Owal/Emcedwa "Epizod III: Wirus" (Przegapifszy #57)

dodano: 2013-06-16 16:00 przez: Piotr Zdziarstek (komentarze: 12)

Niewykluczone, że kilka osób po zerknięciu na miniaturkę okładki po lewej prychnie lekceważąco pod nosem. Tym panom podziękujemy. Nie mam już zamiaru prowadzić krucjaty i przekonywać, że UMC w istocie miało kilka naprawdę udanych pozycji w swoim dorobku wydawniczym. Chcę się skupić na faktach, a jednym z nich jest to, że Owal do dziś pozostaje cholernie niedocenionym raperem, który popełnił tylko jedną większą wpadkę w postaci „Sensu życia”. Jego poprzednie legale dość mocno zakorzeniły się w historii polskiego hip-hopu i odmawianie tym płytom jakiejkolwiek wartości jest absurdalne. I chociaż „Rapnastyk” cieszy się sporym szacunkiem w środowisku, to „Wirus” był kontrowersyjny już w dniu swojej premiery. Dlatego to właśnie na nim się dzisiaj skupię.

 

Trzeci epizod mogę opisać trzema słowami: buńczuczność, agresja i spójność. Największym zaskoczeniem jest brzmienie płyty. „Plumkające” pianinka i „gładkość” poprzedniczki ustąpiły miejsca zadziornym, aczkolwiek ciepłym w swojej melodyce bitom. Rzeczywiście, słuchając tego krążka widzi się przed oczami jadowitą czerwień znaną z okładki. Jeżeli chodzi o koherencję, to jest to dla mnie wzór polskiej, rapowej płyty. Wspólny mianownik został utrzymany od pierwszego do ostatniego dźwięku; to zadziwiające, biorąc pod uwagę dużą ilość producentów zaangażowanych w projekt. Co więcej, udało się zachować zdrową różnorodność, która uatrakcyjnia album, dając mu momentami pooddychać. Z jednej strony mamy ostre, krwiste sample na soczystych bębnach (Nolte, Ike, Doniu, Tabb, O.S.T.R.), z drugiej leniwe, ciepłe i nostalgiczne dźwięki (Kada, WDK, DNA) – to robi wrażenie. Zwłaszcza, że wszystko zostało rozłożone na osi płyty w sensowny sposób; nie nudzimy się, nie ma przestojów, a jednocześnie całość nie nabiera chaotycznego tempa.

 

Największe zarzuty w momencie premiery dotyczyły wściekłości Owala. Można nawet powiedzieć, że pokusił się tutaj (raczej nieświadomie) o ponury, przesiąknięty zawodem koncept: zmęczenie rap-grą, poczucie niesprawiedliwości i niedocenienia. Stąd w większości numerów tyle jadu. Poznański raper nieustannie usiłuje udowodnić, że nie jest popową niedorajdą. Czasami zapędza się i brnie w ślepą uliczkę, posługuje się zbędnymi wulgaryzmami jakby chciał krzyczeć „patrzcie, jestem hip-hopowy!”. Na szczęście da się przełknąć te nieco bardziej toporne elementy bez większego trudu. Co ciekawe, dostaje się tutaj wszelkim populistycznym, szanowanym przez ogół raperom. Szkoda tylko, że podczas tych wyrzutów pada stanowczo za mało argumentów i konkretów, przez co ciosy te tracą nieco na impecie. Brakuje przykładów, brakuje wskazania palcem, za dużo tutaj mówienia „oni”.

 

Niemniej Owal zdecydowanie posiada charyzmę i pewność siebie, które sprawiają, że jego szesnastki momentalnie wbijają się w naszą pamięć. Jest to styl prosty, szczególnie na dzisiejsze standardy, ale słucha się go z niekłamaną przyjemnością. Zwłaszcza bezczelne numery w stylu „Jestem w grze” czy „Koncert w Polsce” wychodzą mu najlepiej. Oczywiście nie mogę też zapomnieć o DJ-u Henie, który jest pełnoprawnym współautorem albumu. Ilość skreczy jest porażająca, ale są tak umiejętnie wkomponowane w materiał, że można czerpać z nich tylko i wyłącznie przyjemność. Gościnnie mamy komplet rapowych banitów z 2004 roku. Mezo oraz Ascetoholix – wszyscy w dobrej, równej formie. Dodajmy do tego śpiew Kady w dwóch numerach (ktoś wie co się z nią obecnie dzieje?) i nic więcej do szczęścia nie potrzeba (no może jeszcze Hans i Deep z 52 mogliby zostawić jakiś ślad po sobie).

 

Ostatecznie otrzymujemy solidny, rapowy materiał, do którego wraca się z uśmiechem na twarzy. Zwłaszcza, że pod względem tekstowym nie stracił na aktualności, wręcz przeciwnie – jeżeli ktoś nie miał jeszcze okazji zarazić się „Wirusem” to właśnie teraz jest na to bardzo dobra pora. Moim zdaniem to zdecydowanie najjaśniejszy punkt w dyskografii Jacka Wieczorka i ciekawi mnie dlaczego odstawił mikrofon (niedługo po stojącym na solidnym poziomie beefie z Shellerinim), a słuch o nim zaginął. Ale to już temat na zupełnie inną dyskusję...



Tagi: 

gdzie jest owal
z tego co wiem, to czasem się buja z Mezem na koncerty jako hypeman
Franklin
Propsował Afirmacje w kawałku Przełom :)
knkkn
,,Rapteatr" to zajebisty kawałek. Zawsze się nim jarałem. Bit rozpierdala, Mezo naprawdę kozacką zwrotę dał. Mimo, że się sprzedał jak ostatnia dziwka, to skille ma. Gdyby spojrzeć obiektywnie to w tamtych czasach był jednym z lepszych technicznie raperów. W tamtych czasach chyba tylko Wankej tak składał jak on.
knkkn
Nie no przegiąłem Wankej był jednak dużo lepszy pod względem
co z nim?
Ponoc trzebie dobry hajs na programowaniu/informatyce.
Anonim
W tamtych czasach kozacki był RY23,Sheller,Trzeci Wymiar, Gural...:)
wujokrzysio
RY23,Sheller?:) Podasz konkrety? Bo jakoś sobie nie przypominam. Sheller miał JEDNĄ dobra zwrotkę na Roku Drewnianej Małpy, a RY23 tak jak teraz, był dosyć kwadratowy...
Ktoś
Uliczny folklor to przecie był klasyk
faba
Chociażby 2004 PDG Rapertuar tam był Szelka, wcześniej też słyszałem
Kal@fi0r
Z tym Owalem to jest tak, że o ile "Rapnastyk" był naprawdę bardzo dobrym albumem - spójnym, z konkretnym flow i dobrą techniką, niegłupimi tekstami - to już "Wirus" zupełnie mi nie podszedł... Inna kwestia, że od lat nie mogę sprzedać tego albumu na Allegro: nikt go nie chce, hehehehe...
Paweł Miedzielec

W 2005 roku na ostatnim organizowanym przez UMC festiwalu w Arenie dawali tą płytę za free przy wejściu i juz wtedy nikt nie chciał jej brac a co dopiero teraz wcisnąc to komuś za hajs :)

jar
Na mixtape BRUDNY ZACHUD nawina i to calkie niezle szkoda ze nie wydal kolejnej plyty a troche go brak w rapgrze

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>