Podsumowanie dekady - moje ulubione płyty 2001-2010 - TOP 12:-
Lupe Fiasco - "Lupe Fiasco's Food & Liquor" (2006) - Jedna z pierwszych płyt, o których pomyślałem w kontekście
moich ulubionych albumów minionej dekady. Od pierwszego singla, jaki
usłyszałem "Kick, Push" z niecierpliwieniem czekałem na całość. Kozacki
album od pierwszego do ostatniego kawałka. Świetne teksty, klasyczne a
zarazem świeże brzmienie, featuringi m.in. Jay-Z oraz Jill Scott jako
wisienka na torcie. Pozycja obowiązkowa!
-
Arrested Development - "Since The Last Time"
(2006) - Kolejny pewniak jeśli chodzi o moje Top dekady. Mój ulubiony
zespół powrócił w wielkim stylu, nie tracąc nic z dawnych zalet. Mnóstwo
pozytywnej energii, genialnych kompozycji oraz wokale jak zawsze
niezawodnego Speecha - czego chcieć więcej?
-
Pimp C - "Pimpalation" (2006) - Naprawdę kozacki album, moim zdaniem czołówka dekady jeśli
chodzi o Dirty South. Niesamowita charyzma, bezczelna pewność siebie
oraz własny niepodrabialny styl Pimpa C ("Pimp C, biiiitch!") w
połączeniu z tłustymi południowymi bangerami tworzą mieszankę wybuchową.
Dodajmy do tego liczne featuringi czołowych graczy z Południa Stanów
oraz takie perełki jak "Overstand Me", "I'm Free" czy końcowe "I Miss U"
i mamy album, obok którego nie można przejść obojętnie. R.I.P. Pimp C.
-
T.I. - "King"
(2006) - Kolejny południowy klasyk i płyta, na której T.I. w pełni
rozwinął swój styl i dał solidne podstawy do tytułowania siebie Królem
Południa. Może o parę numerów za długa, ale na pewno kompletna - mamy tu
wszystko czego dusza Południowca zapragnie. A takie numery jak "Top
Back", "Front Back" czy "Ride Wit Me" rozwalają system (radzę
podgłośnić). What you know about that?
-
Jay-Z - "The Black Album"
(2003) - Definicja słowa klasyk. Shawn Carter w szczytowej formie, cała
śmietanka najlepszych producentów początku XXI wieku oraz poczucie, że
wszyscy dają tu z siebie wszystko. To w końcu miało być pożegnanie Jay'a
ze sceną.. Nie wierzę, aby ktokolwiek czytający ten opis nie znał tego
albumu, ale jeśli tak to rozkazuję polecam jak najszybciej nadrobić
zaległości.
-
Nas - "God's Son" (2002) - Od początku układania tej listy wiedziałem, że kto jak kto,
ale Nasir Jones musi się tu znaleźć. Nie byłem tylko pewien który z jego
klasyków wybrać. God's Son to chyba moja ulubiona całościowo płyta Nasa
(jedynym zbędnym numerem jest jak dla mnie "Zone Out"). Mniej surowa
niż "Stillmatic", jeszcze bardziej osobista i pełna ciekawych konceptów.
Jakąś rolę odegrał też sentyment i fakt, że pamiętam bardzo dobrze jak
klipy do "I Can", "Made You Look" czy "Get Down" latały na okrągło w
TV.. (pozdro MTV Base)
-
eMC - "The Show"
(2008) - Wybitny Masta Ace, świetny Wordsworth oraz bardzo dobrze
spisujący się Punchline i Stricklin. Wszyscy dający z siebie po 110%,
mnóstwo słyszalnej pasji, zajawki i chemii na mikrofonie. Niesamowite
bity, z jednej strony soczyste, obfitujące w punche bangery, a z drugiej
numery poruszające i pełne emocji ("Feel It", "U Let Me Grow"!). 100%
czysty Hip-Hop.
-
Wade Waters - "Dark Water"
(2006) - Tej płyty w moim Top 11 dekady nie mogło zabraknąć (byłbym
hipokrytą twierdząc, że nie katowałem jej równo, jarając się za jak
dziecko). Zapewne wielu z Was nie ma pojęcia o tym duecie (sam
dowiedziałem się o nich przypadkiem w 2006 roku). Wade Waters to dwóch
kozackich MC's: Soulstice i Haysoos, reprezentujących klasyczny
east-coastowy hip-hop, z naciskiem na treść, warstwę liryczną i
techniczną. Chemia na tym albumie jest niesamowita, obaj MC's
uzupełniają się perfekcyjnie. Dodajmy do tego genialne bity (wzorcowy
przykład pomysłowego wykorzystania soulowych sampli) oraz featuringi AZ i
Cuban Linka i mamy album, który w moim radiu gościł baaaardzo często i
nadal słucham go z ogromną przyjemnością. Stokrotne polecam!
-
Mojoe - "Classic.Ghetto.Soul"
(2006) - Jedna z najbardziej oryginalnych i niestety w takim samym
stopniu przegapionych płyt dekady. Kawał genialnej muzyki, prawdziwa
perełka. Mojoe to pochodzący z San Antonio w Texasie duet, na który
składają się Tre i Easy Lee. Obaj panowie zarówno śpiewają, jak i
rapują, ciężko nawet ocenić, co wychodzi im lepiej. Określani
połączeniem Outkastu i The Roots, z domieszką własnego stylu - opartego
na ciepłym, pełnym soulu oraz żywych instrumentów brzmieniu. Styl
niemożliwy do podrobienia. Idąc za tytułem drugiego na płycie kawałka -
True Jewels.
-
DJ Jazzy Jeff - "The Magnificent" (2002)/ "
The Return Of The Maginificent"
(2007) - Dwie kozackie płyty producenckie jednego z moich ulubionych
DJ'ów i zarazem producentów. Kawał świetnej muzyki, ukazujący całe
spektrum i wszechstronność gospodarza. Pomimo gościnnych udziałów wielu
różnych artystów (m.in. Jill Scott, J-Live, Method Man, CL Smooth, Big
Daddy Kane, Raheem DeVaughn) oba krążki brzmią spójnie i wyjątkowo. Obie
też mają niesamowity klimat - po prostu siadasz w fotelu i na zmianę
bujasz głową i odpływasz. Piękna muzyka.
(a "For The Love Of The Game" mistrz!)
-
The Coup - "Pick A Bigger Weapon" (2006) - Rap, funk i jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru, za które
odpowiedzialny jest nikt inny jak Boots Riley. Zdecydowanie jedna z
najbardziej wykręconych ekip w rapie (obecnie już tylko duet - Boots
Riley i Pam The Funkstress). To, co znajdziemy na tym albumie to
genialna warstwa muzyczna, błyskotliwe, zgryźliwe polityczne komentarze
wycelowane w Busha Juniora oraz oryginalne i przyprawiające o uśmiech na
twarzy patenty na kawałki. Już sama okładka pokazuje, że mamy do
czynienia z nie byle kim. Wątpię, żeby The Coup udało się jeszcze
przeprowadzić tę upragnioną rewolucję, choć z taką dawką inteligencji,
pomysłowości i energii, jaką prezentuje Boots Riley, nie byłaby to
Mission Impossible.. (Aha, no i na zachętę - "My Favorite Mutiny" feat.
Black Thought & Talib Kweli)
-
Twista - "Kamikaze" (2004) - Świetny mainstreamowy album, zarówno pod względem skillsów,
oryginalności jak i potencjału hitowego (wspomnijmy chociaż "Slow Jamz" z
Kanye Westem i Jamie Foxxem). Płyta bardzo różnorodna, a zarazem spójna
- mocne uderzenie ze strony Pana Tung Twisty, przysłowiowe "wejście z
buta".
Wyróżnienia:-
K'Naan - "Troubadour" (2009)
- Somalijski
artysta, określany między innymi połączeniem Wyclefa Jeana i Q-Tipa,
opowiada tu swoją (fascynującą już samą w sobie) historię, a robi to w
sposób magiczny. Świetna robota.
- Rhymefest - "Blue Collar" (2006) - Album bardzo mocny zarówno rapowo, jak i muzycznie, równy całościowo, ale z jakimi przebłyskami!
-
Chamillionaire - "Ultimate Victory" (2007) - Drugie solo houstońskiego MC, bardziej liryczne niż pierwsza płyta, równiejsze. Aha, no i jakie flow!
Podsumowanie roku 2010 - moje ulubione płyty - TOP 11:- Big Boi - Sir Luscious Left Foot... The Son Of Chico Dusty
- Nas & Damian Marley - Distant Relatives
- Cymarshall Law - Freedom Express Line
- B.o.B - The Adventures Of Bobby Ray
- Speech - The Grown Folks Table [ostatnia solowa płyta lidera Arrested Development]
- Black Milk - Album Of The Year
- J. Nolan - Broken Dreams [
ściągnij]
- Add-2 - Tale Of Two's City vol.4: Better Days
[
ściągnij]
- Soulchef - Escapism
- The Roots - How I Got Over
- J.Cole - Friday Night Lights
Komentarz: Po
pierwsze, jak widać skupiłem się na amerykańskim rapie, gdyż w
większości to on okupuje moje głośniki. Po drugie, powyższe albumy nie
są wymienione w kolejności. Po trzecie, wielu głośnych płyt z roku 2010
nie przesłuchałem (brak czasu/okazji) więc proszę się nie dziwić, że
czegoś nie ma. Wypisałem te, które w tym roku sprawiły mi najwięcej
frajdy i stały się przyjemną ścieżką dźwiękową wielu moich dni. Po czwarte, jak napisałem są to po prostu moje ulubione płyty, więc ranking jest w pełni subiektywny.