Jedi Mind Tricks "The Thief and the Fallen" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2015-08-13 20:30 przez: Maciej Wojszkun (komentarze: 4)

Brak słów, aby wyrazić, jak bardzo ucieszyła mnie wieść, że po kilku latach przerwy i eksploracji innych muzycznych ścieżek do kultowego składu Jedi Mind Tricks powrócił jego główny filar - Stoupe the Enemy of Mankind. To jego eklektyczne, zdumiewające podkłady, w połączeniu z morderczym lirycznym arsenałem Vinniego Paza uczyniły JMT absolutnym klasykiem hardcore hip-hopu... Jednak w pewnym momencie - jak to opisywał Vinnie - Stoupe zapragnął spróbować czegoś innego, stracił serce do tworzenia hip-hopowych beatów. Było to nawet słychać - album "A History of Violence" z 2008 roku to prawdopodobnie najsłabszy album ze Stoupe'em w drużynie. Po tym krążku Stoupe odszedł z grupy, pragnąc skupić się na swych projektach Dutch, Vespertina i Red Martina… A JMT? Po nieudanej próbie zastąpienia Wroga Ludzkości batalionem innych producentów na „Violence Begets Violence” Vin odstawił grupę na boczny tor, koncentrując się na solowych krążkach i swej „super”-grupie Army of the Pharaohs. 

Teraz jednak Stoupe powrócił. Vinnie, nieustannie pracując i dowodząc Armią Faraonów, cały czas pozostawał w gotowości. Jus Allah odszedł jak niepyszny, poróżniwszy się z Vinem (Jeśli pytacie mnie o zdanie - nawet lepiej).  Mamy więc powrót do oryginalnego składu. Dwóch (trzech, jeśli liczyć niezawodnego DJ'a Kwestiona) przeciwko światu.  Back to basics. Oto "The Thief and the Fallen". 

Pierwsze dźwięki sączą się leniwie do ucha… i już wiem, że z powrotem staję się narwanym licealistą, który z wypiekami na twarzy, z rozdziawioną gębą słucha kolejnych mistrzowskich beatów sygnowanych ksywką „Stoupe the Enemy of Mankind” (Ech, te godziny wałkowania "Violent by Design" czy "Legacy of Blood"...) Innymi słowy - Stoupe nie stracił nic a nic ze swych umiejętności. Sięgając do mnóstwa muzycznych światów, Stoupe ponownie ze zdumiewającą precyzją  miesza dziesiątki sampli, tworząc niepowtarzalne, misterne podkłady. W "Rival the Eminent" bez trudu łączy bezlitosną kanonadę perkusji z pociętym, popowym hitem lat 70., znanym także u nas (posłuchajcie, rozpoznacie bez trudu). Szczyptą jazzu i oldschoolowego hip-hopu konstruuje soczysty, klimatyczny banger "Hell's Messenger". Fan i znawca muzyki klasycznej, swoim zwyczajem sampluje kompozycje mistrzów m.in. w "Destiny Forged in Blood". Rezultatem skrupulatnego diggingu w egzotycznych samplach są takie sztosy jak miażdżące "No Jesus, No Beast" czy "The Kingdom That Worshipped the Dead" (Ech, te jedimindtrickowe tytuły utworów...). "Fraudulent Cloth"? Cudowna, nostalgiczna podróż w trip-hopowe rejony, akompaniament aż błagający, by zaśpiewała na nim Liz Fullerton... Pierwszy singiel, "Deathless Light"? Porażający mocą joint, oparty na brutalnych gitarowych riffach - znakomity sygnał na tryumfalny powrót legendy undergroundu. Za samą warstwę muzyczną - kopiącą tyłek feralnym "History of Violence" i "Violence Begets Violence" - jestem "The Thief and the Fallen" gotów wystawić wysokie noty.  Stoupe, witaj z powrotem, zuchu.

Powróciły też Stoupe'owe interludia, często jedne z moich ulubionych fragmentów albumów JMT (znęcam się nad tym "History of Violence", wiem - ale autentycznie moim ulubionym utworem tamtego krążka jest krótkie "Those With No Eyes"...). Tym razem jednak mamy pewien haczyk - obydwa utwory są nieco inne od samplowanych, szkatułkowych arcydziełek, do których przyzwyczaił nas Stoupe. Interludia "The Thief and the Fallen" to klimatyczne, trip-hopowe miniaturki z wokalem cudownej Yes Alexander (którą znać możecie z albumów Blue Sky Black Death, Sadistika czy też z tracku "Is Happiness Just a Word?" z ostatniej EPki Vinniego). Pomysł ciekawy, mogę się założyć, że wyszedł od Stoupe'a, pragnącego nasączyć muzykę "Thiefa" odrobiną brzmienia a'la Vespertina... Mi pozostaje jedynie pokiwać głową z uznaniem - eksperyment się udał, osobiście nie odczułem, aby interludia burzyły strukturę albumu. 

Propsy należy oddać także jak zwykle DJ'owi Kwestionowi za świetnie dobrane cuty i skrecze, szczególnie w "Poison in the Birth Water" i "The Kingdom That Worshipped the Dead" (Check it, who wants to disrespect?!)

Znać, że Vinnie również cieszy się jak nigdy, że znów mógł zarapować na podkładach Stoupe’a. Tak pełnego energii i pasji nie słyszałem go od dawna, a już na pewno nie na beznadziejnych zeszłorocznych krążkach Army of the Pharaohs. Wystarczy posłuchać choćby „Poison in the Birth Water” czy tego mrożącego krew w żyłach rechotu Vina w „Rival the Eminent” (serio, Vinnie, jak i Immortal Technique mają chyba najbardziej złowieszczy, przerażający śmiech wśród raperów). Jak za dawnych dobrych lat, Pazienza płynie na podkładach towarzysza jak złoto (ośmielę się tylko stwierdzić, że nie za bardzo ze swym szorstkim głosem pasuje on na "Fraudulent Cloth"), nie pozwalając "zjeść się" nikomu - pomimo, że gościnnie na "Thief and the Fallen" mamy naprawdę zacnych wojowników mikrofonu. Dilated Peoples (chyba ostatni skład, jakiego spodziewałbym się na płycie Jedi Mind Tricks!), R.A. the Rugged Man i jego najnowszy protegowany A-F-R-O, zdumiewająco utalentowany i obdarzony świetnym głosem siedemnastolatek - wszyscy dali świetne szesnastki, ale to Vinnie rządzi na tym albumie (nawet w "And God Said to Cain" - niesamowitym festiwalu ostrych linijek, gdzie każda zwrotka bije poprzednią na głowę).

(Swoją drogą, "And God Said to Cain" to DEBIUT A-F-R-O... Ten chłopak daleko zajdzie w rap-grze, zapamiętajcie moje słowa)

Jaka więc szkoda, że to teksty, które Vinnie wypluwa, są najsłabszym ogniwem „Thief and the Fallen”. Typowy, agresywny battle-rap, obietnice krwawej wendetty, jeśli tylko krzywo spojrzysz, przechwałki nad niewątpliwą zajebistością swoją i swych skillsów... "Boxcutter Pazzy na mikrofonie, rozdział-już-któryś-tam-kto-by-to-liczył". Spoko - gorsza sprawa, że Vinnie naprawdę potrafi pisać znacznie lepiej. Choć miewa tutaj przebłyski i znakomitą technikę ("And God Said to Cain", pierwsza zwrotka "No Jesus, No Beast", kiedy jedzie na jednym rymie... Kool G Rap byłby dumny), w większości jego wersy są mało ciekawe, mało odkrywcze i - rzecz smutna - często słabe. (The guns mad big and sing like Adele?  Ain't no magic what I'm doin', ain't no Merlin in this?  Cause Vinnie in the hood like I'm fixin' your car? - stać Cię na wiele więcej, Vinnie...)

Nie mamy tu jednak wyłącznie nieustannej kanonady hardkorowymi punchami - małym odpoczynkiem od tego jest "Fraudulent Cloth", w którym Vin pokazuje nam swe wrażliwsze oblicze, lamentując nad dwulicowymi "przyjaciółmi" (nie mówi tego wprost, ale i tak raczej wiadomo, że najpewniej chodzi o Jus Allaha...). Jest też "In the Coldness of a Dream", świetny, niepokojący track z fantastycznym refrenem Thei Alany... oraz cokolwiek frapującymi wersami Vinniego, zwłaszcza w pierwszej zwrotce.  Lubię, jak Vin w swych agresywnych wersach umieszcza nawiązania do ezoteryki - ale muszą one jeszcze mieć jakiś sens... 

Całość wieńczy "Lemarchand's Box" - z ręką na sercu, jeden z najlepszych tracków w katalogu Jedi Mind Tricks. Finezyjne połączenie hardcore'owych korzeni JMT (nawijka Paza na podwójnym tempie - fantastyczna… ), agresywnych linijek naszpikowanych nawiązaniami do twórczości Clive’a Barkera plus triphopowych fantazji Stoupe’a, ze zniewalającym, złowieszczym spiewem Yes… Plus ten MIAŻDŻĄCY beat, brzmiący niczym zwiastun Apokalipsy, wycieczka na Ciemną Stronę a'la "Drabina Jakubowa". Zdecydowanie jeden z najlepszych tracków, jaki słyszałem w tym roku, na pewno wyląduje na mojej końcoworocznej liście....

Podsumowując. „The Thief and the Fallen” to (dla mnie przynajmniej…) najmilszy comeback ostatnich lat, powrót do przeszłości – lecz także swego rodzaju ciekawa konfrontacja, połączenie tego, co Vin i Stoupe tworzyli przez kilka lat „rozłąki”. Stoupe jest w znakomitej formie, jego wyobraźnia w układaniu puzzli z sampli wciąż nie zna granic - u Vinniego zaś, wyraźnie czuć już zmęczenie materiału. Naprawdę miejscami słychać, jakby jego wersy były jakimiś odrzutami z sesji nagraniowych do AotP (... I po co było wydawać dwa albumy Armii w jednym roku, a?) Mimo to - albumu słucha się bardzo przyjemnie, acz jest on krótki - chyba najkrótszy z całej dyskografii JMT. Czwórka.

                                                  

 

                                                  

 

 

Biały
W 100% się zgadzam. Szczególnie jeśli chodzi o "Lemachand's Box". Ten beat, który tak leniwie wchodzi, ta nawijka Vinniego - miazga!
Biały
W 100% się zgadzam. Szczególnie jeśli chodzi o "Lemachand's Box". Ten beat, który tak leniwie wchodzi, ta nawijka Vinniego - miazga!
Virus
A ja się nie za bardzo zgadzam... bardzo lubie violence begets violence za jej agresje i zajebiste teksty czego nie znalazłem na tej nowej płycie. W ostatnich płytach AOTP takie kawałki jak God Particle rozpierdalją mi łeb... wiadomo że ma też swoje słabe strony ale jest tak bardziej mi podchodzi niż Fallen... W oststniej produkci JMT nie znalazłem za bardzo tegona co czekałem... myślałem że płyta będzie złowieszcza, nawiedzone Beat'y, teksty tak ZŁE i agresywne, że nie będę mógł spać w nocy, płytę ociekającą Hard Corem... a dostałem dobry, płynący, trochę smutny hip hop. Do poprzednich produkcji wracam często a do Fallen będę zaglądał jak będę w nastroju na to. Każdy ma inny gust... ja podczas pierwszego odsłuchu czekałem aż coś mnie wyjebie z papci... nie doczekałem się. RAW RAP! :) bIG UP
Sasin
Mnie z butów wyjebał pierwszy beat... A potem tylko poprawnie jak na JMT, czyli i tak bardzo dobrze na tle ogółu ;)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>