Murs "Murs for President" (Ot Tak #161)

dodano: 2014-08-08 16:00 przez: Marcin Półtorak (komentarze: 0)

Rok 2008 pamiętam dobrze. Był to rok pełen wyjątkowych wydarzeń, takich jak otwarcie ostatnich stacji warszawskiego metra, polska premiera iPhone'a 3G i legalizacji eutanazji w Luksemburgu. Dziękuję ci, kochana Wikipedio. A przy okazji, był to również rok debiutu Mursa w majorsie. I choć "Murs for President" śmierdzi nieco niechcianym mainstreamem, to wciąż sympatyczny album.

 

Po powszechnie uznanym za encyklopedię kreatywności "The End of the Beginning" z 2003 Mursa porwało tornado. A to projekty ze Slugiem, a to najlepszy numer na płycie producenckiej Oh No (tak), a to regularnie wypuszczane płyty z 9th Wonderem. Cóż, na "Murs for President" nie pojawia się chyba żadna oczekiwalna postać w stylu wyżej wymienionych (poza turbonudziarzem Wonderem) albo w ogóle kogokolwiek z Def Jux. Zamiast tego z wizytą wpadli przykładowo Snoop Dogg, Will.I.Am i Nottz. Warner ewidentnie sypnął kasą.

W ogóle, widzieliście wydanie? Zaraz po otwarciu pudełka na stół wypada ulotka reklamowa; na niej koszulki, gadżety, czapeczka. Kupujcie, kupujcie, kochani fani! A jak wpiszecie przy zamówieniu, że Warner to najswobodniejsza wytwórnia świata, dostaniecie pół procenta zniżki.

 

Trzeba przyznać uczciwie, że płyta już samym brzmieniem prezentuje dostosowaną do potrzeb rynku jakość. Nie musi to wcale boleć, tym bardziej że takie "Lookin' Fly" – stereotypowy kawałek-singiel (znany sampel – jest; fejmowa ksywa na feacie – jest; inne od reszty płyty – jest) – to naprawdę banger, koncertowy taki. Pretensje można mieć do rzewnego, teatralnie smutnego "A Part of Me", próbującego wyciskać łzy soundtracku do zerwania, no ale. Debiut majorsowy w końcu.

 

Bo poza tym – "I'm Innocent" przecież. Poza paskudnym bitem (wspominałem, że Wonder to nudziarz?) świetna rzecz. Murs gada po swojemu, skacze z tematu na temat, opóźnia wers celem ot, mlaśnięcia i ogólnie co mu się zachce robi. A co powiecie na bity do "The Science" Scoop DeVille'a (gościnnie Quik) i "Road is my religion" Khalila? Ten pierwszy raczej płynący, kremowy, czarujący fletem; drugi z kolei upalny, kwaśny, wbijający w rozgrzany beton gitarą; za to oba tracki jak trzeba. Rozluźniające, idealnie definiujące słowo smooth – występujące zresztą w refrenie – "Sooo Comfortable" świetnie przechodzi w highlight płyty, tj. westowe (w programie Terrace Martin, Snoop, LaToiya Williams) "Time Is Now" i jest pięknie. Dzwoneczki, handclapy, pianinko i kobiecy wokal.

 

Poza tym ogólnie ciężko odnaleźć tu jakieś bardziej nietypowe zabiegi. "Everything" (sampel z Jamesa Blunta; co?), "Can It Be" i "Break Up" – tak, pominąłem produkcje 9tha – to raczej takie uniwersalne produkcje z gatunku "ej ziomek, we no kopsnij jakieś spoko biciwo samplowane". Zaskakuje tylko Nottz, najpierw po swojemu rozkiwanym, ale oszczędnym, surowym wręcz "Think You Know Me"; potem "Me and This Jawn", w którym melodia ginie gdzieś pod intensywnym zeskreczowaniem, a poza tym jest zachód, luz i chill.

 

Okazuje się zatem, że klimatycznie to taki album na wszystkie okazje. To zresztą najwyraźniej zrozumiał i Murs. Najpierw więc wywołuje uśmiech na twarzy w "I'm innocent", a potem uderza w poważniejsze klimaty wraz z nadejściem "The Science" i utrzymuje je jeszcze przez parę numerów. Z jednej strony pozwala sobie na garść czystej krwi pierdół o niczym ("Lookin' Fly"), a z drugiej nazywa się najszczerszym raperem na świecie, bo słucha go jego mama ("Breakthrough"). Miło z jego strony.

 

I tak po jakimś czasie słuchania dociera, że w sumie chciałoby się, aby te potężne wejścia z "Can It Be" zostały położone pod jakiś inny bit. Że Will.I.Am ze swoimi ledwo kilkoma słowami, które zapewniły mu wspomnienie na trackliście jest zupełnie zbędny, podczas gdy w innych numerach niepodpisane zostały całe refreny (w tej roli przykładowo Kokane). Że to nieszczęsne "Part of Me" z niemal półminutowym powtarzaniem "I'm sorry" można było zastąpić jakimś koncept-numerem na szalonym, nietypowym podkładzie. Ciężko powiedzieć, że Murs zawodzi, raczej przez całą płytę towarzyszy wrażenie, że wszystko poza nim jest tu rozkręcone na zbyt małych obrotach. Postać główna stara się jakoś pogodzić wymagania wielkoformatowego debiutu ze swoimi jazdami, ale mnóstwo rzeczy mu w tym przeszkadza. Wychodzi z tego taka sinusoida; męczy trochę, jak po serii dobrych numerów dostaje się liścia w postaci czegoś zupełnie niepasującego. Albo kolejnego tak samo mdłego bitu Wondera.

 

To nie jest słaby album. To raczej trochę powyżej przeciętności. Całkiem dobry – o, dokładnie to. Całkiem dobry. Tak trochę powyżej środka skali. Należy się cztery minus. "Murs for President" dostarcza przyzwoitej rozrywki, czasem zbyt asekuracyjnej, ale mimo wszystko trzymającej poziom. Gdybym miał dać tej płycie jednego taga na Last.FM, pewnie padłoby na "Enjoyable".

 

Murs-Road Is My Religion

Murs - Time Is Now -ft. Snoop Dogg & Latoiya Williams

MURS "THE SCIENCE" in HD

Tagi: 

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>