Eminem "The Marshall Mathers LP 2" - recenzja nr 1

recenzja
kategorie: Hip-Hop/Rap, Pop, Recenzje
dodano: 2013-11-14 18:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 23)

Tak jak pisałem w Klasyku Na Weekend - źle się stało, że nowy materiał został tak zatytułowany, bo w zestawieniu z genialnym krążkiem z 2000 roku wszystko wydaje się mniejsze i gorsze. Tymczasem "mniejsze i gorsze" w opisie siódmego solowego materiału Eminema w mainstreamowym obiegu, pasuje co najwyżej do konkurencji. Realia się zmieniły, a Eminem odsiedział swoje na szczycie, mając obok tronu szeptaczy Interscope, którzy zapewne wtłukli mu już do głowy, że nie wystarczy być najlepszym z najlepszych, trzeba jeszcze robić hity, odważnie kombinować z nowoczesnością, dogadać się z wokalistkami itd. Pewnie zresztą zdążył zauważyć to sam, dopiero, kiedy znalazł w sobie kontrowersję, obrazoburstwo i skandal, któremu nadał imię Slim Shady, zwrócono na niego uwagę, chociaż przecież i wcześniej jego styl był jak miotacz ognia.

Pierwszy track mówi wiele. "Bad Guy", opowiedziana po latach historia Matthew Mitchela, który jako dziecko został bohaterem drugiego planu w legendarnym singlu "Stan", pokazuje, że autor naprawdę ma ochotę zrobić jeden z najlepszych krążków w swoim dorobku, że przywiązuje wagę do wszystkiego i chce pokazać, że po 13 latach nie jest słabszy. Nikt chyba nie miał większych wątpliwości dotyczących formy gwiazdy z Detroit, jedyna obawa mogła wiązać się z tym czy nie "przedobrzy". Czy nie przesadzi z mruganiem okiem do radio i TV, czy nie zabije naszej koncentracji przesadnym nagromadzeniem kanonad rymów, czy dobierze odpowiednie bity. I co?

Nie mogę powiedzieć, że wszystko jest tutaj w moim guście, bo nie jest, ale to nie ma większego znaczenia, kiedy spojrzymy na ten album w szerszej perspektywie. Jaram się rapem. Jaram się techniką nawijania, zabawą znaczeniami, follow-upami, linijkami, które można rozgryzać godzinami, jaram się umiejętnym okiełznaniem bitów na których moglibyście się nigdy nie spodziewać nawijania. Dlatego właśnie uważam, że "Marshall Mathers LP 2" jest chyba największym kandydatem do miana płyty roku. Z tysięcy linijek, które warto rozkminić przytoczę dwie, które dla mnie najlepiej opisują zawartość tego krążka: gorzką, pełną emocji i mrocznych dywagacji stronę psychoaktywną opisze "Tragic portrait of an artist tortured/ Trapped in his own drawings", a oldschoolową, gotową do konkurencji i hołdującą wszystkim formom rapowego rozwoju doskonale ujmuje proste, ale mocne "So as long as I'm on the clock punching this time card/ Hip hop ain't dying on my watch". Eminem w wywiadach opowiada o swoim pracoholizmie, o tym, że wszystko w jego głowie układa się w linijki, że przez większość czasu wprowadza się w swego rodzaju twórczy szał. To słychać. We wspomnianym, trwającym siedem minut "Bad Guy", zakończenie w którym bohater - wspomniany kuzyn Stana z "MMLP" przeradza się w monstrum siedzące w głowie Marshalla Mathersa, które zmaterializowało się, żeby wypomnieć mu wszystkie obrażone osoby, znieważone kobiety i moralne szkody jakie wyrządził. Pamiętacie jak Eminema nazywano "najbardziej niebezpiecznym człowiekiem w Ameryce"? Jego celem w 2013 nie jest już strzelanie do wszystkich, którzy wejdą mu przed oczy. Nadal jednak posiada jeden z najbardziej niebezpiecznych umysłów - potrafi działać jak zapalnik w procesie myślowym, skłania do zastanowienia się albo przemyślenia dotychczasowych poglądów w świetle tego co mówi, mobilizuje cię, żebyś za nim nadążył - "Dumb it down, I don't know how, huh-huh, how-how/ At least I know that I don't know/ Question is are you bozos smart enough to feel stupid, hope so"). Potrafi opowiedzieć o swoim życiu - życiu milionera z poczuciem bycia samotnym w swoim bogactwie, normalnego złośliwca z ulicy Detroit, który już nie może wytrzymać z fanami, którzy podają mu kartki do podpisu nawet kiedy siedzi na kiblu z McDonaldzie. Przedstawia to tak, że nie zazdrościsz mu, raczej współczujesz, choć pewnie wielu wydaje się, że Eminem nie ma w ogóle na co narzekać. Otóż jak widać ma. Dużo tutaj mroku, poważnych tematów, mentalnych zawiłości o cechach paranoi, które chwilami są wręcz przerażające.

Muzyka? Moim zdaniem na plus. Nie obeszło się bez ekscesów (cóż za niespodzianka), ale mimo wszystko jako całość uważam, że jest naprawdę na wysokim poziomie, adekwatnym do możliwości Marshalla. Zacznijmy od tego, że znajdziemy tu najlepszy bit jaki wyprodukował Eminem ever - na takie miano moim zdaniem zasługuje "Brainless". Niestety po nim od razu wjeżdża "Stronger Than I Was" (również produced by Eminem), które bardziej kojarzy się z Backstreet Boys, ale stoję o zakład, że to celowy zabieg - "mogę zrobić hardkorowe dudniące ścierwo, a za chwilę przesłodzony pop, umiem wszystko". Nawet, kiedy niszczy ostatnią zwrotką, po tym boysbandowym refrenie mam już takie mdłości, że nie mogę się skoncentrować. I to jedyny moment albumu, który oceniłby jednoznacznie na minus. Po premierze singla z Rihanną, posypało się bardzo dużo hejtów. Nie mogę się z tym zgodzić. Frequency na bicie dostał oczywiście wytyczne zrobienia numeru w opcji "radio-friendly", rozumiem, że niektórzy uważają, że RiRi to celebrytka nie wokalistka... Posłuchajcie uważnie i przekmińcie. Eminem jedzie świetne zwrotki na bardzo fajnych perkusjach z dającym kopa subtelnym wokalem w tle, a piosenkarka dorzuca do tego prosty, ale niesamowicie chwytliwy refren i drugi hook w opcji "ooooh ooooh oooh", który być może przykuje do treści zwrotek gości, którzy na codzień słuchają byle gówna. To takie złe? Że ktoś w najbardziej ryjących mózg radiorozgłośniach puści numer nawinięty na najwyższym poziomie? Ja tam się jaram i uważam, że to bardzo udany singiel. Momentów w których do głosu dochodzi pop jest oczywiście więcej. Chociażby refren w "Survivalu", mięciutkie melodyjki z "Headlights" czy nieco przewrażliwione pianinko w "Legacy". Co z tego? Każdy z tych kawałków, jest wart słuchania w opór. Zwrotki z "Legacy" to są jedne z najlepszych tego roku - emocje, szczerość, umiejętność plastycznego przywołania historii przed nasze oczy, trzeszczący mix wokalu, klimat... "Survival" to hit, w którym jedynie klip mnie trochę denerwuje, ale przecież to jest kaliber kawałka, który należy pewnego dnia poczuć stojąc na stadionie pełnym ludzi patrzących w stronę sceny na której stoi on - jeden z największych artystów naszych czasów, czy go lubicie czy nie. Nie ma z czym dyskutować.

"Came to the world at a time when it was in need of a villain/ An asshole, that role I think I succeed in fulfilling/ Don't think I ever stopped to think I was speaking to children/ Everything was happening so fast, it was like I blinked, sold three million". Wrócił też Slim Shady w wysokiej dyspozycji, może nie tak perfidny jak na "Slim Shady LP", ale nadal wyjątkowy. Zamykający całość "Evil Twin" oczywiście bawi, kiedy na dzieńdobry Slim wchodzi "Hi... faggot". Każdy kto zna historię jego sporów z organizacjami homoseksualistów i rozumie o co mu chodzi, powie - to znowu on. "Wolno mi powiedzieć co chcę, jestem ikoną popkultury i uosobieniem bezpardonowych dissów". Kapitalne znaczenie dla mocy tego albumu mają numery zrobione do spółki z Rickiem Rubinem. Trochę inspiracji Beastie Boys i Run DMC, trochę redneckowymi gitarkami z niesamowitą energią i trochę z 60'sowych dansingów - w efekcie numery, które niesamowicie kopią - tak jest z "Rhyme Or Reason", z "Berzerk", z "So Far..." i z "Love Game". Wyniki tej epokowej współpracy trzeba znać. Kiedy przejrzymy producentów albumu można zdziwić się, jak dobrze mają się porpocje między rapem a popem. Mamy tutaj przecież M-Phazesa i S1, mamy DJ'a Khalila, mamy Sid Roams... Oczywiście mamy też Alex da Kida, ale wydaje się, że proporcje są w porządku. Może taki jest zamysł? Płyta trwa blisko 77 minut, to strasznie dużo, może intencją twórcy było, żeby każdy wybrał sobie to co go interesuje. Razi was pop? Skipujecie "Monstera", "Headlights" i "Stronger Than I Was".

Po pierwszych przesłuchaniach album mnie zszokował, zaczarował na wiele odsłuchów. Z czasem, kiedy przywyknie się do kosmicznego poziomu nawijania, a czerstwe refreny zaczną drażnić bardziej, a co gorsza - sprawdzi się "MMLP" dla porównania, wrażenie jest już nieco mniejsze. W niczym jednak nie zmienia to faktu, że na nowej płycie znajdują się jedne z najlepszych, hip hopowych kawałków roku. I dekady też. "Evil Twin", "Legacy", "Berzerk", "Rap God", "Bad Guy", "So Far...", "Brainless"... Jest w czym wybierać. Mnóstwo tutaj rzeczy godnych kontynuacji "Marshall Mathers LP", a wiecie przecież, że z mojej strony to olbrzymi komplement. Na dodatek numery z wersji Deluxe szokują tym, że się "nie zmieściły". Jakim., Kurwa. Cudem. Pytam. Się. Eminem zjadł dzisiejszy rap, paru zawodników skarcił bezpośrednio, reszcie dał jasny znak - "don't fuck with me". Pozycja obowiązkowa wśród tegorocznych premier. Jeden przymiotnik opisu? Pozwólcie, że będzie anglojęzyczny: insane.

 

 

Szczur
Komentarz został usunięty przez moderatora.
jjfad
slucham tego albumu w kolko, nie bylem jakims wielkim fanem eminema, ale ten album to jest mistrzostwo swiata, techniczne i liryczne mistrzostwo
es222
" "Survival" to hit, w którym jedynie klip mnie trochę denerwuje" " - Eminem,pokazuje że może wszystko nie tylko w rapie,ale i w HH. Ta płyta to HOŁD DLA HIP HOPU. Em latający w kapturze z puchą w łapie? TAK TAK TAK,a panowie malujący pewnie sie jarają:)
Ferrrebn
CIEKAWOSTKA: Robert Leszczyński (ten idiota z mopem na łbie) w 2003 roku tak się wypowiedział: "Mam nadzieje że za 5 lat nikt nie będzie pamiętał, kto to Eminem, ale wszyscy będą słuchać Dido, bo jest osobą bardzo utalentowaną. Ja bym go zapytał, czy wchodząc do chaty, zdejmuje strój roboczy: spodnie z krokiem w kolanach itd., jak często sprawdza stan konta i czy jego humor zależy od tego, ile na nim jest. Chciałbym wiedzieć, czy jest prawdziwy, bo według mnie, Em przeprasza, że jest biały, naśladuje, błaznuje, ale nie ma poczucia humoru i własnej śmieszności. Byłem na tak, jestem na nie!" Kolejny znawca tematu amerykańskiego rapu po Eldo i Wojewódzkim, link do całości http://slizg.eu/viewtopic.php?p=220781
Bronson, Czarls
2013 rok - Eminem ponad 77 MLN fanów na facebooku, Dido 2,1 MLN :D Przyjmując, że nie wszyscy fani mają facebook, albo, że nie klikają "lubie to" to ma pewnie ponad 100 MLN fanów na świecie. Leszczyński czy Wojewódzki mają takie pojęcie o amerykańskim rapie jak ja o kurwa balecie mongolskim :D Na temat Leszczyńskiego nie chcę się już wypowiadać więcej bo, że jest idiotą wystarczy sam fakt, że dołączył do partii Paligłupa, a Wojewódzki? Kurwa, typ robi się na alfa i omegę i myśli, że najlepszy rap to coś w stylu Molesty czy Paktofoniki, zresztą on chyba jest takim wielki rokendrolowcem, a słucha takiego gówna, że głowa mała, ja mimo, że częściej słucham rapu niż rocka to mam w chuj lepszy gust od tego mentalnego karła z wybujałym ego.
Igiiiii
Jednak sam jesteś przygłupem i udowadniasz to stwierdzeniem, że masz lepszy gust. Co za matoł...
A$AP Mob
sorry że się wtrącę ale tylko chce dorzucić świeżutkie info A$AP Rocky jakąś godzinę temu wypuścił nowy klip Phoenix
SHADY Mob
dont give a fck bout wack rappers xd
NukeDukems
Przecież taki Kany West przy Eminemie to kurwa jest jebanym pajacem :D Odjebało mu na głowę z tym jego ego i uważa się za wybitnego artystę na miarę Bacha czy Beetovena, robi asłuchalne gówno i wmawia ludziom, że to sztuka, wystarczy trochę poobrażać chrześcijańskie wartości i żydo-amerykańskie media od razu wychwalają takie ścierwo jak nowy album Westa
FredroSun
CZEKAM NA WJAZD JAKIEGOŚ PAJACA KTÓRY POWIE ŻE SŁUCHA EMINEMA OD ROKU 2000 I TO JUŻ NIE TEN SAM "STARY" EMINEM, ŻE SIĘ SKOŃCZYŁ
killbill
jedna jedyna w swiecie prawda jest taka, ze nie ma mocnych na eminema, jest raperem wszechczasow, nie ma zadnej dyskusji
DMNSTR8
Powiem tak po pierwsze Royce na Hell the sequel wypadl lepiej i to w niejednym numerze,po drugie jestem naprawdę ciekawy jak by wygladau hip hop gdyby do tej pory zyli Big Punisher wraz z Big L'em a no i Eyedea I po trzecie jezeli chodzi o same rymy pod wzgledem technicznym i pomysly na nie to chcialbym zobaczyc czy nie zmienil bys zdania jezeli nagralby/nagraliby z nim masywny posse cut takimi/tacy Emcees jak:Pharoahe Monch,Papoose,R.A the Rugged Man,Diabolic,Esoteric,Gift of Gab,Tech N9ne (ktorego to wspomniany w tym zestawieniu Rugged zjadl),Elzhi,Celph Titled no i ciekawe jak w tym wszystkim by wypadl Apathy
DMNSTR8
Powiem tak po pierwsze Royce na Hell the sequel wypadl lepiej i to w niejednym numerze,po drugie jestem naprawdę ciekawy jak by wygladau hip hop gdyby do tej pory zyli Big Punisher wraz z Big L'em a no i Eyedea I po trzecie jezeli chodzi o same rymy pod wzgledem technicznym i pomysly na nie to chcialbym zobaczyc czy nie zmienil bys zdania jezeli nagralby/nagraliby z nim masywny posse cut takimi/tacy Emcees jak:Pharoahe Monch,Papoose,R.A the Rugged Man,Diabolic,Esoteric,Gift of Gab,Tech N9ne (ktorego to wspomniany w tym zestawieniu Rugged zjadl),Elzhi,Celph Titled no i ciekawe jak w tym wszystkim by wypadl Apathy
Eldonsacz
Wiesz jak? Srak, kolejny kurwa filzof i ekspert rapowy, co by było gdyby, jak by wyglądał rap gdyby Jay-Z zginął w 1999 roku, a Kanye West by się nie narodził? Sprawdź sobie zwrotkę Eminema w No Love i dowiesz się dlaczego Eminem nie nagrywa z takimi lamerami jak Papoose czy Diabolic, kurwa, w ogóle co ty człowieku piszesz :D
DEREEK
Eminem ma już na koncie kawałek z Pharoahe Monchem i Tech N9ne'm, a z resztą tego typu typów co wymieniłeś nagrywał kawałki ponad 15 lat temu więc po co miałby teraz promować takich undergroundowych lamusów? R.A the Rugged Man to może sobie co najwyżej z Sokołem nagrać kawałek.
DMNSTR8
*Jak by wypadl przy Em'ie Apathy
Sernebon
a jak by wypadł przy Emienemie "Mister X From tha Hood"? A może jakby wypadł "Real Talkin Shit Man"? Albo "MC Infamous"? Człowieku weź przestań się popisywać, że słuchasz undergroundu
Igiiiii
Nie można powiedzieć, że to słaby album ale mi do gustu nie przypadł. A jak słyszę, że Eminem jest najepszym raperem wszechczasów to mi się śmiać chce. Napewno jeden z najlepszych ale w rzeczywistości tego nie da się wybrać bo było i jest nadal tylu kozaków na mikrofonie.
Kl@un Szyderca
Niestety, ale prawda. Wielu tutaj, w komentarzach, ściska zwieracze aby się nie posrać ze szczęścia,a prawda jest taka, że obecny Eminem nie podchodzi wielu ludziom, którzy kiedyś łykali jego nagrania jak pelikany. Niestety rozwój jego flow, dokładnie jak u OSTRego, to jest totalny regres. Z zajebistej techniki doszedłdo jakiegoś jebanego krzyku, szczekania i niepotrzebnych udziwnień, które pwodują, że stał się zuepłnie asłuchalny. Zaskakująco dobra jest produkcja, kolaboracje nawet z panienkami nie rażą i pasują do płyty, zle dawnego, dobrego Eminema już dawno nie ma. Tytuł niepotrzebnie nawiązuje do klasyka, bo w porównaniu bezpośrednim widać jak na dłoni, że obecny Em jest jakiś do bani. Król nie król, niezależnie od tego co piszą gimbusy po internecie, wyżej dupy nie podskoczy i nigdy nie będzie w takiej formie jak na TMMLP i drugiej równiemdobrej płyty już nie nagra. Więc możecie sobie tutaj wyzywać wszystkich, którzy mają odmienne zdanie, ale obiektywnie pisząc nie ma rewelacji i widzi to każdy kto już swoje w rapie posłuchał przez wiele lat. Amen kurwa.
szydercogin
Pierdzielisz chlopie, pierdzelisz. Flow słabsze od poprzednich albumów? Tyś chyba Relapse nie słuchał. Przecież ten gość niszczy wszystkich. Tłumaczenie albumu czytałeś? Liryczny masterpiece. Nikt takiego rapu jak Eminem nie nagrywa. Same gejrapy wogolo, a jak juz ktos cos fajnego nagra to nie trzyma poziomu. Kanye to gniot, Drake gejrap ale gosc nawijke ma dobra. Eminem jest nietykalny. Jest najlepszy i nie było nikogo tak dobrego. Powiedzieli tak m.in. Drake, The Game, Dr Dre, Akon, Wiz Kaliffa, Kendrick Lamar, Tech9n, Hopsin. Słabszy em czy nie, gra w innej lidze.
B.One
Owszem płyta nie mieści się na cd, wystarczy spróbować zgrac mp3 na cd i sie łatwo przekonac ;) stad wersja delux.
Accipiter
Póki co płyta Roku. Czekam na Ice Cuba ,,Everythang's Corrupt'', pewnie będzie w meinstramie cicho o tym albumie, bo teksty będą przeciwko rządowi i przemysłowi muzycznemu. Dziś MM LP2 delux kupiłem. Trzeci raz z rzędu leci. Niektórym potrzeba więcej czasu żeby uświadomic sobie że to jest sequel równy albo raczej lepszy od ,,Jedynki'' . ,,Think not?/ Why be a King, when you can be a God?'' #RAP GOD
lil weezy
wg mnie płyta roku , reszta raperów może dzwonic do mcdonalda i szukać roboty bo Marshall jest numerem jeden i nie ma chuja na niego w tym świecie ,najprawdziwszy MC ever ma miliony fanów zarabia kupe szmalu , ale jebie go ta sława i pieniądze , cały czas mu chodzi o to żeby być prawdziwym mc ,a prawdziwy mc jest zawsze w formie i obchodzi go zawsze szacunek innych raperów a inni raperzy mają kurewsko wielki respekt do eminema wiec zanim ktos zacznie rzucac ksywami niech sie upewni czy jego idol i jego zdaniem " ten lepszy" nie jara sie eminemem.... a co do płyty rozpierdol wg mnie i źle ludzie myślą że jak sequel płyty to bedzie taka brzmieniowo jak 1 nic z tego chodziło bardziej o to że eminem zatacza koło i wraca do siebie myślami z tamtego czasu i chodziło mu bardziej o klimat , ten mrok i emocje które mu towarzyszyły ale to wszystko jest ubrane w mocniejszą formę wg mnie...+ konsekwencja jego karriery bezerk to dla mnie sztos na lata , klasyk z miejsca HIP HOPOWY klasyk rap god to tylko potwierdzenie moich słów survival , ukazuje jego charakter , wytrwałośc , albo rap albo nic a reszta numerów to wejrzenie we wnętrze eminema ...a i mój faworyt z tej płyty (cięzko wybrać jeden) ale stronger than i was i headlighs najbardziej zapadły mi w pamięć głównie dlatego że są najbardziej egzaltowane emocjonalnie ja tam lubie krzyczenie eminema...:)

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>