Pancze czy flow? - felieton Theodora #2

dodano: 2016-06-28 20:00 przez: Mateusz Natali (komentarze: 8)

Pancze czy flow?

Ot taka odwieczna wojna rozdmuchana już do rangi bojów dobra ze złem. Co wygra tym razem?

Wielu wyobraża sobie, że batalia o to co jest bardziej wartościowe zaczęła się na WBW 2015, że potyczka “flow Babinciego” vs “pancze Filipka” jest ucieleśnieniem tej rozterki. Jednak to pytanie – “pancze czy flow?” -  przewija się przez całą historię Polskiego Freestylu.
 

Na początku był ... freestyle. Jak pisałem w poprzednim felietonie. W 2003 czy 2004 jakiekolwiek rymujące się złożenie było dobre. Samo okreslenie “pancz” nie było właściwie zbyt rozpopularyzowane, za to znalezienie dwóch podobnie nawijających freestylowców wcale nie było tak łatwe. Wartość owego niezbyt określonego panczlajnu nie była wynoszona na wyżyny. Wszyscy czekali na linijkę która mocniej dotknie przeciwnika, ale nikt nie miał zbytniego pojęcia jak ma ona brzmieć. Zachwycaliśmy się za to narracją Rufina, przyspieszeniami OSTRego, egotripami Proceenta, w końcu wykrzyczaną nawijką Dużego Pe czy charyzmą i prawdziwością Te-Trisa.

Niedługo po tym, po finale WBW 2006 (w którym 5/8 finalistów było członkami Freestyle Palace) komentowano że całe FP nawija TAK SAMO. Że Muflon, Goły, Puoć, Flint i ja to kopie tego samego stylu nawijania wykreowanego w toku podpałacowych ustawek i że szczęśliwie byli tam stylowi Gres i Green zapewniający urozmaicenie pojedynków. Mówiono, że bitwy stały się nudne w porównaniu do tych z uczestnictwem wspomnianych 'tytanów' i że zapominamy o tym co się liczy na prawdę czyli... styl, oryginalność.

Młody byłem, to mnie to dotknęło - na tyle, że dołączyłem do grona bojowników o flow i technikę. Szczególnie ta druga stała się moim sztandarem. Technika była łatwa do zweryfikowania. Więcej rymujących się sylab = lepsza technika. Proste. Flow było cięższe do uchwycenia. Co właściwie oznacza mieć dobre flow? A z drugiej strony kiedy to, co robisz przestaje być flow i staje się pokraczną karykaturą? Mimo niepewności kombinowałem jak odróżnić się od reszty.

Trójmiejska scena była miejscem w które warto było zwrócić wzrok w poszukiwaniach stylu. Rak, Tomasina, Bośniak. Oni rozwijali melodyjność, składnie i wyluzowane nawijki. Był stylowy Majkel ze Śląska. Hardkorowy Skow z Grudziądza, sporadycznie pojawiał się jeszcze coraz bardziej stylowy Te-Tris, a chwilę później również Białas o niezrównanej lekkości płynięcia po bitach. A jednak, bitwy wciąż wygrywał... Muflon, kwadratowy, bardziej recytujący niż rapujący, ze średnią charyzmą, ale z całym arsenałem bezczelnych i kreatywnych linijek. Dla bojownika flow i techniki było to oczywiście wkurzające. 

Mimo to rozwijałem się w tym, co uznałem za priorytet i dość szybko pod względem techniki ciężko było znaleźć mi równych. Po jakimś melanżu siedziałem w parku Saskim w Wwa z VNM'em ripostując jego zwrotki równie wielokrotnymi wersami. Na jednej z bitew złożyłem wersy z ponad 10 rymującymi się sylabami, 5-krotny – na free? wow! co nie? ano… nie, nie wywołał żadnego specjalnego zachwytu. Chcąc wsadzić jak najwięcej rymów gubiłem często rytm, wypadałem z bitu, źle podawałem panczlajny, byłem chaotyczny: psuło to ogólny efekt i to wystarczyło conajwyżej by … przegrywać.

Jako typowy “bojownik” techniki przegrane bitwy zwalałem na to, że teraz to fani są głupi, że tylko prostota i panczlajny się dla nich liczą. Równe linijki, kabaret i nikt nie dostrzega trudu złożenia wielokrotnych rymów, prawidziwych, wypracowanych raperskich umiejętności. Gdy podwójne i potrójne rymy stały się u mnie normą, uczyłem się przyspieszać. Na bitwach ciągle eksperymentowałem co zapewniało raczej więcej przegranych niż spektakularnych sukcesów. No ale …

W tym czasie mój kalendarz prócz bitew wypełniały też koncerty, prowadzenia imprez i showcase'y. Tam dostrzegłem zupełnie inną stronę freestylu. Ja, scena, mikrofon, publiczność – “All I need is one mic”! Czy coś może być bardziej trueschoolowe? - “Daj mi mikrofon, sprawię że zrobią hałas!” - powtarzałem z pijackim akcentem. W Polsce, Grecji, Angli, w Czechach. Nieważne czy mnie znają czy choćby rozumieją. Daj mi parę minut i zrobią hałas - To był mój wyznacznik. Bez bitewnej konwencji, jurorów i filmików w sieci. Raz acapella, raz z bitem. 5-7 słów na sekundę – bez problemu, no może z lekkim. Tam okazywało się że moje przyspieszenia i wielokrotne rymy wchodziły jak złe. - To serio freestyle? - pytali - Co za kot!

Do czego jednak zmierzam w tym pełnym dygresji wywodem?

Trzeba Ci pojąć, że Freestyle jest wielofunkcyjny. Możesz sprawdzać nim granice własnego przetwarzania słów i informacji. Przyspieszając, klejąc coraz bardziej złożone linijki. Możesz bujać nim publiczność czy wypełniać przerwy podczas przepinania sprzętu między koncertami. Możesz zabawiać publikę, biorąc temat, 3 słowa albo przedmioty od ludzi i opisywać je na freestylu. Możesz opisywać z ziomkami rzeczywistość w podblokowym sajferze, aż w końcu możesz iść na zawody, bitwę – gdzie czy tego chcesz czy nie... masz dopierdolić przeciwnikowi, a gdy tego nie robisz... jest nudno, przegrywasz.

W bitwach chodzi niby o pokazanie kto jest lepszy. Choć niekoniecznie o to, kto jest lepszym umiejętnościowo raperem. Ta bitewna konwecja ukuła się na kreatywności panczlajnów. Oczywiście technika i flow mogą uatrakcyjniać występ, a ich brak obniżać efektowność Twoich wejść jednak... na tym stało koloseum w starożytnym Rzymie, na tym stoją galę boksu i na tym stoją bitwy freestylowe – LUDZIE CHCĄ KRWI. Tyle. Taka konwencja.

Jeśli na boisko do piłki nożnej wychodzą dwie drużyny, jedna gra piękny football, gra piłką, robi sztuczki, tricki, zwody, są wyszkoleni technicznie i po prostu aż miło patrzeć jak grają zaś drużyna przeciwna składa się z samych przeciętnych technicznie zawodników, drewnianych, bez polotu, wręcz nieco pokracznych to kto wygra mecz? Chciałoby się powiedzieć że ci pierwsi, ale to nie prawda. Prawdą jest fakt, że wygra ten kto strzeli więcej bramek – niezależnie od stylu w którym to zrobi. Jeśli z jakiegoś powodu ta pięknie grająca drużyna strzeli mniej bramek, przegra.

Tak samo jest na freestylu. Jeśli masz piękną technikę, flow, sceniczność i inne walory które uatrakcyjniają występ ale przeciwnik Ci dopierdala swoimi kwadratowymi wersami, to nie dziw się że on wygrywa. Przekładając bitwy na boisko … to on strzela bramki.

Oczywiście ideałem jest połączenie wszystkiego. “Styl, flow, panczlajny - my mamy to wszystko”. Ale z jakiegoś powodu jest to zjawisko właściwie niespotykane. Zawsze coś kuleje kosztem drugiego. Może z tego samego powodu, dla którego jeden zawodnik rzadko wygrywa bieg w maratonie, sprint na setkę i bieg przez płotki. To inne konkurencje w których trzeba się specjalizować, trenować i je rozwijać. Wychodziłem na sceny bitew z najlepszymi i często obrywałem próbując forsować swoje priorytety, ci “najlepsi” wychodzili jednak ze mną na showcase'y i wypadali blado rzucając panczlajny które nikogo nie poruszały. Nie wiedzieli jak nawiązać kontakt z publiką ani wydobyć z niej hałas. Tamta publika nie przychodziła tu dla krwi a dla sztuki. Ich panczlajny nie miały więc swojej standardowej mocy. 

Warto przemyśleć jaki freestyle robisz. Nawet jeśli chcesz być stylowy i techniczny, a jednocześnie ciągnie Cię na bitwy, warto poświęcić 1-2 tygodnie przed bitwą na przestawienie myślenia na panczlajny – inaczej może się okazać że rozegrasz piękny mecz... bez bramek. Dlatego Muflon wygrywał z Białasem i dlatego dziś często rządzą zawodnicy jak Edzio, Filipek czy im podobni.

Czasem publiczność urzeknie jakiś styl, charyzma czy narracja – takie przykłady to Sosen, Gospel, Esko czy Babinci ale oprócz wymienionych cech ich wejścia zawsze były pełne czegoś co dobija przeciwnika – nawet jeśli nie jest to klasyczny panczlajn taki jakim dziś go rozumiemy.

Warto też nie mylić pojęć. Umiejętność rzucania panczlajnów może dawać wygrane na bitwach.
Wygrane na bitwach jednak nie czynią Cię najlepszym freestylowcem. To jest w ogóle raczej ciężko mierzalne. Moja kariera była pełna wygranych pojedynków. Na scenach, pod Pałacem, w sajferach, pod klubami, na imprezach. Nigdy nie czułem się gorszym freestylowcem od Muflona kiedyś, czy Filipka teraz i wątpię też by którykolwiek z nich, mógł jednoznacznie powiedzieć że jest lepszym freestylowcem ode mnie.

Podsumowując:
Na bitwach chcąc nie chcąc rządzą panczlajny, kropka. Obrażanie się na to, że tak jest z perspektywy czasu wydaje mi się głupie. Taka jest wola tłumu, który zawsze będzie pragnął “krwi” – płacą za show, chcą show – ich prawo. Z drugiej strony panczlajnowym freestylowcom zdarza się drwić z gości chcących walczyć flow i techniką i jest to niezbyt sprawiedliwe. Prawda jest bowiem często taka, że ci goście technicznie są lepsi od tych, którzy wygrywają bitwy. W sensie po prostu mają lepsze umiejętności – ale nie są np. tak kreatywni.
Technika i flow zawsze będzie dziedziną dla koneserów. Dla grupki ludzi która potrafi to usłyszeć i docenić w tempie tak ekstremalnym w jakim odbywa się freestyle. Jeśli Cię to frustruje a panczlajny w ogóle Cię nie kręcą, zabierz swój freestyle w zupełnie inne miejsca. Byłem tam. Na koncertach, imprezach, w soundsystemach, z dala od bitewnych konwencji i wierz mi, że są  masy ludzi, potrafiących docenić dobre złożenia. Nie dlatego, że ciekawi ich freestyle. Ale dlatego, że są słuchaczami rapu. Jeśli więc potrafisz zrobić dobry rap, do tego na żywo, bez kartek, studia itp Ci wszyscy ludzie nie interesujący się freestylem, potrafią to docenić.

I w końcu, jeśli koncentrujesz się na bitwach i wiesz że panczlajny to strzelanie bramek, to nie oszukujmy się - na naprawdę wysokim poziomie zwykle jeden i drugi ma panczlajny. Wtedy niuanse zaważają na werdykcie. Twoja sceniczność, technika, flow, kontakt z publiką, charyzma, oryginalność, różne patenty, czy choćby dykcja – to wszystko w równej mierze może zaważyć na wyniku konkretnej bitwy. Ale o samych werdyktach i ocenach może już w kolejnych felietonie.
Mam nadzieję, że powyższy da Wam trochę świeżej perspektywy w patrzeniu na freestyle który robicie.

Tymczasem,
pozdrawiam
// Artur “Theodor” Lewandowski
www.facebook.com/theodormusi

Tagi: 

Grzechu
Fajnie rozmkiniony temat. Dobrze się czytało. Czekam na nastepne :)
Grzechu
Żartowałem, chujowe Pan Bośniak
Yoyooo
Takimi fristajlowcami, którzy mają sceniczność, flow i przewijają się panczlajny na tą chwile to Pueblos czy np. Oset. Jest wielki props do nich ode mnie :)
Xddd
Z tym że nie jesteś gorszy od mielona to dojebales xdd
FIG
A ty nadal nie rozumiesz
yankes
dobry felieton!!
mce
Pewnie , ze flow ... freestylowcy bitewni to noskille i sciemniacze :-P
mce
a ulica rozlicza :-P falszywe oblicza

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>