Grap Luva "Neva Done" (Przegapifszy #55)

recenzja
dodano: 2013-06-02 17:00 przez: Daniel Wardziński (komentarze: 4)

Dla 95% słuchaczy hip-hopu prawdopodobnie pozostanie anonimowy. Dla 4,5% z pozostałych 5, będzie "bratem Pete Rocka". Szkoda, bo Grap Luva to gość, który stojąc w cieniu swojego wielkiego brata po cichu produkuje swoją muzykę, nagrywa swoje zwrotki, współpracuje ze swoimi ludźmi i wychodzą z tego świetne rzeczy, które jednak nie mają szerokiego grona odbiorców. Duża część słuchaczy nie zauważyła nawet momentu w którym Grap przestał być side-kickiem, młodym kolesiem, który chce się wszystkiego nauczyć od swojego brata przez co brzmi podobnie. Dziś Grap nie mieszka już w domu brata w Mount Vernon, ale w Waszyngtonie. Pracuje z trudną młodzieżą w jednej ze szkół, regularnie współpracuje z takimi postaciami jak Damu czy Kev Brown i ma zupełnie własny lot, w którym Pete Rock pobrzmiewa sobie tylko gdzieś w tle.

Zakochany w SP-1200 Grap debiutował już w 1991 roku na albumie "Mecca & The Soul Brother", później pojawiając się na kolejnych albumach Pete Rocka i CL Smootha. Nigdy nie cisnęło go jednak, żeby pchać się na pierwszy plan, a nawet kiedy dostawał taką szansę i tak się nie udawało. Tak było z "Center Of Attention" tworzonego z przyjaciółmi z Mount Vernon składu INI. Pomimo sporego sukcesu wydanego jeszcze w 1996 singla "Fakin' Jax" album utkwił w magazynach Elektry i ukazał się po czasie. Solowo Grap Luva najbardziej lubił wydawać krótkie produkcje na wosku. Jedną z nich, wydaną dwa lata temu jest "Neva Done" - półgodzinna epka, pełna wszelkiego rodzaju dobra.

To tylko 30 minut muzyki, do tego wśród jedenastu tracków dwa to instrumentale innych numerów. Grap Luva rapuje tylko wtedy, kiedy ma na to ochotę, a słynąc ze swojego krytycznego nastawienia do własnego rapu, nie zawsze chce umieszczać na płytach to co nagra. Za to chętnie zamieszcza to co wyprodukuje - w efekcie na "Neva Done" dostajemy porcję głębokich produkcji śmierdzących analogiem na kilometr. Kiedy jednak rapuje to, co ciekawe, nie na swoich bitach - na epce pomogli mu przyjaciele: Joc Marx w przypadku "Work In Progress" i Kev Brown przy "Neva Done". Na pierwszej stronie wosku dostajemy bardzo adekwatne do całej zawartości intro, dwa wspomniane kawałki w wersji z rapem Grapa i bez niego. Druga strona to już natomiast instrumentalna kopalnia ze starego poczciwego SP-1200 i to chyba właśnie ona sprawia, że "Neva Done" to materiał, którego nie powinno się przegapić.

W "Pieces Of A Drum" tytułowe bębny mają w sobie tyle funkowej mocy, a jednocześnie tyle soulowego uroku i hipnotyzującego pogłosu, że w połączeniu z charakterystycznym samplem mają dar poprawiania humoru, a nieczęsty to dar. "Keywaves" to fotelowy relaks, który sprawi, że zapadniecie się w tym fotelu tak, że możecie mieć problem ze wstaniem. Genialna partia hatów przesuwająca rytmikę tego numeru w połączeniu z wybrzmiewającym, leniwym motywem pianina to coś pięknego i wartego odnotowania. Następnie wchodzi "Rockin' With Ellegence (One For Damu)". Damu musiał być bardzo zadowolony, kiedy usłyszał co mu dedykowano. To jeden z najbardziej zmysłowych, bogatych w swej prostocie, pochłaniających słuchacza w całości bitów Grapa jakie kiedykolwiek zrobił. Najpierw ta klawiszowa melodyjka na wysokiej tonacji, potem brudny, głęboki motyw pianina, potem to wszystko razem niesione przez rządzącą perkusję i podlane odległym basem, który jest jak kropka nad i. Re-we-lac-ja.

"Lion's Walk" to bardziej bangerowy numer z niezłym pazurem słyszanym przy świetnym cięciu sampla. Po nim wchodzi coś niesamowitego - "Make 'Em Clap". Ten numer ma w sobie tyle pozytywnego vibe'u, tyle uśmiechniętej mordy z 80'sowego hip-hopu w połączeniu z ultragłębokim brzmieniem z lat 90... Epicki letniaczek z trąbką, która nie pozwala o sobie zapomnieć i, którą nucisz tygodniami od słuchania albumu. Całość zamyka "West Side Highway" - bardzo adekwatny track na koniec materiału. Perkusja niby bardzo żywa, pojedyncze próbki trąbki tak przyjemnie kojarzące się ze złotą erą dodają dynamiki, ale główny samplowany motyw (po raz kolejny pianinko) raczej skłania do refleksji, ewentualnie odpoczynku. Przy tej płycie bardzo dobrze się odpoczywa, szczególnie, kiedy fan boom-bapu stara się nadążać za dzisiejszym rapem i trochę się nim już zmęczy. Tutaj jest wszystko co pomoże na skołatane nerwy. "Neva Done" to cichy klasyczek, wosk, który wykopany za 50 lat będzie sprawiał wrażenie muzyki świetnej, ale w swoim czasie niedocenionej. Wy możecie docenić ją już teraz. Zdecydowanie warto.

 

KondiWTN
materiał kozak, myślałem że jest bardziej znany a on ląduje w przegapifszy ;/
manymany
niektórzy na tym świecie są skazani na niedocenienie, naprawe.Grap wielki szacunek za wszystko, nie tylko za INI
antyck
nei wierzę, ze widzę to na popkillerze :O
Zzajawkowicz
Niedoceniony może być ten, kto ma trochę materiału w swojej dyskografii, Grap Luva oprócz albumu z INI wydanego dopiero w 2003 roku, wydał tylko tę EPkę i kilka beatów. Strasznie niedoceniany raper i producent z równą dyską, naprawdę.

Plain text

  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <blockquote> <code> <ul> <ol> <li> <dl> <dt> <dd>