Apollo Brown & Ras Kass "Blasphemy" - recenzja

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Recenzje
dodano: 2014-12-20 17:00 przez: Tomasz Przytuła (komentarze: 3)

Kiedy wraz z początkiem roku dowiedziałem się o planowanej współpracy Apollo z Ras Kassem, nie potrafiłem pohamować swojego podekscytowania. Oto jeden z najlepszych tekściarzy Zachodniego Wybrzeża, a przy tym mój ulubiony MC, decyduje się na krok, o który fani prosili przez lata – wspólny album z uznanym beatmakerem. W taki oto sposób Ras pozbawił wszystkich swoich hejterów ich naczelnego argumentu, zarzucającego mu nieporadność w kwestii selekcji bitów. Panie i Panowie, Goldyn Chyld is back!

Ras Kass powrócił rychło w czas, starając się zmazać plamę na honorze, jaką bez wątpienia był jego ostatni album pt. „Barmaggedon”. Czy mogła zdarzyć się lepsza okazja na rehabilitację niż krążek wyprodukowany przez Apollo Browna? Prawdopodobnie nie. Współpraca z Apollo zapewniła raperowi nie tylko bity, ale rozwiązała również inną palącą kwestię. Problemem z jakim od długiego czasu borykał się Razzy i jego twórczość, była minimalna promocja i skromna dystrybucja wydawanych krążków, spowodowana niskimi nakładami finansowymi. Całe szczęście „Blasphemy” kończy ten niechlubny rozdział w karierze rapera z Carson. Dzięki wsparciu ze strony wytwórni Mello Music Group, album z miejsca uzyskał reklamę i odpowiednią formę wydania.

My style is sex and violence, vocabulary and science”, tak piętnaście lat temu nawijał Ras Kass, podkreślając jak szerokim wachlarzem tematycznym dysponuje. Dokładnie tym samym mottem raper kierował się przy pisaniu tekstów na „Blasphemy”W otwierającym „How To Kill God” (notabene tak brzmiał pierwotny tytuł całego krążka), Razzy uderza w temat religii, bezpardonowo krytykując hipokryzję społeczeństwa oraz podważając święte dogmaty Kościoła. Swoją bezkompromisowością przypomina zbuntowanego młodzieńca z czasów Soul On Ice, przez co słucha się go z wielką przyjemnością. Przez cały album usłyszeć można obfitą porcję wersów w konwencji conscious, nie brakuje również wnikliwego spojrzenia na zjawiska społeczne oraz komentarzy do burzliwych wydarzeń politycznych. Ras rapuje także o swoich relacjach z kobietami, posługując się zgrabną i dowcipną metaforą („Strawberry”), a nawet próbuje swoich sił jako storyteller („Francine”). Na płycie znajdziemy pouczające „Humble Pi” i „48 Laws Pt.1”, w którym dzieli się swoim doświadczeniem życiowym, podsuwając jednocześnie wiele cennych wskazówek. Album zamyka refleksyjne i osobiste „Bon Voyage”, będące zarazem tributem dla zmarłych przyjaciół rapera.

Rozległa tematyka poruszana na „Blasphemy” jest jednym z największych walorów całej płyty. Tym sposobem Ras Kass ponownie udowodnił, że jest raperem niezwykle uniwersalnym. Po raz kolejny jednak potwierdził także nieco mniej chlubną regułę. Razzy nie podejmuje dostatecznych wysiłków lirycznych w przypadku utworów o bardziej przyziemnej treści. Najlepszym przykładem jest „Too Much Of A Good Thing” i „Drink Irish”, gdzie zwrotki gospodarza są skandalicznie słabe. Raper wykorzystuje swoje umiejętności dopiero, gdy temat danego utworu dotyczy poważnej materii. Na pierwszy plan wysuwają się więc kawałki, w których Ras prawi morały, wspomina minione czasy, czy też krytykuje otaczającą go rzeczywistość, konstruując przy tym trafne puenty. Z drugiej strony, brakuje jednak mistrzowskich punchline'ów, głębokich metafor, skomplikowanych gier słownych, abstrakcyjnych porównań czy kreatywnych konceptów, w tworzeniu których raper jest przecież prawdziwym wirtuozem. Nie oznacza to, że „Blasphemy” jest całkowicie pozbawione linijek w stylu braggadocio. Przeciwnie, występują one dość często, ich poziom jest jednak przeciętny jak na MOŻLIWOŚCI „króla Zachodu”. Bez wątpienia najlepszym momentem płyty jest „How To Kill God”, stanowiące kontynuację utworu „Jack Frost II (White Christmas)” wydanego trzy lata temu. Odnosząc się do religii, historii czy nauki w ogóle, Razzy nie tylko imponuje swoją ponadprzeciętną wiedzą, ale także prowokuje słuchaczy do myślenia i poszukiwania informacji na własną rękę. Przechodząc do ostatecznego rozrachunku, należy przyznać, że od strony tekstowej album ma naprawdę niewiele wad. Ras Kass zaliczył co prawda kilka drobnych potknięć, wciąż jest to jednak solidna dawka rapu, który potrafi porwać słuchacza i zachęcić go do głębszych rozważań.

Mając w pamięci rewelacyjne „Throphies” oraz równie dobre „Dice Game”, moje oczekiwania odnośnie warstwy muzycznej były wysokie. Okazuje się, że producent z Detroit znów zdecydował postawił na sprawdzone patenty. Na „Blasphemy” znajdziemy więc to, do czego Apollo przyzwyczaił słuchaczy na przestrzeni ostatnich lat. Już od pierwszych minut słyszymy wszędobylskie sekcje smyczkowe, wtórujące im instrumenty dęte i potężne uderzenia perkusji. Zgrabnie pocięte sample soulowych wokali nadają nagraniom wyjątkowego charakteru, a trzaski winylowej płyty dodają oldschoolowego uroku. Chcąc zadbać o różnorodność brzmienia, Apollo momentami starał się wyjść poza ramy swego własnego stylu, eksperymentując przede wszystkim z tempem utworów (m.in. „Giraffe Pussy”, „Drink Irish”). Pomysł godny uznania, wyszło jednak średnio. Nie stanowi to powodu do niepokoju, gdyż zdecydowana większość albumu to Apollo Brown w klasycznym wydaniu. Stonowane pętle „H20”, „Humble Pi” czy „Bon Voyage”  brzmią naprawdę imponująco, nie inaczej jest w przypadku żywiołowego „Animal Sacrifice”. Suma sumarum, od strony producenckiej „Blasphemy” to solidny produkt, potwierdzający klasę beatmakera z Detroit. Krótko po premierze albumu padły jednak zarzuty w kierunku Apollo o brak oryginalności. Ciężko się z nimi nie zgodzić, bity Browna z roku na rok rzeczywiście stają się coraz bardziej monotonne i wtórne. W żaden sposób nie ujmuje to recenzowanemu albumowi, lecz może rzutować na kolejne projekty Apollo i jego dalszą karierę.

Bluźnierstwem byłoby nazwanie „Blasphemy” albumem nieudanym. W gruncie rzeczy spełnił on oczekiwania większości słuchaczy i traktowany jest przez fanów jako potencjalny klasyk. W moim odczuciu, krążek ten to kolejna z rzędu owocna kooperacja na linii Apollo – raper i jeden z mocniejszych punktów w dyskografii Ras Kassa. Biorąc jednak pod uwagę koncept całej płyty oraz potencjał obu muzyków, liczyłem na materiał, któremu mógłbym przyznać ocenę o stopień wyższą. Ode mnie 4/6.

Apollo Brown & Ras Kass - "How To Kill God" | Official Music Video

Apollo Brown & Ras Kass - "Humble Pi" || Official Music Video

Apollo Brown & Ras Kass Blasphemy " Animal Sacrifice"

Bonus track, który nie znalazł się na fizycznym wydaniu krążka:

Apollo Brown & Ras Kass - Impossible Dream Feat. Sean Price

pankedziorek
jak można nie było wspomnieć o kawałku, "Please don't go", który to niszczy bitem?
GanGsta2001

Bardzo Dobry album.....5/6 ;) i bardzo dobra recenzja :)

Emsie
To jedna z najlepszych (mówiąc to mam na myśli 20) płyt 2014. Szkoda, że nie jest i nigdy nie będzie dystrybuowana w Polsce. Moje typy z albumu, to klasyki na lata - Bon Voyage, Too much of a good thing oraz H20 (z gościnnym udziałem prawdziwego (sorry Nas) króla Queens - Pharoahe Monch'a. Lubię wracać do t ej płyty, co robię teraz i mam nadzieję dołączyć ją do kolekcji na półce, ASAP. Recenzja jest dobra i fair, dobrze, że autor rozpoczął od przywołania Soul on Ice, jednej z najbardziej kultowych płyt rapowych EVER? Ras Kass, to prawdopodobnie najlepszy niespełniony komercyjnie raper, ale może właśnie dzięki temu pozostał takim bezczelnym intelektualistą-gangsterem? Najważniejsze, że hip-hop ma się dobrze... z wyrazami szacunku dla tych którzy tu piszą i czytają... Emsie

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>