragnie. A takie numery jak "Top Back", "Front Back" czy "Ride Wit Me" rozwalają system (radzę podgłośnić). What you know about that?

- Jay-Z - "The Black Album" (2003) - Definicja słowa klasyk. Shawn Carter w szczytowej formie, cała śmietanka najlepszych producentów początku XXI wieku oraz poczucie, że wszyscy dają tu z siebie wszystko. To w końcu miało być pożegnanie Jay'a ze sceną.. Nie wierzę, aby ktokolwiek czytający ten opis nie znał tego albumu, ale jeśli tak to rozkazuję polecam jak najszybciej nadrobić zaległości.

- Nas - "God's Son" (2002) - Od początku układania tej listy wiedziałem, że kto jak kto, ale Nasir Jones musi się tu znaleźć. Nie byłem tylko pewien który z jego klasyków wybrać. God's Son to chyba moja ulubiona całościowo płyta Nasa (jedynym zbędnym numerem jest jak dla mnie "Zone Out"). Mniej surowa niż "Stillmatic", jeszcze bardziej osobista i pełna ciekawych konceptów. Jakąś rolę odegrał też sentyment i fakt, że pamiętam bardzo dobrze jak klipy do "I Can", "Made You Look" czy "Get Down" latały na okrągło w TV.. (pozdro MTV Base)

- eMC - "The Show" (2008) - Wybitny Masta Ace, świetny Wordsworth oraz bardzo dobrze spisujący się Punchline i Stricklin. Wszyscy dający z siebie po 110%, mnóstwo słyszalnej pasji, zajawki i chemii na mikrofonie. Niesamowite bity, z jednej strony soczyste, obfitujące w punche bangery, a z drugiej numery poruszające i pełne emocji ("Feel It", "U Let Me Grow"!). 100% czysty Hip-Hop.

- Wade Waters - "Dark Water" (2006) - Tej płyty w moim Top 11 dekady nie mogło zabraknąć (byłbym hipokrytą twierdząc, że nie katowałem jej równo, jarając się za jak dziecko). Zapewne wielu z Was nie ma pojęcia o tym duecie (sam dowiedziałem się o nich przypadkiem w 2006 roku). Wade Waters to dwóch kozackich MC's: Soulstice i Haysoos, reprezentujących klasyczny east-coastowy hip-hop, z naciskiem na treść, warstwę liryczną i techniczną. Chemia na tym albumie jest niesamowita, obaj MC's uzupełniają się perfekcyjnie. Dodajmy do tego genialne bity (wzorcowy przykład pomysłowego wykorzystania soulowych sampli) oraz featuringi AZ i Cuban Linka i mamy album, który w moim radiu gościł baaaardzo często i nadal słucham go z ogromną przyjemnością. Stokrotne polecam!

- Mojoe - "Classic.Ghetto.Soul" (2006) - Jedna z najbardziej oryginalnych i niestety w takim samym stopniu przegapionych płyt dekady. Kawał genialnej muzyki, prawdziwa perełka. Mojoe to pochodzący z San Antonio w Texasie duet, na który składają się Tre i Easy Lee. Obaj panowie zarówno śpiewają, jak i rapują, ciężko nawet ocenić, co wychodzi im lepiej. Określani połączeniem Outkastu i The Roots, z domieszką własnego stylu - opartego na ciepłym, pełnym soulu oraz żywych instrumentów brzmieniu. Styl niemożliwy do podrobienia. Idąc za tytułem drugiego na płycie kawałka - True Jewels.

- DJ Jazzy Jeff - "The Magnificent" (2002)/ "The Return Of The Maginificent" (2007) - Dwie kozackie płyty producenckie jednego z moich ulubionych DJ'ów i zarazem producentów. Kawał świetnej muzyki, ukazujący całe spektrum i wszechstronność gospodarza. Pomimo gościnnych udziałów wielu różnych artystów (m.in. Jill Scott, J-Live, Method Man, CL Smooth, Big Daddy Kane, Raheem DeVaughn) oba krążki brzmią spójnie i wyjątkowo. Obie też mają niesamowity klimat - po prostu siadasz w fotelu i na zmianę bujasz głową i odpływasz. Piękna muzyka. (a "For The Love Of The Game" mistrz!)

- The Coup - "Pick A Bigger Weapon" (2006) - Rap, funk i jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru, za które odpowiedzialny jest nikt inny jak Boots Riley. Zdecydowanie jedna z najbardziej wykręconych ekip w rapie (obecnie już tylko duet - Boots Riley i Pam The Funkstress). To, co znajdziemy na tym albumie to genialna warstwa muzyczna, błyskotliwe, zgryźliwe polityczne komentarze wycelowane w Busha Juniora oraz oryginalne i przyprawiające o uśmiech na twarzy patenty na kawałki. Już sama okładka pokazuje, że mamy do czynienia z nie byle kim. Wątpię, żeby The Coup udało się jeszcze przeprowadzić tę upragnioną rewolucję, choć z taką dawką inteligencji, pomysłowości i energii, jaką prezentuje Boots Riley, nie byłaby to Mission Impossible.. (Aha, no i na zachętę - "My Favorite Mutiny" feat. Black Thought & Talib Kweli)

- Twista - "Kamikaze" (2004) - Świetny mainstreamowy album, zarówno pod względem skillsów, oryginalności jak i potencjału hitowego (wspomnijmy chociaż "Slow Jamz" z Kanye Westem i Jamie Foxxem). Płyta bardzo różnorodna, a zarazem spójna - mocne  uderzenie ze strony Pana Tung Twisty, przysłowiowe "wejście z buta".
 
Wyróżnienia:

- K'Naan - "Troubadour" (2009) - Somalijski artysta, określany między innymi połączeniem Wyclefa Jeana i Q-Tipa, opowiada tu swoją (fascynującą już samą w sobie) historię, a robi to w sposób magiczny. Świetna robota.
- Rhymefest - "Blue Collar"
(2006) - Album bardzo mocny zarówno rapowo, jak i muzycznie, równy całościowo, ale z jakimi przebłyskami!
- Chamillionaire - "Ultimate Victory" (2007) - Drugie solo houstońskiego MC, bardziej liryczne niż pierwsza płyta, równiejsze. Aha, no i jakie flow!

Podsumowanie roku 2010 - moje ulubione płyty - TOP 11:

- Big Boi - Sir Luscious Left Foot... The Son Of Chico Dusty
- Nas & Damian Marley - Distant Relatives
- Cymarshall Law - Freedom Express Line
- B.o.B - The Adventures Of Bobby Ray
- Speech - The Grown Folks Table [ostatnia solowa płyta lidera Arrested Development]
- Black Milk - Album Of The Year
- J. Nolan - Broken Dreams [ściągnij]
- Add-2 - Tale Of Two's City vol.4: Better Days [ściągnij]
- Soulchef - Escapism
- The Roots - How I Got Over
- J.Cole - Friday Night Lights

Komentarz: Po pierwsze, jak widać skupiłem się na amerykańskim rapie, gdyż w większości to on okupuje moje głośniki. Po drugie, powyższe albumy nie są wymienione w kolejności. Po trzecie, wielu głośnych płyt z roku 2010 nie przesłuchałem (brak czasu/okazji) więc proszę się nie dziwić, że czegoś nie ma. Wypisałem te, które w tym roku sprawiły mi najwięcej frajdy i stały się przyjemną ścieżką dźwiękową wielu moich dni. Po czwarte, jak napisałem są to po prostu moje ulubione płyty, więc ranking jest w pełni subiektywny.

Anonim
Pimp C to chyba mój ulubiony raper, ale z "Pimpalation" to trochę przeginka moim zdaniem... Taka niespójna składanka, niektóre beaty zbyt, nie wiem, plastikowe.
Anonim
@Oksy - Wahałem się jeszcze nad UGK "Underground Kingz" ale w końcu zostawiłem "Pimpalation" bo w sumie słuchałem go więcej, a poza tym jest chyba mniej znane. Są tutaj i słabsze kawałki, ale ogólnie moim zdaniem bardzo przyjemny album, który bardzo dobrze reprezentuje Pimpa C :)
Anonim
Ja bez wahania dałbym "Underground Kingz", bo "Cocaine", "The Game Belongs To Me", "How Long Can It Last" czy "Shattered Dreams" zjadają pojedynczo całe "Pimpalation", mają więcej tej judżikejowej duszy. ALE TO TYLKO MOJE ZDANIE OCZYWIŚCIE :)
Anonim
Hehe racja "Underground Kingz" ma sporo kozaków ("Heaven" mega numer!). Ale jak mówię, to nie ranking najlepszych płyt tylko subiektywne zestawienie, a Pimpalation dałem na początku i już potem nie zmieniałem choć równie dobrze mogłoby być i UGK na miejsce tej płytki ;) Pimpalation jest zdecydowanie mniej znane więc może ktoś jeszcze sprawdzi dzięki temu że wypisałem ;) Pozdr

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>