Toczek (Freestyle'owcy w studio #2)

dodano: 2017-04-13 16:00 przez: Tadeusz Turnau (komentarze: 0)

Toczek to…chyba już przede wszystkim studyjny raper. Notabene cholernie dobry, lecz nie przez wszystkich należycie doceniany. Jego droga zarówna bitewna, jak i studyjna była długa i w żadnym wypadku nie usłana różami. Dziś obrana ścieżka doprowadziła go do wydania pierwszego legalnego krążka, a w niedalekiej przyszłości może przynieść mu znacznie więcej. Jednak my, zamiast wróżyć z fusów, spojrzymy wstecz, by zobaczyć jak z niespecjalnie wyróżniającego się gdyńskiego freestyle’owca wyrósł jeden z najbardziej charyzmatycznych młodych raperów w Polsce. Czas, start!

Toczek/Prus

Od tego wszystko się zaczęło. „Później z przyjacielem, gdzieś co tydzień grają support, dwóch młodych chłopaków, co chce tylko hałas za to.”  –“ wspomina swoje rapowe początki na późniejszym krążku Toczek. Wraz z Prusem trójmiejski raper zrobił dwa projekty, a w między czasie wydał jeszcze solowy mixtape. Wszystko to działo się na przełomie lat 2012 – 2014, gdy obaj panowie mieszkali jeszcze w Gdyni.

Chłopaki bawili się wówczas rapem, grali supporty, nagrywali luźne kawałki i mieli wielkie marzenia. Ich wspólne projekty to żadne szczeniackie podchody, a już naprawdę solidne, dopracowane materiały. Sporo na nich zabawy słowem, konwencją i flow, mnóstwo kipiącej zajawki oraz parę naprawdę fajnie bujających bangerów.

Nie ma się jednak co oszukiwać – wówczas jeszcze Toczek i Prus byli jedynie jednymi z wielu. Być może nie bardzo wielu, bo ich projekty rzeczywiście trzymały poziom, ale przecież już przed paroma laty spoko rapujących małolatów było w Polsce naprawdę sporo. Pewnie, gdyby nie bitewne sukcesy Toczka i kolejne albumy wydane spod jego ręki, nigdy bym wspomnianych krążków nie usłyszał. Ale usłyszałem i w żadnym wypadku tego nie żałuje.

Co ciekawe jednak sam gdyński raper – choć mówi o minionych latach z wyraźnym sentymentem – to wspomina je nieco inaczej, niż mogłoby nam się wydawać. O to, co powiedział mi Toczek zapytany właśnie o współpracę z Prusem i będące jej owocem materiały studyjne.

„Świetne czasy, to wyszło bardzo naturalnie. Poznaliśmy się, nagraliśmy sporo numerów, które nie wyszły i w końcu zrobiliśmy płytkę. Parę miesięcy później ja dorzuciłem solowy mixtape, graliśmy bardzo dużo supportów lokalnie i bardzo fajnie to rokowało na przyszłość. Wszystko się zepsuło, jak usiedliśmy do drugiej płyty. Chcieliśmy zrobić ją w miesiąc a zajęło nam to rok i finalnie nic nam to nie dało. Straciliśmy na tym sporo czasu i duet się rozpadł. Przez długi czas miałem to sobie za złe, teraz trochę ochłonąłem i wyciągnąłem wnioski z lekcji: nie wolno się opierdalać (hehe). Fajnie jakbyśmy kiedyś coś znów nagrali bo wciąż się przyjaźnimy.”

Jak przekonamy się zaraz na wspomnianej lekcji Toko skorzystał najlepiej, jak tylko mógł…

Druga szansa od losu

"Drugą szane dałem sobie przeprowadzając się do Warszawa, gdzie trafiłem na Theodora i WLW, co bardzo mi pomogło. Zmieniłem mocno swoje życie- musiałem nagle sam zacząć się utrzymywać, pracować. Odstawiłem melanż w kąt i wziąłem się do roboty. „Marcin marcin” to był taki mixtape na rozgrzewkę, a „Marzenia z osiedla” były już ruchem do przodu - wiedziałem, co chce powiedzieć i do czego chcę dążyć.”

Rzeczywiście „Marcin marcin” to swego rodzaju fajne odkucie się, pokaz warsztatu i skilli zbiegający się w czasie z sukcesami na freestyle’owym podwórku. Już wówczas było widać i słychać w Toczku mnóstwo pewności siebie, nowo nabytej charyzmy i nie wyżytej ambicji. On sam na wspomnianym mixtape zapewniał, że to jedynie przedsmak większych rzeczy, a wydając następnie – w mojej ocenie –“ świetną, konceptową płytę o osiedlowych marzeniach udowodnił, iż w żadnym wypadku nie mijał się z prawdą.

 

„Marzenia z osiedla” to pierwszy kawałek, który powstał na tę płytę. Jak napisałem ten track, to już wiedziałem, jak nazwę album i o czym on będzie. Machnąłem go w niecałe dwa miesiące, a po napisaniu od razu nagrałem.”

Cały klimat albumu utrzymany jest bardzo w znamiennym dla polskiego rapu etosie osiedlowych marzeń. Marzeń o zostawieniu dawnego życia, porzuceniu osiedlowej ławki i browarów oraz osiągnięciu wszystkiego, co tylko możliwe, zdobyciu świata i staniu się „kimś wielkim”. Toczek opowiada o tym, jak zdecydował się porzucić normalne życie, drogę obieraną przez 90% rodaków i stanął w szranki z rzeczywistością, troszcząc się jedynie o to, by wyjść z tej walki zwycięsko.

„Jak miałem 15 lat, to przeczytałem książkę, Cizia Zyke – „Złoto”, wtedy zrozumiałem ziom, że/ nie chce żyć normalnie i coś ciągnie tu do walki mnie, miesiąc później zacząłem pisać kawałki te” –“ ( „To co los da”)

To tylko jeden z cytatów uwydatniających przekaz płynący ze wspomnianego krążka. Z jednej strony tego typu refleksje są w rapie tematem nad wyraz wyeksploatowanym, jednak z drugiej, gdy słyszymy na albumie kipiącą z nich szczerość, gdy obramowane są one w nową, wyjątkową historią z życia wziętą, to coś sprawia, że odbiorcy wciąż chce się ich wysłuchiwać. Poza tym na „Marzeniach z osiedla” znajduje się jeden kawałek daleko wychodzący poza tytułowy etos. Numer „Gitara” to zdecydowanie najbardziej osobista, a w mojej ocenie też najlepsza pozycja z tego krążka. Opowieść o relacjach gdyńskiego rapera z ojcem jest nie tylko rewelacyjnie napisana, domknięta bardzo mądrą i nietuzinkową puentą oraz zrealizowana w studio w sposób niemalże perfekcyjny, ale też zwyczajnie wzrusza i daje bardzo dużo do myślenia. Ja z jej treścią w żaden sposób nie mogę się utożsamić, a mimo to premierowe odsłuchy „Gitary” powodowały u mnie naprawdę niemałe emocje….

 

Podśpiewywane refreny, bardzo solidnie doszlifowane flow i chwilami naprawdę niebanalne teksty – to wszystko usłyszycie na „Marzeniach z osiedla”. Ale przecież dziś, by nazywać się raperem, trzeba też składać poczwórne, tworzyć kozackie bragga i eksperymentować z flow na newschoolach…O tym, że Toczek odnajduje się także i w tych klimatach przekonaliśmy się już, słuchając projektów z Prusem czy też wspomnianego mixtape’u „Marcin marcin”, lecz tak naprawdę najokazalszy i najbardziej dobitny dowód własnej wszechstronności gdyński raper przedstawił nam dopiero na swojej najnowszej płycie, wydanym przed paroma tygodniami krążku, „Na granicy szaleństwa”.

Nowy kierunek 

„To już zupełnie inny lot niż „Marzenia z osiedla”. Pokazuje się z kompletnie innej strony, uśmiecham się sporo do słuchacza, rzucam mnóstwo gierek słownych. Na nowej płycie numery nie są już do siebie tematycznie w żaden sposób podobne, po prostu sporo ich najebałem i wydaje mi się, że każdy z nich po swojemu się broni.”

I rzeczywiście tak jest. Mnie osobiście nie wszystkie kawałki z tego krążka przypadły do gustu, lecz parę naprawdę solidnych pozycji wciąż stanowi o jego niemałej wartości. Toczek rzeczywiście „przesadza z flow jak na freestyle’owca”, z nienaganną techniką składa wyszukane rymy, a przy tym jak mało który z młodych graczy potrafi przemycić na newschoolach od groma życiowej treści. Jako że „Na granicy szaleństwa” to płyta zrobiona w dużej mierze w duchu najnowszych trendów, a Toko już w tym roku był ponoć przymierzany do udziału w młodych wilkach, szczególnie zaciekawiło mnie to, który z zawartych na niej numerów według samego rapera najlepiej reprezentowałby go na popkillerowym projekcie. A żeby wydobyć nieco więcej spytałem się również, czy jego zdaniem swoją jakością track ten przerósłby przynajmniej niektóre z tegorocznych, młodo wilczych kawałków.

„Myślę, że byłby to freestyle battle, ponieważ ma podziemny sznyt i czuć w nim klimat bitew a jak wiadomo freestyle jest czymś z czego ludzie mnie kojarzą. Czy byłby jednym z lepszych? To już kwestia gustu, byłby jednym z brudniejszych na pewno.” – odpowiada gdyński raper.

Rzeczywiście numer„Freestyle Battle” pozytywnie wyróżnia się na tle nowej płyty Toczka i co najważniejsze mógłby bardzo wyraziście reprezentować jego styl i charakter na jakimkolwiek łączonym projekcie. Mnie z kolei do klimatu tegorocznych Wilków najbardziej pasowałby chyba kawałek „Super gość”, który zdaje mi się zdecydowanie najmocniej bujającym i najlepiej ukazującym możliwości warsztatowe gdyńskiego rapera numerem z albumu. W ogóle obok tytułowego „Na granicy szaleństwa” oraz wspomnianego juz „Freestyle Battle” wydaje mi się on zdecydowanie najbardziej wartościową pozycją krążka.

Jednak o ile niemal wszystkie kawałki z „Marzeń z Osiedla” do dziś regularnie goszczą na moich słuchawkach, o tyle większość z numerów z „Na granicy Szaleństwa” pewnie dość szybko odstawię gdzieś odrobinę na bok. Zauważam i doceniam warsztatowy progres, jaki wciąż czyni Toko, a moja pozorna niechęć do jego nowych lotów raczej wynika jedynie ze swego rodzaju „konserwatywnego zboczenia” i faktu, że od zawsze wolałem przy rapie popadać w życiowe rozkminy niż bujać się i rozpływać nad techniką autora. Sam Toczek wspomnianą zmianę konwencji argumentuje po prostu chęcią ciągłego rozwoju oraz próbowania coraz to nowych rozwiązań:

„Na Marzeniach z Osiedla rozliczałem się z przeszłością, miałem okres układania sobie wielu spraw w głowie, prawie w ogóle nie piłem alkoholu. Na nowej płycie chciałem pójść w innym kierunku i opowiedzieć o tym co obecnie się ze mną dzieje i co przeżywam. Nie lubiłem nigdy artystów, którzy robili w kółko to samo i obiecałem sobie, że nigdy do nich nie będę należał.”

I to się ceni. A ceni się również to, że Toko – jak sam mówi – w obu koncepcjach czuje się dobrze, a to, jaki robi rap, zależy od jego życiowych klimatów i perypetii. Jestem więcej niż przekonany, że zarówno fani "życiówek" na klasycznych podkładach, jak i ci, którzy prefurują nowe brzmienia będą mieli jeszcze z muzyki gdyńskiego rapera sporo radości. Mimo, iż obecnie nie chce on zdradzać swoich najbliższych planów studyjnych, to nie chce mi się wierzyć, by szybko dał zapomnieć o swojej twórczości...

Ja gdyńskiemu raperowi życzę możliwie jak najlepiej – poza ciągłą zajawką i kreatywnością, mam nadzieję, iż nie zabraknie mu również mądrych decyzji marketingowych, udanej promocji, która to w kontekście nowej płyty chyba niestety nie do końca się sprawdziła. Niby album broni się sam i to jego treść stanowi najważniejszą wartości, lecz pamiętając przekaz z „Marzeń z osiedla”, chęć do stania się „wielkim i wielce podziwianym”, to właśnie popularyzacja własnej twórczości stanowi w dążeniu do spełnienia tych pragnień kluczowy aspekt.

Jeśli wkrótce i ona dorówna jakości nagrywanego rapu, to drzwi do naprawdę owocnej kariery studyjnej stoją przed Toczkiem otworem. Na dziś jeden z jego głównych celów to pewnie przyszłoroczne „Młode Wilki”, a potem – kto wie – może uda się pójść drogą Białasa i zagościć u szczytów Olisu. Ale nie zapeszajmy –€“ do spełnienia osiedlowych marzeń prowadzi jeszcze długa oraz bardzo wyboista droga :)

Tagi: 

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>