Hukos/Cira "Głodni Z Natury" - recenzja

kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2013-07-01 17:00 przez: Krystian Krupiński (komentarze: 4)

„To nie sweet focia na fejsiku, to pełen przykurw!” Białostocki duet raperów postanowił przy wspólnej płycie postawić na całą gamę prostych środków – nośne, koncertowe refreny, grube posse tracki z głośnymi ksywkami, bity wlatujące do ucha błyskawicznie i zmuszające jednocześnie do ruchów a’la samochodowy piesek. Środki proste – bo na ogół gwarantują sukces, którego tak głodni Hukos z Cirą.

Na paru tegorocznych duetach już zdążyłem się srogo zawieść, także i w tym przypadku nie mogę powiedzieć, że byłem pozbawiony obaw. W momencie kiedy wchodzi „Intro” – przenośnia ilustrująca może nie koncept, ale główną oś merytoryczną albumu, zgrabnie spleciona z dosłownością prozy i bezbłędna, teatralna narracja Cirsona, a zaraz potem zaledwie niezły w pierwotnej wersji „Supeł”, dzięki żywej perkusji i gitarze zyskujący na nieprawdopodobnej mocy, wiedziałem, że oni tej płyty nie spieprzyli. Oni nie mogli.

Nienachalnie nawiązujący do Naughty By Nature duet panów "głodnych z natury" ukazuje i uzasadnia obiekty swojego łaknienia. W ich sytuacji głód sukcesu i spełnienia akurat uzasadniony jest aż do przesady. Gorycz, rozczarowanie, tysiące kłód pod nogi – tyle panowie mają z tego swojego rapu. Już przez pierwsze tracki widać, że tę złą energię starają się przełożyć na dobrą, wyładowują się na bicie niczym bokser na ringu, a to, co boli, jest motywacją do dalszego działania. Mówiąc bez dozy przesady, nie chciałbym, by scena przez swoje dziwne i często alogiczne prawa straciła takich graczy, jak Cira i Hukos i całe szczęście, że oni tego również nie chcą. A refreny z „Supła”, „Widzę, spływam” i „Hajera” już wkrótce powinny nieść tłumy w wypełnionych klubowych salach, wywołując emocje przecież zgoła odmienne od zawartych w nich treści.

Raperzy są głodni przede wszystkim hip-hopu. Widać, że z niejednego pieca chleb jedli, a raczej niejedną płytę przesłuchali, niejedną zwrotkę nagrali i niejeden koncert już mają na koncie, ale pod tym względem uczucie sytości wciąż im obce. „Przeszczep” i „Nie potrzebuję tego gówna” dotykają bardziej ubytków, zgrzytów i drzazg na ukochanej kulturze, ale na szczęście potem wchodzi „Mój Ulubiony MC”, w którym MC’s zgrabnie wymieniają się czwórkami na temat swoich ulubionych MC’s, oczywiście z nieco różnych punktów widzenia. Temat koleżków, zwłaszcza na tle upływu czasu, może był przemielony wielokrotnie nawet przez samych autorów, co nie zmienia faktu, że tutaj jak dany numer ma bujać, to buja, a jak ma być chwila odpoczynku, to nie jest to chwila stracona, vide „Starzy kumple” na samplowanym majstersztyku od NNFOF czy ciepłe w przekazie i brzmieniu „Rozdaję serce”.

To, co tutaj wyprawia Cira to przechodzi ludzkie pojęcie. Jest wkurwiony, ale jemu akurat złość najwyraźniej nie szkodzi, a wręcz pomaga. Nie ma co się dziwić, mając tak zwinne flow, technikę, wrażliwość i kumatą głowę sam bym się wkurzał, patrząc na niespełna 14 tysi fanów. Zaś na miejscu Hukosa naprawdę miałbym mieszane uczucia – no bo mieć kogoś takiego za kompana to skarb i z korzyścią dla projektu, a z drugiej strony niedźwiedzią przysługą jest tak szaleć, by potem kolega musiał naprawdę mocno się starać, by nie zostać za bardzo w tyle. I owszem, pokombinował Huk z techniką, na bicie siedzi pewnie, myśli wyraża klarownie, mimo to chyba nie uda mu się ukryć, że tę swobodę poruszania się po podkładach Ce Do Pe ma po prostu… w naturze.

Właśnie, podkłady. Ciężko doszukać się wyraźnie słabszego punktu. Jedynie singlowe „Jeszcze wyżej” jakoś wydaje mi się najmniej ciekawe, w dodatku nie klei się zupełnie z wokalistką w refrenie. Na upartego poradziłbym też Donatanowi lekkie przystopowanie z tempem pracy, jako że spijanie wszystkich soków sukcesu „Równonocy” najwyraźniej mu nie wystarcza, bo choć „Przeszczep” jest całkiem niezły, to „Idziemy Bandą” wrzucić należy do zbioru jego gorszych bitów w karierze. Orzec należy, że album to jeden wielki banger w klasycznie hip-hopowym stylu. Okej, sam wzdrygam się, gdy ktoś mi mówi w ten sposób, ale bez obaw – o nudnych, jednostajnych boom-bapach nie ma tu mowy. Ma kopać w głowę, a nie przymulać! Raz na stuprocentowym samplingu, czasem na zagranych kompozycjach. Bit od No Name Full of Fame na tytułowy posse cut kosi jak Kosi i Cent, podobnie jak gitarowymi riffami „Hajer” od BobAir’a i „Supeł” od uRbana (na spółę z instrumentalistami: Adrianem Woronowiczem i Kamilem Łukowskim). Dzięki takim podkładom jak „Mainstream” u Solara i Białasa i „Widzę, spływam” zwracam honor L PRO, choć z drugiej strony sam producent przyznał, że to selekcja Chady nadała mu łatkę "pianinkowca". Ciekawy bit do „Czy to miało tak wyglądać” dał Welon, solidną cegiełkę dołożył też KPSN na solowy bonus track Cirsona.

Pod względem gości mam wrażenie, że obaj cierpią na ten sam syndrom – zawsze zaproszą ich tylu, specjalnie by wypaść na ich tle jak najlepiej. Jasne, pochwalam bycie bystrym obserwatorem sceny, bo zaproszenie Kaliego i Palucha było dość zaskakujące, podobnie jak dobór gości do kawałka tytułowego. O ile pierwsza dwójka raczej mnie nie zawiodła (w przeciwieństwie do ich wspólnego krążka), tak w drugim przypadku zawsze coś zgrzyta. A to ktoś beka, inny każe sobie mówić per "snickers", jeszcze kolejny nawet przyznaje się, że nie wiedział co ma napisać na gościnkę. Joter napisał dobrą zwrotkę, ale nawinął ją tak chybotliwie, że z każdym kolejnym wersem bałem się, że się zaraz wywróci (swoją drogą ciekawe, że w kawałku o kserobojach nawinął raper momentalnie kojarzący się z Lukasyno), a taki Z.B.U.K.U... no po prostu nieodpowiednio obsadzony. A jednak są naprawdę mocne momenty – to rzecz jasna wejście Zeusa oraz refreny: uroczej Justyny Kuśmierczyk i coraz częściej wykorzystywanego na talkboksie Głośnego. Warto jeszcze dodać, że zabawy DJ'ów z talerzami usłyszymy na ponad połowie numerów.

Jak widać, głód zwycięstwa ostatecznie wychodzi na dobre. Życzę autorom, żeby po tej płycie nie ścigał ich Provident, a zamiast Vifona na stole gościł astrachański kawior. Pięć z małym minusem.

Hukos / Cira ft. Zeus, Z.B.U.K.U - Widzę, spływam (prod. L PRO)

Hukos / Cira ft. Bonson, Praktis, Sheller, Bezczel, Pyskaty - Głodni z natury (prod. NNFoF)

VVG
moim zdaniem właśnie spieprzyli. kilka dobrych tracków, kilka słabych featów, a całość doskonale przeciętna. Cirę i Hukosa stać na o wiele więcej. ta płyta jest tylko porządna, solidna, acz nieco nijaka. porządna rapersko, ale bez charakteru. imo 3/6
pts
Album zajebisty wszystko rozumiem , ale ten album oceniles na 5- a ''I Niech Szukaja Mnie Kule'' na 4? ygh...
Skoczek
Ale przecież pancz o snikersie Pyskatego to jeden z najlepszych wersów na płycie. Poza tym Pysk zjadł kawałek tytułowy bez dwóch zdań. W 8 wersów każdy to pancz.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>