Tricky "Maxinquaye" (Klasyk na Weekend)

recenzja
dodano: 2014-10-18 19:30 przez: Wojciech Graczyk (komentarze: 0)

Z okazji nadchodzącego pobytu Tricky'ego w Polsce ten „Klasyk na Weekend” chciałem poświęcić właśnie jemu, a konkretniej jego debiutowi. Wiem, idę na łatwiznę. Nie ma jednak w jego katalogu, równie mocnej produkcji co „Maxinquaye”...

Debiut Tricky'ego poznałem w 2005 roku, dziesięć lat po światowej premierze. Poszukiwałem wtedy nowych brzmień, szukałem w Anglii rzeczy które pokazałyby mi troszkę inne spojrzenie na muzykę. Poza tym, chciałem wiedzieć, czym różni się hip-hop od trip hopu. Myślałem, że nie ma między tymi dwoma gatunkami wielkiej różnicy, ale się myliłem. Żeby jednak poznać tę muzykę, musiałem poszukać artystów reprezentujących ten nurt i w efekcie wypadło mi Massive Attack (z którym nasz bohater, na początku kariery współpracował - „Karmacoma” i „Blue Lines”), Portishead i Tricky. Ten ostatni przyciągnął mnie najbardziej - dzięki swojemu debiutowi.

„Maxinquaye” jak przystało na produkcje triphopowe jest mroczne, melancholijne i w ogóle nie nadające się na słoneczne dni. Oprawą muzyczną krążka zajął się sam gospodarz, wraz z Markiem Saundersem i Howie B. Wyjątkiem jest najbardziej znany numer, „Aftermath” stworzony przez Kevina Petrie. Stworzyli oni dzieło przytłaczające gęstym i ciężkim klimatem, opartym w większości o bardzo powolne podkłady. Składają się na nie przeróżnej maści dźwięki. Od trąbek, klawiszy, po afrykańskie bębny. Z całego tego narkotycznego spowolnienia, wyrywają nas dwa agresywne tracki. Pierwszym z nich jet „Black Steel”, który jest coverem utworu „Black Steel in the Hour of Chaos", Public Enemy. Nie jest to jedyna cząstka hip-hopu, która została przemycona na album. Podkład „Aftermath” jest wzbogacony o sampel z "Eat 'Em Up L Chill" LL Cool J'a, a na Brand New Retro” (drugim energicznym utworze na krążku) jest kolejna cząstka od PE, tym razem z numeru „Mind Terrorist”.

Tricky nie zawsze występuje tu w roli pierwszoplanowej. Przez pierwsze trzy utwory oddaje pole dla kobiecych głosów, które w późniejszych kawałkach dopełniają spokojne, hipnotyzujące popisy gospodarza. Lirycznie jest bardzo depresyjnie. Co prawda trochę lżej niż na następnym „Nearly God”, ale też może służyć jako soundtrack do „wieszania się”. Moim ulubieńcem jest tu „Suffocated Love”, gdzie Tricky ze swoją późniejszą małżonką, Martiną Topley-Bird wchodzą w rolę pary, w której mężczyźnie chodzi o seks, a jej o pieniądze. Mimo że temat jest trudny, to jest on podany ze sporą dozą psychologii i intryguje.

Minęła praktycznie kolejna dekada, mamy 2014 rok i „Maxinquaye” wciąż jest dla mnie czymś wyjątkowym. Czymś co się ani trochę nie zestarzało. Polecam tę płytę każdemu, bez wyjątku. Nieważne czy lubisz depresyjne klimaty, czy słoneczne brzmienia. Na pewno docenicie poziom tej płyty. Polecam.

Tagi: 

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>